czwartek, 19 grudnia 2013

10. Nieplanowane oświadczyny

Późnym wieczorem Hana wróciła od Piotra. Nareszcie powiedziała mu to, co powinien wiedzieć już dawno. Czuła się znacznie lepiej, mimo tego, że powrót do wspomnień z przeszłości wiele ją kosztował. Teraz stała przed drzwiami własnego mieszkania i zastanawiała się co ma powiedzieć Victorii. Otworzyła drzwi, w głębi duszy mając nadzieję, że dziewczyna już śpi.
- JUŻ wróciłaś? - w głosie Victorii dało się wyczuć sporą dawkę sarkazmu i doskonale udanego zdziwienia.
- A co, nie widzisz? - Hana nie miała ochoty się z nią kłócić.
- Nie no, właśnie widzę.
No co ty nie powiesz?
- To dobrze, bo już myślałam, że będziesz potrzebowała wizyty u okulisty.
- Serio? - spytała z kpiną Viki, a potem przerzuciła się na lekki, prawie konwersacyjny ton, który, w mniemaniu Hany, nie zwiastował niczego dobrego. - Myślałam, żeby załatwić sobie wizytę, owszem, ale chyba na policji. Chociaż...  Córka zgłaszająca zaginięcie matki, to trochę dziwne, nie sądzisz?
- Od kiedy ty się tak bardzo o mnie "troszczysz"? Tylko mi nie mów, że się stęskniłaś.
- Oczywiście, że się stęskniłam, MAMO. Sądzisz, że jest inaczej?
- Po twoim głosie wnioskuję, że jednak tak.
- Poczułam się urażona. A co do tego "troszczenia"… Wiesz, jak się łazi po domach takich... - Victoria zawahała się na chwilę, a potem westchnęła ciężko, jak osoba, która musi odmówić sobie jakiejś przyjemnej rzeczy. - Uch, pomińmy to słowo, to nigdy nie ma się pewności, czy się wróci.
- Czyżby przemawiała przez ciebie zazdrość? - zapytała Hana, tonem dalekim od tego, jaki powinna mieć matka. - W przeciwieństwie do ciebie jestem pełnoletnia i naprawdę wiem, kogo odwiedzam.
- Jaka zazdrość? - w głosie Victorii pobrzmiewało dobrze udane zdziwienie. - Ta, ale wiesz - dodała - wiek nie świadczy o dojrzałości umysłu.
- Masz rację, w niektórych momentach widać to doskonale po tobie.
- Tak, też cię kocham, MAMO.
- Daj sobie z spokój z tym "kochaniem", bo na razie tego nie widać - odparła równie sarkastycznie Hana.
- Nie no, wiesz, co to sarkazm. Jestem pod wrażeniem - ton głosu Victorii zmienił się na inny, jakby bardziej poważniejszy. - Ale tak serio, czego się spodziewałaś? Że rzucę ci się w ramiona i wszystko będzie okej?
- Nie - padła odpowiedź ze strony lekarki. - Naprawdę tak ciężko jest przemilczeć całą sprawę? - zapytała. - W ogóle, nie powinno cię to interesować - dodała oschłym tonem.
Miała zdecydowanie dość tej rozmowy.
- Co mnie nie powinno interesować?
- Moje życie osobiste. Na razie ciągle się wtrącasz i psujesz człowiekowi humor.
- Nie, ja po prostu byłam CIEKAWA. – I chciałam jakoś podtrzymać tę „rozmowę”. - Okazuję ci trochę zainteresowania, to wszystko.
- To może lepiej odpuść sobie to zainteresowanie albo chociaż komentarze.
- Jasne - Victoria nawet nie oderwała wzroku od laptopa trzymanego na kolanach.
Hana tylko spojrzała na córkę chłodnym wzrokiem i skierowała swoje kroki do sypialni.
- Nie siedź za długo - powiedziała, tknięta jakimś impulsem.
- Jasne - wymamrotała Viki w stronę zamykających się drzwi.
Westchnęła i z pewną niechęcią spojrzała na otwarty laptop. Zatrzasnęła go i zamknęła oczy. Czemu rozmowy z Haną muszą być aż tak ciężkie? W sumie nawet nie chciała być niemiła. No dobra, może chciała, ale nie zamierzała tego tak zostawiać. Od początku ten cały Piotr się jej nie podobał i chociaż nie rozmawiała z nim ani minuty, to już wiedziała, że szybko go nie polubi. Właściwie nie miała nawet po co go lubić. Mogła mieć jedynie nadzieję, że do czasu jej wyjazdu z Warszawy nie będzie musiała oglądać tego faceta. A jeśli będzie musiała… To wcale nie zamierzała być miła.

