— Wychodzę!
— wrzasnęła Viki, stając na chwilę w drzwiach kuchni.
Hana mimowolnie się
skrzywiła. Od ranka bolała ją głowa, nawet proszki przeciwbólowe nie za bardzo
jej pomogły.
— Ciszej, nasi sąsiedzi nie
muszą tego wiedzieć, prawda? — mruknęła i wyciągnęła dłoń po puszkę z kawą.
Oczywiście, była pusta.
— No nie muszą, ale słuchać
mnie też nie muszą, prawda?
— Jest kawa? — zapytała
Hana, patrząc na córkę i ignorując jej wcześniejsze pytanie.
— Nie ma — oznajmiła jej tą
bezlitosną prawdę Viki. — I nie będzie, póki ktoś po nią nie zajdzie.
— Tak, tak — wymamrotała
Hana. — Więc może ty to zrobisz?
— Ja wychodzę, ale poproś
Leroy.
— Ciebie to o coś... —
zaczęła, ale urwała. — Czemu Leroy? — spojrzała podejrzliwie na córkę.
— Bo tu przyjdzie, dzwoniła
wczoraj, ale ciebie nie było. Właśnie, jak się udała randka? — Victoria
spojrzała na matkę z lekkim uśmieszkiem na twarzy.
Podeszła do stołu i upiła
łyka z herbaty, którą właśnie zrobiła dla siebie Goldberg.
— To nie była randka tylko
spotkanie towarzyskie, w dodatku zakończone totalnym brakiem wyczucia twojej zajebistej
matki — wymamrotała Hana, a Victoria zakrztusiła się pitym właśnie napojem.
Kto
by pomyślał, że mamusia wyleci z takim tekstem?
— No weź, nie mogło być aż
tak źle... — I tak się cieszę, że było,
to idiota.
— Chyba będziemy mieszkały same nie wiadomo jak długo...
— Hana chyba nie wiedziała, co mówi.
Z
nią chyba jest źle. Cholera, jak to dobrze, że Leroy przychodzi,
pomyślała, ale na głos powiedziała jedynie:
— To cudownie. – Zdanie jak
zwykle było okraszone sporą dawką sarkazmu, na co kobieta tym razem nie
zwróciła uwagi.
Nie
no, bo się jeszcze zacznę martwić.
— Z tobą tak wszystko okej?
— zapytała dla upewnienia.
W odpowiedzi otrzymała
jedynie ciężkie spojrzenie, oczywiście autorstwa Hany.
— Czyli nie — wywnioskowała
Viki i dopiła resztę herbaty. — Zrobisz sobie nową, ja się śpieszę — rzuciła
lekkim tonem, gdy Hana znowu na nią spojrzała.
— Jasne. Idź już lepiej i
wróć o jakiejś przyzwoitej godzinie.
— Tak... Dobra, idę!
Po chwili trzasnęły drzwi,
a Hana zamknęła oczy i położyła głowę na stole. Co ja bredzę?
Pół godziny później
zadzwonił dzwonek do drzwi. Hana, już w trochę lepszym nastroju, poszła
otworzyć drzwi.
— Już jesteś? — Uśmiechnęła
się na widok siostry. — Chodź.
Leroy w odpowiedzi również
się uśmiechnęła i weszła do mieszkania.
— Viki nie ma? — zapytała,
rozglądając się.
— Nie, poszła do
koleżanki... — Tak mi się przynajmniej
wydaje.
— Jasne.
Hana skinęła głową w stronę
kuchni, więc Leroy tam właśnie się udała.
— Kiedy masz samolot? —
zapytała, szykując dwie herbaty.
— Jutro. A co, aż tak
bardzo działam ci na nerwy? — zaśmiała się.
— Bardzo śmieszne —
wymamrotała w odpowiedzi Hana. — Tyle czasu się nie widziałyśmy...
— Trzeba było przyjechać. —
Leroy zdawała sobie sprawę, że ta rozmowa schodzi na temat, którego jej siostra
nie chciała poruszać.
— Żeby to było takie
proste...
— A nie było?
— Praca — odpowiedziała
Hana, stawiając przed siostrą kubek z herbatą.
— Jasne. — Leroy posłała w
jej stronę jeden z tych 'sarkastycznych' uśmiechów, których nauczyła się od
Viki.
Viki...
— Przyjadę jak tylko się
pozbieram — Hana upiła łyk herbaty.
— Czekam. — Leroy
uśmiechnęła się lekko. — A... — zawahała się. — Dziwnie wyglądasz, stało się
coś?
— No dziękuję ci bardzo —
zaśmiała się kobieta. — Nie — dodała nieprzekonywująco, ale cóż, Leroy i tak
nie szło okłamać, więc po co się starać?
— No weź, przecież wiesz,
że zawsze mówię prawdę. — Tym razem to ona się uśmiechnęła. — Czyli... Wszystko
okej, tak? — I tak nie było okej, Leroy doskonale to widziała, ale nie chciała
zbytnio zmuszać swojej siostry do zwierzeń.
— Jak najbardziej.
— Yhym... — dziewczyna
spojrzała na uśmiech, którym obdarzyła ją Hana.
Zdecydowanie fałszywy.
— A dogadujesz się jakoś z
Viki? W końcu to ja jej... zaproponowałam, żeby tu przy jechała... — Po wyrazie
twarzy Hany, od razu zorientowała się, że to nie córka jest teraz największym
kłopotem jej siostry.
— Łatwo nie jest, ale...
Dajemy radę.
— Wiesz, chciałam zadzwonić
i ci powiedzieć, ale stwierdziliśmy, że tak może będzie lepiej. — Leroy
wzruszyła ramionami i upiła łyk ze swojego kubka.
— Jasne. Nie mam pretensji,
chociaż, szczerze mówiąc, byłam zaskoczona.
— Hm... No tak, ale
wiesz...
— Wiem. — Hana uśmiechnęła
się lekko.
— To dobrze. Więc, kiedy
wracasz do pracy?
— Na razie mam tydzień
urlopu. — Hana rzuciła siostrze spojrzenie z serii bo ty może o tym nie wiesz?.
— Zastanawiam się, jak to
przeżyjesz — skomentowała jej słowa Leroy, z całych sił starając się ukryć
uśmiech, który pojawił się na jej twarzy.
— Nie będzie tak źle —
westchnęła wreszcie Goldberg. — Z Viki zawsze jest ciekawie... — Hana
przypomniała sobie scenę z przed niecałej godziny.
— Co masz na myśli?
— Ona zawsze coś wymyśli.
— Tu nie zaprzeczę. Ale ty
zawsze byłaś cierpliwą osobą, więc czym ona aż tak cię wyprowadza z równowagi?
— Powinnaś posłuchać choć
jednej naszej rozmowy. Czasem już nie mam siły, w dodatku z niewiadomych powodów
nie znosi Piotra i praktycznie cały czas się nie o niego kłócimy.
— Wiedziałam! — Leroy
przerwała siostrze z szerokim uśmiechem na twarzy. — Czyli jednak jesteście
razem?
Hana spojrzała na
dziewczynę z miną typu idiota.
— Ale że o co ci chodzi? —
zapytała.
— Jasne, nie udawaj.
Przecież to widać na kilometr.
— Nie no, czekaj. Nie wiem
o co ci chodzi. — Hana naprawdę wyglądała, jakby do końca nie wiedziała, o co
chodzi jej siostrze.
— Jasne. — Leroy
przewróciła oczami z irytacją. — Jesteście parą?
— Leroy, dobrze się
czujesz? Ja i Viki? — Hana jeszcze nie wiedziała, że powiedziała kilka słów za
dużo...
