Żwir
chrzęścił pod jej nogami. Szła, nie oglądając się za siebie. Mrużyła oczy przed
jasnym, wrześniowym słońcem, które najwidoczniej nic sobie nie robiło z
próbujących je zakrywać chmur. Ona sama nie wiedziała, dokąd chce iść, a i tak
zaraz powinna wracać do domu. Właśnie, do domu... Z cichym westchnięciem
usiadła na pierwszej lepszej ławce i przymknęła oczy, opierając się o nią
wygodniej. Starała się nie myśleć o niczym, ale ten temat sam do niej
przyszedł. Jej matka była w ciąży. Z Piotrem. W sumie to powinna się cieszyć,
przecież zawsze chciała mieć siostrę albo brata. Ale teraz ta radość... Gdzieś
się ulotniła. Po prostu nie mogła tego przyjąć do wiadomości. Przynajmniej nie
teraz. Nie lubiła Piotra, trudno było zaprzeczyć. Nie była do końca pewna, skąd
bierze się jej niechęć do Gawryły. A może była, tylko nie chciała się do tego
przyznać. Wiedziała, że długo tak nie wytrzyma, że będzie musiała porozmawiać z
Haną, szczególnie teraz, ale... Bała się? Być może. W końcu jednak miała do
końca nadzieję, że to nie wypali, że coś się wydarzy i wszystko się skończy..
Jednak teraz, gdy w tę „grę” wchodziło dziecko, nie zapowiadało się na to.
Zresztą, nie chciała, żeby wychowywało się bez ojca. Ona sama nie miała go przy
sobie... Nigdy. Właśnie... To był ten temat, który tak starannie omijała.
Zresztą, nie tylko ona, Hana również nie była zbyt chętna do przeprowadzenia
TEJ rozmowy. I właśnie dlatego ich relacje były takie, jakie były... Westchnęła
tylko, nie mając ochoty dłużej o tym myśleć. Porozmawia z nią... W najbliższym
czasie. Z takim postanowieniem podniosła się z ławki i skierowała swoje kroki w
stronę domu.
Hana zamknęła oczy. Była
17, a Victorii nadal nie było. Owszem, dziewczyna wysłała jej SMS—a, że idzie
do Blanki, ale poza tym nie odezwała się nawet słowem. Może to i była wina „przekazania”
przez nią informacji o swojej ciąży, ale... Naprawdę chciała inaczej o tym ze
swoją córką porozmawiać. Na spokojnie, bez niepotrzebnych emocji...
Z zamyślenia wyrwał ją
dzwonek do drzwi. Dopiero teraz uprzytomniła sobie, że to na pewno Piotr.
Przecież dzisiaj mieli iść na kolację do Latoszków...
— Jestem już. — Uśmiechnął
się Piotr, gdy tylko Hana otworzyła mu drzwi.
— Widzę. — Na jej twarzy,
pomimo wcześniejszych myśli, pojawił się uśmiech. — Idź do kuchni, ja też zaraz
jestem gotowa.
— Zaraz? — Gawryło dopiero
teraz zauważył, że jego ukochana jest jeszcze ubrana w szlafrok. — Przecież
nawet ubrana nie jesteś, jeszcze za godzinę nie wyjdziemy... — Niemalże jęknął,
uświadamiając sobie, ile przyjdzie mu jeszcze na Hanę czekać.
— Wyjdziemy, nie panikuj —
mruknęła Hana, patrząc na niego z lekkim pobłażaniem.
— Może do jutra wyjdziemy. —
W jego głosie pojawiły się nuty sarkazmu.
— Na pewn.o — Hana szybko
pocałowała Piotra w policzek, by choć trochę go „udobruchać”. — Daj mi... —
zastanowiła się przez chwilę. — Dwadzieścia minut.
— Czas start.
— Jakiś ty zabawny... —
mruknęła pod nosem, na co Gawryło z szerokim uśmiechem wskazał jej drzwi do
sypialni, przy okazji znacząco pukając w zegarek.
