środa, 23 lipca 2014

29. Znajomy ze studiów

Viki odgarnęła włosy z twarzy i odłożyła pustą torbę na bok. Niechętnie rozejrzała się po pokoju, krzywiąc się na widok porozrzucanych ubrań. Godzinę temu Piotr odstawił ją i Hanę pod blok i od tego czasu Victoria starała się dojść do ładu ze swoimi rzeczami, co wcale nie było takie proste. Nie zdążyła się nawet porządnie spakować u rezydentów, gdyż jej matka wraz z Gawryłą przyjechali o parę godzin wcześniej niż zapowiadali. Właściwie Viki nie robiło to zbyt wielkiej różnicy, ale każda wymówka była dobra, by usprawiedliwić panujący teraz w pokoju bałagan. Z zaskakującym nawet ją samą entuzjazmem odpowiedziała więc na wołanie Hany, by pomogła jej zrobić kolację. Cóż, wszystko było lepsze niż sprzątanie tego syfu.
Z drugiej strony, od momentu kiedy zostały same, Hana zachowywała się co najmniej dziwnie. Viki próbowała podpytać matkę, o co może chodzić, ale kobieta nie była zbyt rozmowna, więc dziewczyna szybko dała sobie spokój, zbywając dziwne zachowanie lekarki wzruszeniem ramion. 
Teraz bez słowa stanęła przy zlewie, biorąc do ręki pierwsze lepsze warzywo. Zdążyła umyć ręce i obrać połowę ogórka, kiedy wzrok Hany ponownie stał się dla niej nie do wytrzymania.
— Stało się coś? – zapytała, starając się brzmieć na spokojną.
— Nie, dlaczego? – Hana w odpowiedzi uśmiechnęła się nieco wymuszonym uśmiechem.
— Bo tak dziwnie na mnie patrzysz…
— Normalnie…
Viki przewróciła oczami i ponownie wzruszyła ramionami. Dzisiaj chyba niczego się nie dowie.
— A jak tam u rezydentów? – Hana spróbowała zmienić temat na bardziej przystępny, ale i to niewiele pomogło.
— W porządku.
— Mhm.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, którą tym razem przerwała Victoria.
— A… A jak było z Piotrem? – Chyba sama do końca nie wierzyła, że o to zapytała.
— Zaręczyliśmy się.
Viki z wrażenia upuściła nóż prosto do zlewu, robiąc przy tym sporo hałasu. Zamrugała, patrząc najpierw na nóż, później na ułożone obok zlewu warzywa, a w końcu przeniosła wzrok na Hanę. W jej niebieskich oczach czaiły się szok i niedowierzanie.
—  Żartujesz sobie ze mnie?
— Nie mam powodu.
A więc od początku o to chodziło…
— Uch, gratulacje. – Nie rozpoznała głosu, który wydobył się z jej ust. Pusty, bez jakichkolwiek emocji.
— Wiedziałam, że się ucieszysz.
Viki odruchowo skinęła głową. Kucnęła, opierając plecy o zimną szafkę. Chyba straciłam apetyt.
— Coś się dzieje, źle się czujesz? – Hana zbliżyła się do córki, patrząc na nią z lekką obawą. Może powinna ją do tego jakoś przygotować?
— Nie, w porządku – mruknęła mało przekonującym głosem. – A, jedna rzecz. Widziałam Jacka w szpitalu. – Nie czekając na reakcję Hany, szybko podniosła się z podłogi i zniknęła za drzwiami swojego pokoju.

