wtorek, 17 grudnia 2013

9. Trudne rozmowy

Wieczorem przyszła dostawa rzeczy, które Hana i Viki zamówiły w sklepie. Dywan, firanki, stolik, półka na książki i parę innych rzeczy. Gdy obie skończyły rozpakowywanie wszystkiego, była prawie północ. Zmęczone, od razu zasnęły.

Następnego dnia, późnym wieczorem, Viki oglądała TV. Była trochę zmęczona po zakupach z Blanką, ale cierpliwie czekała, aż Hana wróci wreszcie z pracy. Chwilę później ciche skrzypienie drzwi powiadomiło ją o tym fakcie.
— Cześć, MAMO — zaczęła rozmowę, gdy tylko Hana weszła do salonu.
— Cześć — odparła lekarka, nieco zdziwiona tym przywitaniem. — Nie śpisz jeszcze? — zapytała w zamian.
— No patrz, nawet nie wiesz o której chodzę spać...
— Jest późno, więc powinnaś już spać, prawda? — Hana starała się być spokojna.
— Chyba nie masz pojęcia, które godziny to "późno" — Victoria, wręcz przeciwnie, nawet nie siliła się na spokojny ton głosu.
— Chyba jednak mam. Idziesz sama, czy może trzeba cię ładnie otulić kołderką i zaśpiewać kołysankę, żebyś zasnęła? — no cóż, najwyraźniej starania Hany trafił właśnie szlag.
— Może cię to zdziwi — zaczęła Victoria — ale dam sobie radę. Jednak — kontynuowała — chciałam wiedzieć, gdzie byłaś tak długo.
— Naprawdę? — lekarka udała zdziwienie. — Dasz sobie radę sama? Chyba muszę to zobaczyć — mruknęła. — I cóż cię tak nagle zainteresowało to, gdzie spędziłam mój czas?
— Chyba sama chciałaś ocieplić nasze stosunki, więc po prostu pytam, gdzie byłaś — odparła. — Czysta ciekawość. Przynajmniej okazuję ci trochę zainteresowania...
— A nie powinno być na odwrót? — zapytała natychmiast Hana. — Ale dla twojej wiadomości, byłam w szpitalu.
— Jasne... — stwierdziła z sarkazmem Victoria. — Podobno dyżur skończyłaś o szesnastej. Nawet jeśli pojawiłaby się jakaś nieplanowana operacja, nie trwałoby to do dwudziestej trzeciej. – Może przesadzała, ale musiała poznać odpowiedź.
— O osiemnastej — odparła chłodnym tonem zapytana. — A po za tym, co ty się tak tym interesujesz, hm? — spojrzała na córkę badawczym wzrokiem.
— Ponieważ mnie okłamujesz.
To proste stwierdzenie sprawiło, że Hana zmierzyła Viki zdumionym spojrzeniem.
— Skąd takie wnioski?
— Ten cały... — Victoria zdecydowała się od razu powiedzieć matce, o co chodzi. — Piotr, to nie tylko kolega z pracy czy nawet przyjaciel, prawda?
— Przyjaciel. Nikt więcej, Viki. Idź już lepiej spać, okej?
— Wiesz, byłam dzisiaj u Blanki... — Victoria uparcie ciągnęła tą rozmowę. — I widziałam, jak wsiadałaś z NIM do JEGO samochodu. Gdyby był tylko przyjacielem... Nie musiałabyś mnie okłamywać.
Hana bez słowa spojrzała na córkę. Owszem, to BYŁA prawda, ale, do cholery, musieli się dostać do rodzącej ofiary wypadku samochodowego, a nie było żadnej wolnej karetki, więc stwierdzili, że samochodem dotrą na miejsce o wiele szybciej. Oczywiście, mogli zaczekać, ale potem mogłoby być już za późno. Jednak lekarka nie miała zamiaru tłumaczyć tego Victorii, która i tak postawiłaby na swoim.
— Miałam ciężki dzień w pracy, proszę cię, idź już spać...
— Jasne, ale dla mnie temat nie jest skończony. Dobranoc.
— Dobranoc.
Hana usiadła na sofie i westchnęła. Cholera, to chyba nie będzie takie łatwe...