Następnego dnia, na korytarzu, Hana spotkała Przemka.
- O, cześć siostra, błagam cię, chodź ze mną do bufetu, bo musisz mi pomóc - Przemek spoglądnął na siostrę błagalnym wzrokiem.
- Szalom, bracie - odparła Hana, nieco zdziwiona tym powitaniem. - Jasne, ale o co chodzi?
- Chodź, usiądziemy do stolika i wszystko i opowiem.
- Okej - powiedziała lekarka i obydwoje skierowali swoje kroki do bufetu. - O co chodzi? - zapytała ponownie, gdy usiedli. - Mów.
- Napijesz się czegoś? Kawa, herbata, może jakieś ciastko... - Przemek wyraźnie stara się odroczyć moment rozmowy.
- Kawy - Hana uśmiecha się, patrząc na zdenerwowanego mężczyznę.
- Okej, to ja przyniosę, a ty tu yyy... - Przemek zrobił się jeszcze bardziej nerwowy - posiedź sobie.
- Jasne, czekam - wzrok Hany uważnie śledził poczynania brata.
Po chwili Przemek wrócił z kawą.
- No i jak tam siostra u ciebie? Z Victorią wszystko ok?
- U mnie dobrze - Hana upiła łyk kawy. - Tak, jakoś się dogadujemy – Szczególnie, jeśli chodzi o Piotra, pomyślała sarkastycznie. - Ale chyba nie o tym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Chciałem porozmawiać o Wiki.
- Dlaczego? - Hana była zdumiona.
- Nie rozumiem - Przemek również był nieco zdziwiony. - A dlaczego nie? Chyba, że nie masz ochoty rozmawiać, chociaż muszę przyznać, że twoja pomoc bardzo by mi się przydała... - Młody chirurg starał się ukryć smutek, który pojawił się na jego twarzy.
- Moja pomoc... W czym? - Hana starała się nie okazywać swojego oszołomienia.
Dlaczego Przemek chciał rozmawiać o Victorii?
- Chciałbym się jej oświadczyć, ale nie wiem, jak mam to zrobić.
Hana, osłupiała, przez chwilę nie mogła wykrztusić ani słowa.
- Komu? Victorii? Przemek, czy ty się dobrze czujesz? Przecież ona ma szesnaście lat, w dodatku jest moją córką, jak ty to sobie wyobrażasz?
Przemek zdezorientowany spojrzał na siostrę. Nagle na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a już za chwilę jego śmiech usłyszał cały bufet.
- Ale Hana - chłopak ciągle nie może się uspokoić - ja mówię o Wiktorii Consalidzie!
Hana z niedowierzaniem spojrzała na brata i w końcu ona również zaczęła się śmiać.
- O matko... - powiedziała wreszcie. - Przemek, przepraszam cię, w ogóle o niej nie pomyślałam.
- Spoko, siostra. Nieźle się uśmiałem - uśmiechnął się szeroko. - To jak, pomożesz mi?
- Jasne... Najlepiej zabierz ją w jej ulubione miejsce. Powiesz to co czujesz i... Resztę już sam musisz dopracować - ona również się uśmiechnęła. Przez chwilę jeszcze rozmawiali i dopracowywali „plan” oświadczyn, popijając w międzyczasie kawę. W końcu Hana odstawiła pustą filiżankę i przeciągnęła się leniwie. - A teraz wybacz, ale muszę lecieć na dyżur. Powodzenia - puściła Przemkowi oko i już jej nie było.
Przemek z uśmiechem pokręcił głową.

W ciemnym pomieszczeniu znajdowało się dwóch mężczyzn. Jeden z nich, wyższy i bardziej umięśniony, opierał się właśnie o ścianę, w dłoni trzymając małe zawiniątko. Na jego twarzy można było dostrzec obleśny uśmiech, a jasne oczy świeciły niebezpiecznym światłem. Drugi przypatrywał się mężczyźnie z dość widoczną obawą w oczach, którą starał się maskować luzackim uśmiechem. Był nieco mniej umięśniony, ale na pewno o kilka lat młodszy.
- Wszystko gotowe? - zapytał pierwszy z nich.
- Oczywiście, szefie. Kiedy zaczynamy?
- Już niedługo. Jak twoja żonka? - kolejne pytanie ze strony „szefa”.
- Mam wszystko pod kontrolą - odpowiedział drugi mężczyzna. Wcale nie był tego taki pewny, stąd jego obawa, ale prędzej rzuciłby palenie niż powiedział o tym swojemu szefowi. Chociaż w sumie palić też zaczął przez niego.
- Doskonale - stwierdził pierwszy. - A ta żydowska dzi*ka mnie jeszcze popamięta...
- A w ogóle - zaczął drugi, mówiąc szybko, jakby bał się, że stchórzy, zanim dokończy zdanie - dlaczego ty jej tak bardzo nie lubisz?
- Mam swoje powody - odpowiedział mu mężczyzna, mierząc go nieprzyjemnym spojrzeniem.
- Jasne, nie będę wnikać – wzruszył ramionami, a w pomieszczeniu zapadła cisza, która jednak nie trwała długo.
- W takim razie, do roboty. Za tydzień zaczynamy.
- Gdzie się spotkamy?
- Tutaj - padła krótka odpowiedź.
Po tych słowach każdy z nich rozszedł się w swoją stronę.
****************
No cóż, Piotra w tym rozdziale nie było, ale to kompletnie nie moja wina :D No dobra, może moja, ale ten, nie wgłębiajmy się w to. Podsycę Waszą ciekawość chociaż c; I komentujcie, bo to motywuje!


Anja & kinina

3 komentarze: