Po wyjściu Piotra, Wiktoria na chwilę zamknęła oczy. Cholera, pomyślała. Cała ta sytuacja była... Wiki nie potrafiła znaleźć odpowiedniego słowa, by to opisać. Może spróbuje porozmawiać z Victorią? Z drugiej strony... Prawie nie znała tej dziewczyny. Może lepiej niech Blanka z nią pogada? A ona powinna o całej tej sytuacji poinformować Przemka. Tylko jak ma mu powiedzieć, że jego siostra w ciężkim stanie wylądowała w szpitalu? Tyle pytań, a odpowiedzi brak. Wiktoria westchnęła i skierowała swoje kroki do pokoju, który dzieliła ze swoim narzeczonym. Przemek spał, zapewne po kolejnym ciężkim dyżurze w szpitalu. Lekarka usiadła i delikatnie pociągnęła chłopaka za ramię.
— Przemek... Obudź się, do cholery! — wrzasnęła, gdy mężczyzna dalej spał.
— Hm? — Przemek otworzył jedno oko. — Co chcesz? — zapytał sennie.
— Hana jest w szpitalu — oznajmiła Wiktoria grobowym tonem i z niepokojem wyczekiwała reakcji narzeczonego.
— Przecież tam pracuje, więc co w tym dziwnego, daj żyć... — Zapała wygodniej ułożył głowę na poduszce i zamknął oczy.
— Miała wypadek, ty idioto! — wrzasnęła Wiktoria.
— Co? — Przemek zerwał się z łóżka. — Hana? Wypadek? — powtórzył, skołowany.
— Nie wiem! — Wiki po raz kolejny podniosła głos. — Piotr przyprowadził tutaj Victorię i powiedział, że Hana miała wypadek. Nic więcej nie wiem — dodała ciszej.
— Cholera... Przecież... — Przemek już nic więcej nie powiedział, tylko założył buty i prawie pobiegł do szpitala.
Wiktoria oparła głowę o wezgłowie łóżka i po raz kolejny westchnęła. Naprawdę miała nadzieję, że Hanie nie stało się nic poważnego. Polubiła ją, a prawdziwą sympatię do niej poczuła, gdy lekarka zadeklarowała swoją pomoc Agacie. Wiktoria uśmiechnęła się delikatnie. Hana miała niepohamowane pokłady ciepła i dobrego humoru. Zawsze uśmiechnięta, pomimo tych wszystkich złych rzeczy, które ją spotkały. I ktoś taki miałby po prostu... Wiki nie dokończyła swoich myśli. Wyczerpana, zasnęła.
Tymczasem Przemek, już kompletnie rozbudzony i bardzo zdenerwowany, przemierzał korytarze szpitala. Właściwie, nie był pewny, czego szuka, gdyż nawet nie miał pojęcia, gdzie leży Hana. W pewnym momencie zobaczył Piotra wychodzącego z jednej z sal. Nie namyślając się długo, podbiegł do niego.
— Piotr? Co ty tu robisz?
— Mam dyżur na izbie — odparł Gawryło, przeglądając jakieś papiery. — A ty?
Przemek spojrzał na niego jak na kompletnego idiotę. W pewnym sensie, za takiego go miał.
— Hana miała wypadek, idę się dowiedzieć czegoś więcej...
— Nikt nie wie, co się stało. Ale jej lekarzem prowadzącym jest Sambor.
— Jasne, dzięki — powiedział Przemek, i już miał odejść, ale zatrzymał się w miejscu. — A tak w ogóle... Skąd to wiesz? — spojrzał na Piotra podejrzliwym wzrokiem.
— Bo sam ją przyjmowałem na izbie — odparł Piotr, nieco zdziwiony tym pytaniem.
— Hm, no tak... — mruknął Przemek. — Gdzie mogę ją znaleźć?
— Na OIOM-ie.