Dziewczyna spojrzała na
swoją siostrę jak na kompletną wariatkę. W końcu nie wytrzymała i wybuchła
głośnym śmiechem. Hana nadal zachowała kamienną twarz i spokojnie czekała, aż
jej siostra się uspokoi.
— To chyba ty się źle
czujesz, siostrzyczko. Pytałam o ciebie i Piotra. Jesteście parą?
— A, o to — powiedziała
odkrywczo Hana.
— Tak, o to — odpowiedziała
z sarkazmem Leroy. — Więc?
Hana uciekła gdzieś
wzrokiem.
— Nie. Nie jesteśmy —
mruknęła cicho, całą swoją uwagę skupiając na widoku za oknem.
— Tak, jasne. I ja mam ci w
to uwierzyć?
— A dlaczego nie?
— Bo gadałam wczoraj z
Viki.
— Niby o czym?
Gdybyś
tylko wiedziała...
— O wszystkim i o niczym.
No i przy okazji wspomniała mi, że wyszłaś na kolację... — Leroy posłała w
stronę Hany „słodki” uśmiech.
Cholera.
— Na PRZYJACIELSKĄ kolację,
siostrzyczko.
— Ależ oczywiście. — Sarkazm
w głosie siostrzyczki był doskonale
słyszalny. — Ale ogólnie Viki powiedziała mi co nieco...
Cholera,
CO?
— Co nieco, czyli? — zapytała
trochę ostrzejszym tonem, niż zamierzała.
— Wystarczająco dużo, żeby
dojść do jako takich wniosków. Nie chcesz, nie mów, ja swoje wiem.
— Powiedziałam prawdę, więc
nie wiem, o co ci chodzi... — Byłoby jednak lepiej, gdybym wiedziała, co jest
tą „prawdą”.
— Oczywiście. — Leroy
kiwnęła głową z pełną powagą na twarzy.
— A teraz mów jak u ciebie.
O mnie już dosyć.
Sprytna
zmiana tematu, ale nie ze mną te numery.
— A co ma być u mnie? To,
co zawsze. To u ciebie jest ciekawiej. — Nie mogła odmówić sobie złośliwego
uśmiechu.
— Ale o mnie już
rozmawiałyśmy.
Niech
ci będzie.
— Mówiłam, nic ciekawego.
Są wakacje, to przyleciałam do Izraela. No i teraz tutaj.
— A co u rodziców?
— Wszystko w porządku. — Dziewczyna
wzruszyła ramionami. — Tata większość czasu spędza w klinice, a mama zajmuje
się bliźniaczkami.
— Aha... No to dobrze...
Przez resztę przedpołudnia
rozmawiały o wszystkim i o niczym, nie poruszając tematu Piotra. Po kilku
godzinach Leroy pożegnała się z siostrą i wyszła z jej mieszkania. Hana do
wieczora wynajdywała tysiące różnych zajęć, byleby tylko nie myśleć. O niczym.
W końcu nastał wieczór. Victoria wróciła do domu dwie godziny temu i od tego
czasu nie odezwała się do matki ani słowem, co było dość zdumiewające. Hana
siedziała właśnie na łóżku. Tysiące myśli przelatywało przez jej głowę, nie
wiedziała od czego ma zacząć. Nie miała pojęcia, co się z nią dzieje. To
wszystko było tak cholernie skomplikowane... Sama nie wiedziała, czego tak
właściwie chce. I do tego wszystkiego Victoria. Ona wszystko jeszcze bardziej
komplikowała. Nie ma to jak zrzucać winę
na własną córkę, brawo, skarciła samą siebie. Kobieta westchnęła w myślach
i popatrzyła na zegarek. Było po 23, więc wypadałoby iść spać. Tym bardziej, że
jutro dyżur zaczynała o 9. Zgasiła lampkę i położyła się do pustego łóżka.
Chyba jednak wolałaby, żeby obok czekał na nią Piotr...
Wiki właśnie kończyła dyżur.
Wyszła z lekarskiego, wpadając prosto na swojego narzeczonego.