— No już, już...
Jakieś dwadzieścia minut
później, kobieta stanęła w drzwiach kuchni. Piotr, który w tym czasie zdążył
zrobić sobie kawę (i oczywiście ją wypić), podniósł na nią wzrok. Miała prostą,
beżową sukienkę, która sięgała jej nieco za kolano. Włosy zostawiła
rozwichrzone, a usta delikatnie pociągnęła błyszczykiem.
— Gotowa? — zapytał z
uśmiechem, powoli podnosząc się z krzesła.
— No, prawie... — Uśmiechnęła
się do niego i obróciła plecami. — Pomożesz? — przytrzymała włosy, by nie miał
problemu, z, jak się okazało, zapięciem zamka na plecach.
Jeszcze
pytasz?, pomyślał, ale oczywiście nie powiedział tego na głos.
Zaczął więc powoli zapinać zamek, oczywiście nigdzie się nie spiesząc.
— Przed chwilą sam mówiłeś,
że się spóźnimy, a teraz co? — Zaśmiała się Hana.
— A teraz... Przecież mamy
jeszcze chwilę czasu — mruknął, nadal nie przyspieszając czynności.
— Spóźnimy się...
— Jesteś pewna? — zapytał z
cwaniackim uśmiechem, którego dziewczyna, obrócona do niego plecami, niestety
nie mogła dostrzec. — Może to sprawdzimy?
— Coś sugerujesz?
— Może... — Uśmiech nie
znikał mu z twarzy.
— Może? — powtórzyła za nim
Hana, po czym bez żadnego ostrzeżenia obróciła się do niego przodem i objęła go
za szyję.
— Może. To zależy od twojej
interpretacji... — Jakby na dowód tych słów zaczął się bawić jej włosami.
— Yhym... — mruknęła.
Chwilę patrzyła w jego
oczy, w których błyszczały iskierki rozbawienia, a potem przeniosła wzrok na te
cudowne zmarszczki w kącikach jego ust, które pojawiały się zawsze, gdy się
uśmiechał, po czym delikatnie przyciągnęła go bliżej siebie i namiętnie
pocałowała. Piotr oddał pocałunek i objął ją w pasie. Stali tak dłuższą chwilę,
nim się od siebie oderwali.
— Taka interpretacja jak
najbardziej mi się podoba.
— To dobrze. — Goldberg
pozwoliła sobie na delikatny uśmiech. — A teraz jednak BARDZO bym cię prosiła,
żebyś zapiął mi tę sukienkę, bo NAPRAWDĘ się spóźnimy.
— Ech, no dobrze... — Piotr
sprawnym ruchem obrócił Hanę i szybko zapiął cały zamek do końca.
— Idziemy?
— Idziemy, chodź. — Gawryło
złapał kobietę za rękę i już po chwili, ubrani w buty i kurtki, wychodzili z
mieszkania.
W tym samym czasie, Agata
kończyła właśnie dyżur. Kończyła to może nieco za dużo powiedziane, jednak nie
miała już na dzisiaj niczego, oprócz obchodu za godzinę, po którym mogła już
wracać do hotelu. Teraz jednak zamierzała tę ostatnią godzinę przesiedzieć w
lekarskim. I zapewne by tak zrobiła, gdyby nie dostrzegła Roberta
rozmawiającego z Tretterem. Na początku chciała ich wyminąć, jednak gdy
usłyszała nazwisko jakiejś nieznanej jej osoby, przystanęła.
— Naprawdę, z całą
pewnością mogę go polecić, jest świetnym lekarzem... — Do jej uszu doszły słowa
Roberta.
— Jest pan pewien, że chce
pan odejść? — Pod Agatą ugięły się nogi.
— Tak, jestem pewien.
Naprawdę nie mogę... — Dalej już nie słuchała.
Odeszła kawałek i oparła
się o ścianę. Nie, nie, nie... On nie mógł odejść. Nie mógł... Stała tak
jeszcze chwilę, póki nie zauważyła, że mężczyźni kończą rozmowę. Tretter
odszedł w kierunku swojego gabinetu, ale Robert, być może nieświadomie, podążył
w jej stronę.
— Możemy pozmawiać? —
zastąpiła mu drogę, wiedząc, że to pewnie jej ostatnia szansa, by z nim
porozmawiać.
— Tutaj? — Robert wyraźnie
nie miał ochoty na tę rozmowę.
— Nie wiem, gdziekolwiek. —
Agata była zbyt zdenerwowana, by zastanawiać się nad takimi szczegółami.
— Słucham.
— Chcesz odejść? — wypaliła
prosto z mostu, patrząc na niego uważnie.
— Już to zrobiłem —
powiedział cicho, przenosząc wzrok na ścianę.
— Dla... Dlaczego? — Agata
nie chciała pokazać łez, ale one same cisnęły się jej do oczu.
— A jak myślisz?
— Ale... — Głos jej się
załamał. — Przecież to nie przekreśla jeszcze wszystkiego.
— Agata. — Robert starał
się, by jego głos brzmiał spokojnie. — Dla mnie już nie ma ratunku.
— Proszę cię... Nie mów
tak.
— Przepraszam... — Nie
wiedział, co ma zrobić, więc po prostu podszedł do niej i mocno ją przytulił.
— Nie pozwolę ci odejść,
rozumiesz? Nie pozwolę ci tak tego wszystkiego zostawić... Ja cię nie zostawię,
do cholery!
Nie wiedział, co ma
powiedzieć, co zrobić. Brakowało mu słów, gestów. Pokręcił głową nad swoją
bezradnością, widząc wlepione w niego oczy Agaty. Delikatnie starł łzy z jej
policzków. Ujął jej twarz w swoje ręce i podniósł do góry. Jego wargi musnęły
jej czoło. Przytulił ją jeszcze raz, po czym uśmiechnął się smutno i odszedł w
stronę lekarskiego, zostawiając kompletnie zdezorientowaną Agatę samą.
Wchodząc do mieszkania
Latoszków ujrzeli umiejscowione po kątach balony, gdzieniegdzie powieszone
wstążki i parę innych urodzinowych ozdób. Kolacja była tylko dla młodych
rodziców i najbliższych przyjaciół. To przecież dzięki Hanie i jej pomocy mogą
dziś świętować pierwsze urodziny tego małego człowieczka. Pierwsze i nie
ostatnie. Piotr wręczył prezent, który niósł całą drogę. Sam do końca nie
wiedział, co tam się znajduje... W końcu nie on wybierał. Jako typowy mężczyzna
nie przywiązywał do tego wagi, po prostu miał dać upominek, złożyć ładne
życzenia i tyle, rola się kończy. Po jakiejś godzinie minęła ta bardziej
oficjalna część przyjęcia. Kolacja zjedzona, „Sto lat” zaśpiewane, świeczki z
tortu zdmuchnięte... Gdy mężczyźni zajmowali się wprowadzaniem Felka w temat
motoryzacji, Hana i Lena odsunęły się na bok, co jakiś czas na nich zerkając
podczas rozmowy. W jednym z takich momentów obie zobaczyły, jak silne i męskie
ręce Piotra podnoszą z czułością tak maleńką i drobną istotę, jaką był Felek. Na
twarzy Gawryły zaiskrzył uśmiech. Poczuł, jak przepływa przez niego pewien
instynkt. Kiedy trzymał w objęciach małego dotarło do niego, że za parę
miesięcy będzie mógł podnieść własne dziecko. Jemu samemu ciężko było się przed
sobą przyznać, że to odczuwa. Zawsze uchodził za twardziela, który nie
przejmował się taką wartością, jaką jest rodzina. Jego związki trwały chwilę,
opierały się na jednym, nic na dłuższą metę. Przy Hanie się otworzył... Może
tylko ją tak prawdziwie pokochał? Skoro tak to chyba warto było czekać tyle
czasu, by dojść do tego punktu. Hana widząc tą scenę czuła, że jej wybranek
będzie dobrym ojcem. Samoistnie na jej
twarzy pojawił się szczery uśmiech, co nie umknęło uwadze Leny.