Następnego dnia rano Hana siedziała w lekarskim i przeglądała jakieś papiery. Zaabsorbowana, nie zauważyła wejścia Piotra.
— O, Hana, szukałem cię.
Kobieta drgnęła, słysząc głos Gawryły.
— Piotr... — zaczęła, ale nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby powiedzieć.
— Co jest? — zapytał na natychmiast Piotr.
— Po co mnie szukałeś? — lekarka zbyła jego pytanie.
— Coś nie tak? Źle się czujesz? — gdy Hana nadal się nie odezwała, zdecydował się odpowiedzieć na dalszą część jej wypowiedzi. — Bo... Mam do ciebie pytanie.
— Nie, oczywiście, że nie — odparła wreszcie kobieta. — Więc, o co chodzi? Piotr? — spytała, gdy Gawryło nie odpowiadał.
— Czy dzisiaj wieczorem ktoś już zaprosił cię na kolację?
Hana przez chwilę siedziała oszołomiona, nie wiedząc, co powiedzieć.
— Nie...
— To rozumiem, że pytam pierwszy. Przyjdziesz?
— Och, oczywiście — potaknęła.
Bo co innego miałaby mu odpowiedzieć?
— Fajnie. Będę czekał — powiedział Piotr i wyszedł.
Hana ukryła twarz w dłoniach. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła, zgadzając się na całą tę kolację.
Hana była zdenerwowana. Ciągle nie była pewna, czy dobrze robi, ale... Zadzwoniła. Nie czekała długo.
— Cieszę się, że jednak przyszłaś — powiedział Piotr, wpuszczając ją do środka.
Hana uśmiechnęła się, odrobinę wymuszenie.
— Masz coś jadalnego, czy od razu dzwonimy po pizzę? — spytała, dla rozładowania atmosfery.
— Wybieram tę pierwszą opcję.
— To dobrze, bo ostatnio pizza stale gości w moim menu, przyda się jakaś odmiana — tym razem jej uśmiech był szczery.
— A widzisz, w takim razie zapraszam.
— Co słychać? Jak w szpitalu? Jakieś ciekawe przypadki? — zapytała, gdy tylko usiedli.
— Przecież pracujemy w jednym i tym samym szpitalu — tym razem to on się uśmiechnął. — Ale na brak pracy nie narzekam.
— No wiesz, ostatnio rzadko bywam na chirurgii.
— No tak — potaknął Piotr. — Zapewne masz wiele innych spraw na głowie — zawahał się, ale po chwili kontynuował. — Na przykład córkę...
Hana podnosi na niego pytający wzrok. Nic nie mówiła, bo i po co? Miała jakąś nadzieję, że Piotr nie poruszy tego tematu, ale...
— Dlaczego nigdy nic o niej nie wspomniałaś? — zapytał wreszcie mężczyzna.
— Uważałam, że nie będzie takiej potrzeby, chciałam zerwać z przeszłością, uciec od niej, zacząć nowe życie. Teraz wiem, że się nie da... — Hana nie patrzyła Piotrowi w oczy.
— Chciałaś zacząć nowe życie, zostawiając swoją córkę w Izraelu? — Piotr był zdumiony.
Owszem, on również nigdy nie starał się poznać Tosi, ale... On nigdy jej nie znał, a Hana na pewno wychowywała Victorię przed przyjazdem do Polski. Co się musiało stać, że zostawiła ją w swojej ojczyźnie?
— Miała tam świetną opiekę. Zresztą i tak mnie nienawidziła. Tak jak teraz.
— Nienawidziła? — o ile to możliwe, Piotr był jeszcze bardziej zdumiony.
Hana bez słowa wpatrywała się w mężczyznę, po czym cichym głosem zaczęła opowieść o swoim mężu i życiu w Izraelu. Pominęła parę szczegółów, nie chcąc wprowadzać w nie Piotra.
— Nie wiem, co mam robić — zakończyła.
— Hana... — zaczął Piotr, zszokowany patrząc na przyjaciółkę. — Gdyby Victoria cię nienawidziła, to by tutaj nie przyjechała – odezwał się po chwili, nie mając pojęcia, co innego mógłby powiedzieć.
— Podobno moi rodzice i siostra ją zmusili.
— Zawsze mogła się od tego jakoś wybronić, prawda? — Piotr sam nie wierzył w to, co mówił.
— Ona na każdym kroku daje mi do zrozumienia, że jestem dla niej nikim, że to przeze mnie zabili jej ojca... — Hana z trudem powstrzymała płacz.
— To nie była twoja wina, Hana. Stało się — Piotr wiedział, że to co mówi, brzmiało idiotycznie i beznadziejnie, ale musiał coś powiedzieć; musiał powiedzieć cokolwiek. — Nie możesz się o to obwiniać, a Victoria nie powinna o to obwiniać ciebie.
— Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć...
Piotr nic nie odpowiedział, jedynie podszedł do Hany i delikatnie ją objął.
— Wszystko będzie dobrze, Hana. Nie martw się.
— Nie wiem, czy cokolwiek będzie dobrze. Odkąd przyjechałam zawsze coś jest nie tak, moje starania idą na marne... Może to znak, żebym wróciła do Izraela? — w oczach lekarki pojawiły się łzy.
— Nie mów tak, Hana. Wszystko się ułoży, zobaczysz.
Kobieta bez słowa przytuliła Piotra i rozszlochała się w jego koszulę.
— Dziękuję.
— Za co? — zapytał szeptem mężczyzna, gładząc lekarkę po włosach.
— Za to, że jesteś i że zawsze mogę na ciebie liczyć.
Piotr bez słowa mocniej przytulił Hanę, a ona odpowiedziała mu tym samym.
 ****************
Co prawda cukru za dużo tu nie było, ale powoli się zbliżamy do niego :D Za to macie tutaj rozmowę z Piotrem i wstęp do tego, jaki charakterek ma Viki.



Anja & kinina

1 komentarz:

  1. Fajne. Pisz nexta. Uwarzam ze masz talent. Opo inne od wszystkich ale ciekawe

    OdpowiedzUsuń