— Hej. — Pocałowała go na
przywitanie w policzek.
— Cześć. — Przemek wydawał
się być lekko zdziwiony.
— Gadałeś dzisiaj z Agatą?
Jak ona się trzyma?
— Jakoś się trzyma... —
mruknął Przemek. — Nie jest jej łatwo. Zresztą, nie dziwię się.
— No tak... — wymamrotała
Wiki i spojrzała na swojego narzeczonego. — Sądzisz, że on naprawdę wyszedł z
tego więzienia? Bo jeśli tak, to Agata nie może być nawet na chwilę sama...
— Nie mam pojęcia... —
westchnął mężczyzna i objął ukochaną w pasie. — Na razie jest z nią Marcin.
— Tak? — zdziwiła się Wiki.
— To dobrze. Musimy za wszelką cenę nie dopuścić, by Paweł dowiedział się o ciąży
Agaty...
— Nie martw się, wszystko
będzie w porządku. — Przemek uśmiechnął się i złapał Wiktorię w pasie. Okręcił
ją dookoła, postawił na ziemi i pocałował w usta.
— Muszę lecieć, praca wzywa
— jeszcze raz ją pocałował i uśmiechnął się. — Pozdrów Agatę.
— Jasne — westchnęła Wiki,
kompletnie nieświadoma tego, że główny zainteresowany słyszał całą jej rozmowę
z Przemkiem...
Ciemność otaczała go ze
wszystkich stron. Stare, odrapane i brudne ściany, zapach stęchlizny w
pomieszczeniu... Nikt nie chciałby przebywać w TYM miejscu. Ale jemu było to
teraz obojętne. Wyklinał siebie, swojego wspólnika, wyklinał osobę, przez
którą, jego zdaniem, się tutaj znalazł. Nie wierzył, że mógł być aż tak głupi,
aż tak dał się podejść... Zaufał mu, a teraz... Teraz siedział w więzieniu i
jedyną rzeczą, którą mógł zrobić, to czekanie na wyrok. To zresztą też go nie
obchodziło. Wiedział, że dostanie dożywocie. A nawet jeśli nie, to stracił
wszystko co miał. Dopiero teraz to sobie uświadomił. Wiedział, że teraz nie ma
już po co żyć. Godzinę później przechodzący obok celi policjant mógł zobaczyć
bladego mężczyznę. Z jego podciętych żył wypływała krew, zabarwiając podłogę na
nieprzyjemny, ciemnoczerwony kolor. Policjant podszedł do leżącego i sprawdził
puls. Nie wyczuł go.
Agata po raz kolejny
spojrzała na papier, który trzymała w dłoni. Nie miała pojęcia, kto ani po co
go napisał. Znalazła go przed drzwiami hotelu. List był zaadresowany do niej,
ale kto mógł coś takiego napisać? Westchnęła i z lekko bijącym sercem zaczęła
czytać.
Agata,
Nie
wiem, od czego zacząć. Chciałbym się spotkać, ale wiem, że to głupi pomysł.
Wypuścili mnie z więzienia za „dobre sprawowanie”, o ile nie będę się do Ciebie
zbliżał. Zrobiłem to i wiem, że ułożyłaś już sobie życie, a ja wreszcie to
zrozumiałem. Powiem tylko tyle, że wiem, że jesteś w ciąży. Dzięki temu inaczej
spojrzałem na wiele rzeczy. W momencie, gdy będziesz czytała ten list, ja będę
daleko stąd. Mam nadzieję, że sobie poradzisz.
Na zawsze Twój, Paweł
Agata zamknęła oczy. Nie
wiedziała, co ma zrobić, jak zareagować. Gdy na policzkach poczuła pierwsze
słone krople, nie protestowała. Położyła głowę na poduszce i rozpłakała się z
bezradności.