Następnego dnia, gdy Hana weszła do lekarskiego, w środku znajdował się tylko Piotr.
— Hej. – Uśmiechnęła się do niego.
— Hej. – Gawryło odpowiedział jej tym samym. – Jak dyżur?
— Męczący, ale nie narzekam. A twój?
— Pamiętaj, że masz się oszczędzać. – Obrzucił ją surowym wzrokiem, co tylko wywołało śmiech u jego ukochanej.
— Oczywiście, panie doktorze!
— No, i tak ma być. – Posłał jej znaczące spojrzenie, starając się utrzymać powagę na twarzy. 
— Jeszcze mnie zamknij w domu i w ogóle nigdzie nie puszczaj.
— Rozważę to. – Chciał ją objąć, ale odsunęła się kawałek, uśmiechając się pod nosem.
— I myślisz, że cię posłucham?
— Nie – westchnął zrezygnowany i tym razem bez problemu złapał Goldberg w swoje ramiona. Nie zdążył jednak nic zrobić, gdyż w drzwiach pojawiła się pielęgniarka, wzywając go na pilną konsultację. Mruknął „Zaraz wracam” i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia. Hana, nadal z lekkim uśmiechem, usiadła za biurkiem i zajęła się przeglądaniem dokumentów, które ze sobą przyniosła, bo jakoś pożytecznie zająć resztę dyżuru. Po chwili podniosła głowę, słysząc kroki i głośną rozmowę.
— Jak tam operacja? – zapytała, widząc wchodzącą do lekarskiego Wiktorię, która właśnie wracała z bloku po ciężkiej operacji. Zaraz za nią do lekarskiego wszedł Jack, witając się z Haną.
— Było ciężko, ale daliśmy radę. Teraz trzeba tylko czekać… — Wiki kucnęła przy szafce z dokumentami, przerzucając znajdujące się tam teczki. Po chwili z triumfalnym uśmiechem wyciągnęła to, czego szukała i obróciła się w stronę pozostałej dwójki. Hana była zajęta swoimi papierami, a Jack użerał się z ekspresem. Zaśmiała się lekko, widząc jego zmagania.
— Okej, ja muszę lecieć – rzuciła, czując wibrujący w kieszeni telefon. Pewnie Sambor. Wyszła, a w lekarskim zapanowała cisza.
— Wreszcie cię spotkałem. – Hana obróciła się na krześle, słysząc, że Jack się odezwał. Uśmiechnęła się do mężczyzny.
— Co cię tu sprowadza?
— Praca. — Wzruszył niedbale ramionami.
— Nie miałeś lepszych ofert niż Leśna Góra? – Zaśmiała się Hana. W końcu doskonale wiedziała, że Jack od kilku lat pracował w prywatnej klinice w USA.
— Może i miałem, ale ta najbardziej mi odpowiada.
— Przecież tu nie ma nic interesującego, chociaż może się mylę. 
Jack spojrzał na nią przeciągle, ale nie zdążył odpowiedzieć, gdyż do lekarskiego weszła kolejna tego dnia osoba. Piotr. Hana wstała uśmiechając się w kierunku ukochanego.
— Piotr, to jest nasz nowy neurochirurg i przy okazji mój… znajomy ze studiów, Jack Colden. – Hana zawahała się lekko. – Jack, to jest Piotr, nasz chirurg, pewnie będziecie ze sobą dużo pracować.
— Piotr Gawryło. – Piotr wyciągnął dłoń i zmierzył Coldena wzrokiem.
— Jack Colden. – Jack uścisnął mu rękę, odpowiadając lekko bezczelnym uśmieszkiem czającym się w kącikach ust.
— Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracowało – powiedział pewnym tonem Gawryło, choć jego spojrzenie stwardniało.
— Nie wątpię w to.
Nastała chwila ciszy. Jack w końcu uśmiechnął się i przeprosił parę pod pretekstem zajrzenia do pacjenta. Ledwo zamknęły się za nim drzwi, a Piotr już obrócił się w kierunku Hany, obrzucając ją wzrokiem pełnym wyrzutu.
— Co? – Goldberg zmarszczyła brwi, patrząc na niego nierozumiejącym spojrzeniem.
— Kolega ze studiów… Przypadek?
— Najwyraźniej tak. – Hana wzruszyła ramionami, nadal nie rozumiejąc, do czego zdąża Piotr.
— Nie wydaje mi się.
— Piotr, o co ci chodzi? 
— O nic. Kompletnie o nic. Mam tylko nadzieję, że nie będziesz naiwna.
— Naiwna? — wykrztusiła zdumiona.
— Dobrze wiesz, o czym mówię.
— Nie, nie wiem! Ubzdurałeś sobie coś, a ja nawet nie mam pojęcia, o co ci chodzi! – Nie czekając na reakcję ukochanego, wyszła z lekarskiego, głośno trzaskając drzwiami.

Pół godziny później, nadal zdenerwowany Piotr siedział w bufecie. Nagle znikąd pojawiła się Wiki, uśmiechając się szeroko i zajmując miejsce naprzeciwko niego.
— Cześć! Gotowy do operacji?
— Hm? – odparł, lekko zdezorientowany. – A, jasne, jak zawsze!
— Czekaj chwilę. – Wiki zmarszczyła brwi i wstała. Po chwili usiadła z powrotem, tym razem jednak ze szklanką parującego czarnego napoju. – Wszystko w porządku?
— Dlaczego nie?
— Nie wiem, dziwnie się zachowujesz. – Zbywająco wzruszyła ramionami i rozłożyła przed sobą wyniki badań pacjenta. Prędzej czy później Gawryło się odezwie, w końcu znała go już wystarczająco długo. Nie myliła się.
— Wiesz coś więcej o tym całym… Jacku? – Wiki podniosła głowę, słysząc pytanie.
— Właściwie nie wiem nic oprócz tego, że przez ostatnie kilka lat pracował w prywatnej klinice w USA.
— I stamtąd przeniósł się tutaj? – W głosie Piotra pojawiło się niedowierzanie.
— Podobno jakieś kłopoty rodzinne.
— No dobrze, a co z naszym pacjentem? – Piotr postanowił zmienić temat.
— Wszystkie badania są w porządku, możemy spokojnie operować.
— Świetnie. Za ile zaczynamy?
— Pół godziny? Ruud potrzebuje trochę czasu. – Piotr kiwnął głową i chwycił do ręki swój kubek z już prawie zimną kawą. Wypił ją jednym ruchem i skrzywił nieprzyjemnie, czując jak zimny napój ścieka mu w dół żołądka. – Właściwie dlaczego Colden tak cię interesuje?
— To jakiś znajomy Hany ze studiów… — mruknął niechętnie Gawryło, podnosząc wzrok na Wiki.
— To dlaczego jej o niego nie zapytasz? Pewnie wie więcej niż ja.
— Przed chwilą prawie się o to pokłóciliśmy. Nawet nie „prawie”.
— A co, zazdrosny jesteś? – zaśmiała się rudowłosa, ale zamilkła, widząc zmieniający się wyraz twarzy Gawryły. – Pioootr… — jęknęła, patrząc na niego wzrokiem mówiącym „Naprawdę?!”. – Niedawno się zaręczyliście, ty naprawdę myślisz, że Hana będzie się teraz oglądać za jakimś znajomym ze studiów?
— Nie, ale to jest silniejsze ode mnie.
— I dlatego chcesz się z nią kłócić?
— Nie chcę się z nią kłócić, to chyba oczywiste! – Piotr podniósł nieco głos, aż spojrzało na nich kilka osób również znajdujących się w bufecie. 
  — Nigdy nie zrozumiem facetów… — westchnęła Consalida z frustracją. – Nie chcesz się z nią kłócić, ale właśnie to zrobiłeś, doprawdy, bardzo logiczne – zironizowała.
— Chodźmy lepiej do pacjenta. – Piotr podniósł się z krzesła.
— Jasne, przecież najłatwiej udać, że tematu nie było! – krzyknęła za nim Wiktoria, zbierając powoli swoje papiery ze stolika. Naprawdę, chyba nigdy nie zrozumie facetów.

************
       Rozdział z małą obsuwą czasową, ale okazało się, że jedziemy nad morze i wywołało to małe zamieszanie + właściwie nie miałam najmniejszej chęci siąść i jakoś sklecić to, co napisałyśmy z Anją, chyba wena mnie opuściła. Dzisiaj się zmusiłam, tylko dlatego, że wieczorem wyjeżdżam i wtedy rozdziału nie byłoby aż do wtorku... Mam nadzieję, że mimo wszystko treść rozdziału nie jest taka najgorsza. Za wszelkie błędy przepraszamy, nie miałam już siły poprawiać go drugi raz.

Anja & kinina