— Co?! — wydusił Przemek. — Aż tak poważny był ten... — mężczyzna zawahał się na chwilę, ale dokończył — Wypadek? W jakim jest stanie?
— Jest w śpiączce — Piotr wypowiedział te słowa cichym, prawie niesłyszalnym głosem.
— Co...? — powiedział cicho i pokręcił głową.
Spojrzał jeszcze raz na Piotra i bez słowa odszedł poszukać Sambora i swojej siostry.
— Viki... — zaczęła Blanka, z niepokojem wpatrując się w przyjaciółkę.
— Daj sobie spokój, co? — przerwała jej dziewczyna. — Nie chcę słuchać kitów w stylu, że wszystko będzie dobrze, jasne?
— Jasne — Blanka spojrzała na nią dziwnym wzrokiem.
Chciała coś jeszcze dodać, ale widząc wyraz twarzy Victorii, zrezygnowała.
— Idziemy spać? Masz, przebierz się — podała jej ciuchy i skierowała dziewczynę w stronę łazienki.
Victoria zamknęła za sobą drzwi i oparła się o nie. Przymknęła oczy i myślami wróciła do rozmowy z Leroy, która zmieniła wszystko.
Victoria siedziała przy biurku. Jej wzrok padł na otwartą książkę. Z trudem zmusiła swoje oczy, by przeczytały kolejne zdanie. I kolejne, a potem następne. Tekst rozmazywał jej się przed oczami, ale ona uparcie czytała dalej. Myśli huczały jej w głowie. Jak... Jak oni mogli zmuszać ją do tego by pojechała do Hany?! Po jaką cholerę... Łzy pojawiły się w oczach dziewczyny, ale ona nie pozwoliła im popłynąć. Nie rozpłacze się jak idiotka tylko dlatego, że jej dziadek i ciotka ubzdurali sobie, że wakacje z matką to świetny pomysł, prawda?
— O co ci tak w ogóle chodzi? To wszystko przez to, że powiedziała ci prawdę?
Victoria drgnęła i podniosła wzrok. Leroy stała w drzwiach jej pokoju, oparta o framugę i uważnie przypatrywała się młodszej dziewczynie.
— Nie — stwierdziła Viki z całym spokojem, na jaki było ją stać.
Nie miało sensu udawanie, że nie wie, o co chodzi jej ciotce. Wiedziała, i to aż za dobrze.
— Uwierz — dodała, widząc pełną sceptyzmu minę Leroy. — Jasne, byłam na nią wściekła — Viki skrzywiła się, przypominając sobie wywrzeszczane w gniewie nienawidzę cię — i nadal jestem, ale tu nie o to chodzi, Ler — specjalnie użyła tego zdrobnienia, mając nadzieję, że to chodź trochę ułagodzi jej ciotkę.
Nie pomogło, gdyż Leroy parsknęła kpiąco.
— Więc? Przez co ta cała szopka?
— To wszystko przez to, że uciekła jak ostatnia idiotka! - Cóż, i to tyle, jeśli chodzi o panowanie nad emocjami.
Leroy przez chwilę patrzyła na dziewczynę.
— Co? — wykrztusiła wreszcie, zszokowana.
— Daj sobie spokój — warknęła dziewczyna. — Uciekła do Polski, bo nie umiała sobie poradzić ze swoimi problemami? Świetnie. Ale to, że miała mnie, za cholernym przeproszeniem, w dupie...
— Co ty wygadujesz?! — wrzasnęła Leroy. — Dzwoniła, pisała! To ty nic nie robiłaś, ignorowałaś każdy jej telefon, list, e-mail... Dziwisz się, że w końcu zrezygnowała?!
— Odpieprz się! Od początku wiedziałaś o wszystkim, więc nie gadaj mi tu głupot!
Leroy zamilkła. Zastanowiła się przez chwilę, po czym obrała inną strategię.
— Widziałam was obie, Viki. Widziałam, jak obie się z tym męczycie. Hana starała się udawać, że wszystko jest okej, ale ja wiedziałam, że nie jest — mówiłam cichym głosem, patrząc Victorii w oczy. — Wiesz, ile razy nie wytrzymywała i płakała mi w słuchawkę? A ja, siedząc tutaj lub w USA, nie mogłam nic zrobić... Viki, nie proszę cię, żeby wasze relacje od razu się naprawiły. Proszę cię o to, żebyś spróbowała. Tylko spróbowała, Vi... Proszę cię — dodała błagalnym tonem.
Victoria już nie powstrzymywała łez, pozwoliła im płynąć.
— Gdyby chciała, to jakoś by się skontaktowała. Jakkolwiek... — głos jej się załamał.
Leroy westchnęła i podeszła do siostrzenicy. Przytuliła ją, a ta, wprawiając w zdumienie swoją ciotkę, rozpłakała się jak dziecko.
— Ciii... — Leroy gładziła ją po włosach. — Spokojnie... Wszystko będzie dobrze, Viki. Ciii...
Żadna z dziewczyn nie miała pojęcia, ile tak stały, wtulone w siebie.
— I tak tam pojedziesz — odezwała się wreszcie Leroy. — Pakuj się. Jutro masz samolot.
Viki odsunęła się od ciotki. Jedyne, na co się zdobyła to skinięcie głową.
Victoria otworzyła oczy. Potrząsnęła głową, starając się wyrzucić to wspomnienie z umysłu. Nie udało się. Cicho szlochając, osunęła się po drzwiach łazienki i usiadła na podłodze. Tak cholernie się bała... Ale razem ze strachem przyszła świadomość. Świadomość tego, że jeżeli kiedykolwiek będzie musiała wyjechać... Wiedziała, że nie potrafiłaby się zadowolić telefonami, listami, czy czymkolwiek innym. Wiedziała, że zniszczyła wszystko. Z drugiej strony... Nie, po prostu musiała zrobić to, o co prosiła ją Leroy. Spróbować.
Dwa dni później w lekarskim, Piotr właśnie skończył dyżur.
— Dzień dobry — lekarz drgnął, słysząc obcy głos. — Szukam doktora Sambora.
Piotr podniósł wzrok i zszokowany, powoli wstał. Nic nie mówił, tylko patrzył na dziewczynę stojącą w drzwiach. Dziewczynę, która bardzo przypominała mu o pewnej osobie, o której wolał teraz nie myśleć.
— Ha... Hana? — kiedy tylko te słowa zadźwięczały w powietrzu, Piotr zdał sobie sprawę, jak głupio musiały zabrzmieć.
— Nie, niestety nie — odpowiedziała dziewczyna, uważnie patrząc na chirurga.
Piotr, zmieszany, jeszcze raz spojrzał na dziewczynę po czym szybko wrócił za biurko, przy którym siedział.
— Jest pani do niej bardzo podobna... — powiedział cicho.
— Hana jest moją siostrą — odpowiedziała, uśmiechając się lekko.
Chirurg po raz kolejny spojrzał na dziewczynę i w kompletnym szoku wyciągnął rękę.
— Piotr, miło mi.
— Leroy, również mi miło — dziewczyna przyjęła wyciągniętą dłoń Gawryły.
— Wracając do twojego pytania — zaczął Piotr, siadając za biurkiem — Sambora dzisiaj nie ma, ja pracuję za niego.
— Cholera... — wymamrotała cicho Leroy.
— No ale... — Piotr zawahał się na chwilę, ale dokończył. — Mnie też można o wszystko zapytać.
— Och, no tak... — mruknęła Leroy. — Znaczy, chciałam się tylko dowiedzieć, jaki jest stan Hany... — wzruszyła ramionami, nie będąc pewną, jak ma ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć.
— Jest w śpiączce, ale... Jej stan jest stabilny.
Dziewczyna skinęła głową.
— A... — teraz to ona się zawahała. — Wiadomo, co się stało?
— Na razie wiem tylko tyle, że potrącił ją samochód, kiedy przechodziła przez ulicę.
— Na razie? — Leroy czuła, że za tymi słowami kryje się coś więcej.
— Policja bada sprawę — Leroy była niemal pewna, że to nie wszystko, ale nie chciała naciskać.
— Jasne — powiedziała w zamian. — A... Co z Victorią?
— Mieszka u przyjaciółki.
— Czyli u kogo, jeśli można wiedzieć? — zapytała.
Piotr z lekkim zdziwieniem spojrzał na Leroy, ale nic nie powiedział, jedynie wziął kartkę i długopis.
— To jest numer mamy Blanki — powiedział, jednocześnie pisząc na kartce numer Wiki. — Mieszkają tu, w hotelu przy szpitalu.
— Jasne, dzięki — Leroy odebrała od niego kartkę z numerem.
— Chcesz... Zobaczyć Hanę? — zapytał, bo w końcu miał pretekst by kolejny raz przy niej być.
— Jasne.
— Chodźmy.
Do sali Hany doszli dość szybko. Piotr wpuścił Leroy jako pierwszą i sam również wszedł. Jego wzrok od razu powędrował do Hany. W całej tej medycznej aparaturze wyglądała tak... Bezbronnie. Kiedy już wyszli z sali, Leroy odezwała się jako pierwsza.
— Em... Hana wspomniała mi kiedyś, że ma tutaj brata i tak się zastanawiałam... — Po co ja się go o to pytam?
— A tak, na pewno chodzi ci o Przemka. Mieszka w tym samym hotelu, co tymczasowo Victoria, więc na pewno się spotkacie — odparł Piotr.
— W takim razie ja już pójdę...
— W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać.
— Jasne — uśmiechnęła się Leroy.
Westchnęła, rzuciła krótkie spojrzenie na Hanę, po czym obróciła się na pięcie i skierowała w stronę wyjścia ze szpitala. Hanie i tak teraz nie pomoże, więc musi jak najszybciej znaleźć Victorię. Z tym postanowieniem wyszła przed szpital i wyciągnęła telefon.
Victoria odgarnęła włosy z twarzy i zmrużyła oczy. Poranne słońce świeciło wyjątkowo mocno. Dziewczyna westchnęła i podciągnęła kolana pod brodę. Zamknęła oczy i po raz kolejny westchnęła. Musiała wyjść, chociaż na chwilę. Znoszenie współczujących spojrzeń wszystkich mieszkańców hotelu nie było jej marzeniem. Siedzenie na takim upale przed szpitalem również się do tego nie zaliczało, ale wolała to, niż kolejny dzień pod czujnym obstrzałem Wiktorii i całej reszty. Z drugiej strony, nie mogła tutaj siedzieć w nieskończoność. W końcu zaczną ją szukać. A jak ją znajdą, to ich pytania typu: wszystko dobrze? czy coś się stało? najpewniej doprowadzą Victorię do szału. W takim wypadku nie pozostało jej nic innego jak wstać i wrócić do hotelu. Już miała to zrobić, gdy przed szpitalem zauważyła znajomą osobę. Zamrugała, by się upewnić, czy to nie przywidzenia, ale Leroy ciągle tam stała. Leroy. Tutaj. W Polsce. W Leśnej Górze. Nie, nie. Musiała się upewnić. Szybkim krokiem podeszła do dziewczyny.
— Co ty tu robisz?! — wykrzyknęła, zdumiona.
Leroy poderwała głowę. Miała zamiar zadzwonić właśnie do Wiktorii, o której wspomniał jej Piotr, gdy usłyszała wołanie Viki.
— Nie cieszysz się, że mnie widzisz? — zapytała ze śmiechem, patrząc na siostrzenicę.
— Ale... — wykrztusiła kompletnie zdumiona dziewczyna. — Ty... Tutaj?
— No, jak tu stoję, to raczej tak — Leroy przewróciła oczami.
— Ale... — powtórzyła Viki.
Stały tak przez chwilę w ciszy, a Victoria ciągle w niedowierzaniu wpatrywała się w ciotkę.
— Byłam u Hany — odezwała się wreszcie Leroy.
— I? Dowiedziałaś się... Czegoś?
— Zero konkretów — wzruszyła ramionami.
— Będziemy tak tutaj gadać? Chodź — Viki skinęła głową w stronę hotelu rezydentów.
— Jasne.
Pół godziny później siedziały w kuchni. Większość rezydentów poszła już do szpitala, jedynie Borys brał właśnie prysznic. Blanka spała, a Wiki właśnie wychodziła do pracy.
— Poradzicie sobie same? — Consalida spojrzała na Victorię.
— Przecież jest jeszcze Borys — zauważyła dziewczyna.
— Temu to ja bym kwiatka do opieki nie powierzyła, a co dopiero dwójki dzieci — mruknęła z przekąsem rudowłosa.
— Nie jesteśmy dziećmi — stwierdziła lekko urażonym tonem Viki, jednak uśmiechnęła się delikatnie.
— Zajmę się nimi — Leroy posłała w kierunku Wiktorii lekki uśmiech.
— Jasne — lekarka opowiedziała tym samym. — Obudź zaraz Blankę, niech tyle nie śpi. Cześć! — powiedziała, a po chwili trzasnęły za nią drzwi.
Zapadła chwila ciszy.
— Herbaty?
— Nie, dzięki — odparła Leroy. — Viki? — spytała po chwili.
— Hm? — odpowiedziała dziewczyna, patrząc za okno.
— Jak ty sobie w ogóle radzisz?
Victoria nie odpowiedziała od razu. Najpierw długą chwilę wpatrywała się w widoki widoczne za oknem, a dopiero potem powoli przeniosła wzrok na swoją ciotkę.
— A jak myślisz? — spytała cicho.
Ktoś postronny mógłby wziąć to za niemal sarkastyczną odpowiedź, ale Leroy doskonale słyszała ból i rozpacz w głosie dziewczyny. Bez słowa wstała, podeszła do s iostrzenicy i objęła ją.
— Viki, ja rozumiem, że jest ci ciężko... — zaczęła po chwili Leroy, ale zrezygnowała.
Nie miała pojęcia, co tak właściwie mogłaby powiedzieć.
— To nie ma sensu — powiedziała wreszcie Victoria.
— Co nie ma sensu? — spytała kompletnie zdumiona siostra Hany, i spojrzała na siostrzenicę.
— Jakkolwiek bym się starała, nic z tego nie wyjdzie, Ler. Nie widzisz tego? — spytała. — Zresztą, jeśli Hana... — urwała, czując napływające łzy.
— Nawet tak nie myśl — Leroy znowu przygarnęła w ramiona siostrzenicę.
Pozwoliła jej się wypłakać, a dopiero potem się odezwała. Były to tylko dwa zdania, dwa zdania, które utwierdziły Victorię w przekonaniu, że powinna coś zrobić. Cokolwiek.
— Obiecałaś mi. Obiecałaś mi spróbować, więc to zrób, do cholery.
Tydzień później nic się nie zmieniło. Hana ciągle przebywała w śpiączce, jednak w każdej chwili mogła się obudzić. Był późny wieczór. w jej sali siedział, a właściwie leżał, Piotr. Głowę miał opartą o łóżko. Zamknął na chwilę oczy, by dać upust swojemu zmęczeniu po skończonym właśnie dyżurze. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął. Obudziła go czyjaś ręka delikatnie głaskająca go po włosach.
— Co to było? — podniósł głowę i przeniósł wzrok na Hanę. — Hana? — spytał, kompletnie zdumiony.
— Piotr... — głos lekarki był zachrypnięty od długiego nieużywania.
— Hana, ty... — Piotr wstał i odruchowo złapał ją za rękę. — Nie ruszaj się, pójdę po lekarza — powiedział.
Przecież sam nim jesteś.
— Piotr...
— Pójdę po Sambora — puścił jej dłoń.
— Piotr... Co... Co z Viki? — zadała pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy.
— Viki, Viki... — powtórzył mężczyzna, jakby nie rozumiejąc, o co Hana go pyta. — Viki dobrze, daje radę — kobieta skinęła głową, a Piotr dodał. — Martwi się o ciebie, codziennie tu przychodzi...
— Och... — Hana nie mogła powiedzieć nic więcej.
— Nie mów już nic... Odpoczywaj — Cholera, jak bardzo chciałby ją teraz przytulić...
Hana w odpowiedzi jedynie delikatnie się uśmiecha. Cholera, jeszcze ten uśmiech... Nie, nie, nie. Jak tylko wyjdzie ze szpitala, zrobi wszystko, żeby ją mieć dla siebie. Tylko dla siebie...
— Idę, bo oberwę. Zaraz wrócimy.
Jak powiedział, tak zrobił. Sambor jedynie zbadał Hanę i zapowiedział się na jutro. Widać było, że jemu również ulżyło, gdy Goldberg się przebudziła. Cieszył się, że pomimo tygodniowej śpiączki wszystko było w porządku, chociaż pewność miał mieć dopiero po jutrzejszych badaniach. Gdy wyszedł, Piotr usiadł na krześle.
— A ty nie jedziesz do domu? — zapytała Hana.
— Ja? — zdziwił się mężczyzna. — Teraz, jak się obudziłaś? Nie, i tak bym nie zasnął. Wolę siedzieć tu z tobą — uśmiechnął się.
Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć... Przez cały tydzień przychodził tutaj do niej, wiedziała to, czuła jego obecność... Tymczasem Piotr bez słowa przypatrywał się emocjom widocznym na twarzy Hany. O czym myślała? Kobieta czuła, że go potrzebuje. Chciała wiedzieć, mieć pewność, że on pragnie tego samego. Złapała go za rękę. Piotr był lekko zdziwiony, ale w głębi duszy cieszył się jak dziecko. Drugą ręką delikatnie głaskał ją po policzku. Nie zabrała jego ręki, widział, jaką sprawia jej to przyjemność. Musi to zrobić, bo oszaleje... Zbliżył swoją twarz do twarzy kobiety i musnął wargami jej usta. Hana delikatnie odpowiedziała na pocałunek, jednocześnie pragnąc przytulić do siebie mężczyznę. Gdy Piotr delikatnie się od niej odsunął, popatrzyli sobie głęboko w oczy. Słowa były zbędne, obojgiem targały niesamowite uczucia. Hana nie chciała, by Piotr ją puścił. Położyła jego głowę na swojej klatce piersiowej i delikatnie głaskała jego włosy, dopóki nie zasnęła.
***************
No cóż, mam nadzieję, że jest wystarczająco długo :D I cieszę się, że ktoś zwrócił uwagę na nowy wystrój i że się podoba ;)
Anja & kinina
Jakie słodkie zakączenie !!! Czekam na nexta ;)
OdpowiedzUsuńnie ktos tylko ja ;)
OdpowiedzUsuńno rzeczywiscie, dlugi i fajny next!
alex.
Meega! :D Dawaj częściej next'y <3
OdpowiedzUsuńWpadnij czasem na mój blooog! :)
http://kibicuje.blogspot.com/2014/01/4-no-co-za-bezczelny-typ-juz-pierwszego.html
Z niecierpliwością czekam na cd.
OdpowiedzUsuńKocham wasze opowiadanie!!! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na nextaaa <3
Chcę hapi end <3
OdpowiedzUsuńwow cudo *.*
OdpowiedzUsuńBędzie dzisiaj next ? :D
OdpowiedzUsuńNie wytrzymam ;( NEXT !
OdpowiedzUsuńNeeext !
OdpowiedzUsuń