Wiki właśnie weszła do
hotelu. Po ciężkim dniu pracy marzyła już tylko o ciepłej kąpieli i wygodnym
łóżku. Rozebrała się i weszła do salonu. Zastała tam Agatę, która siedziała na
sofie. W ręku trzymała jakąś kartkę papieru... Nieobecnym wzrokiem patrzyła
gdzieś w dal. Nie dało się nie zauważyć, że niedawno płakała.
— Agata... Agatka, co się
stało? — zapytała, siadając obok przyjaciółki.
— Czytaj. — Woźnicka
wcisnęła jej kartkę w dłoń.
Wiktoria przeczytała list
kilka razy i nie mogła uwierzyć. Nie wiedziała co powiedzieć, tylko przytuliła
przyjaciółkę. Agata, po raz kolejny tego dnia, rozpłakała się z poczucia bezradności.
Wiki tuliła ją w swoich ramionach, szepcząc kojące słowa, póki blondynka nie
zasnęła.
Następnego dnia Hana za
wszelką cenę postanowiła unikać Piotra. Oczywiście, los sobie z niej zadrwił, i
po południu jedną z operacji miała właśnie z Piotrem. Cholera... No cóż,
musiała zdać się na swój profesjonalizm. Innego wyjścia nie było. Sama operacja
na szczęście była na tyle skomplikowana, że nie mieli zbyt wiele czasu na
rozmowy. Jednakże trwała ona ładnych parę godzin, dlatego Hana ledwo stała na
nogach, gdy się skończyła. Podziękowała wszystkim za współpracę i szybkim
krokiem skierowała się do pomieszczenia, w którym lekarze przebywali po
operacji. Hana wyszła z sali operacyjnej. Miała nadzieję, że Piotr jeszcze tam
zostanie, ale niestety — wyszedł za nią. Nadal nie odzywali się do siebie,
milczeli. Kobieta postanowiła przerwać tą ciszę.
— Piotr... — sama do końca
nie wiedziała po co się odezwała.
Mężczyzna tylko popatrzył
na nią czekając na to, co wydarzy się dalej.
— Pomożesz mi... Odwiązać
fartuch? — Czy mogłam jeszcze bardziej
się skompromitować i powiedzieć coś głupszego?
Piotr w duchu roześmiał się
głośno, jednak nie dał tego po sobie poznać. Zdziwiło go pytanie, no ale...
— Jasne.
Piotr podszedł do Hany i delikatnie odwiązał jej fartuch. Dłońmi
musnął skórę na jej szyi, wywołując u Hany gęsią skórkę. Kobieta zamknęła oczy,
przeszedł ją dreszcz. Uwielbiała jego dotyk... Złapała go za rękę sama nie
wiedząc, dlaczego to zrobiła. Odwróciła się do niego twarzą i delikatnie
uśmiechnęła.
— Dziękuję — szepnęła.
Żadne z nich nie odezwało
się już więcej ani słowem. Stali tak jeszcze przez chwilę, patrząc sobie w
oczy, po czym Hana odwiesiła fartuch i wyszła z pomieszczenia.
GENIALNE
OdpowiedzUsuńdziękuje!
czekam na więcej :)
Super, mam nadzieje, że szybko dodasz nexta !
OdpowiedzUsuńSuuuper! :D Next. ;3
OdpowiedzUsuńmusisz jakos rozpowszechnic swojego bloga, bo naprawde ejst to ciekawe opowiadanie! godne uwagi innych :)
OdpowiedzUsuńmoze np. na forum nieoficjlanym ndinz: http://nadobreinazle.ugu.pl/
Masz świetny styl pisania!
OdpowiedzUsuńOpisy reakcji bohaterów są świetne!
Do tego ta cała tajemniczość...
Czekam na nexta!
Opowiadanie jak zwykle świetne. Czekam na nexta
OdpowiedzUsuńDaj nexta dziś
OdpowiedzUsuńno poprostu kocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńSUPER <33 szybko next
OdpowiedzUsuńnowy wystroj.. spoko, a kiedy next? :D
OdpowiedzUsuń