— No i co tak się
uśmiechasz? — zapytała podejrzliwie, sama mając radosny wyraz twarzy.
— Nie mogę? — Mimo, że
chciała podzielić się tą radością ze wszystkimi, wolała poczekać i pochwalić
się razem z ojcem dziecka.
— Możesz. – Przyjaciółka
zainteresowała się coraz bardziej.
— No właśnie... Ale...
Chyba muszę ci coś powiedzieć — Błysk w jej oczach mówił sam za siebie, to była
radosna nowina.
— Tak? A co takiego? —
zapytała Lena, zapatrzona w Piotra i Felka. — Piotr będzie świetnym ojcem —
dodała, uśmiechając się pod nosem.
— Mam nadzieję —
odpowiedziała tajemniczym tonem Hana.
— Miej nadzieję, miej. — Nie
domyślając się niczego dalej wpatrywała się w słodki widok. — No, ale chyba
miałaś mi coś powiedzieć?
— Będziesz ciocią. — Ulżyło jej, w końcu to z siebie
wydusiła, tak radosnej nowiny długo nie można było ukrywać.
— Naprawdę!? — Lena przeżyła szok, takiej wiadomości się
jednak nie spodziewała.
— Naprawdę.
— No to gratuluję. — Gdy już trochę się otrząsnęła,
zaczęła się cieszyć z Haną.
Obie do końca spotkania
siedziały wpatrzone w swoich mężczyzn. Nie żałowały ani jednego wyboru w swoim
życiu. Były szczęśliwe i tylko to uczucie chciały pozostawić w swoich głowach.
Szczęście.
Było już późno, gdy oboje
wrócili z kolacji. W wejściu Hana omal nie potknęła się o buty Viki, co
znaczyło, że dziewczyna była już w domu. Jednak nigdzie nie świeciło się
światło, więc najpewniej Victoria już spała. Zresztą, było parę minut przed
północą, więc nie było się czemu dziwić. Hana delikatnie złapała Piotra za
rękę, gdy ten miał zamiar wrócić do siebie. Nie chciała być sama, a Gawryło nie
protestował, wręcz przeciwnie.
— Zmęczona? — Uśmiechnął
się, przyciągając ją bliżej siebie.
Od paru minut leżeli już w
łóżku i choć oboje byli wykończeni, to jednak żadne z nich nie mogło zasnąć.
— Yhym... — Hana
przewróciła się na drugi bok, by widzieć przed sobą twarz Piotra.
— Powiedziałaś Lenie? —
zapytał, zaczynając bawić się jej włosami.
— A jak myślisz? — Kobieta
nie mogła się nie uśmiechnąć na wspomnienie reakcji przyjaciółki.
— Myślę, że tak.
— To dobrze myślisz. — Na
chwilę zapanowała cisza.
— Hana...
— Tak? — Goldberg podniosła
głowę z poduszki, słysząc zmieniony ton głosu Piotra.
— A może byśmy gdzieś
pojechali? Odpocząć, pobyć razem... Co ty na to?
— Co proponujesz? — Spojrzała
na niego.
— Najpierw muszę się
dowiedzieć czy w ogóle jesteś zainteresowana.
— Z tobą? Zawsze. — Uśmiechnęła
się, ukazując urocze dołeczki w policzkach.
— Naprawdę? — Nie sądził,
że pójdzie mu z nią tak łatwo.
— Naprawdę. — Ucałowała go
lekko w policzek.
— To jak, Bałtyk czy wolisz
coś... Cieplejszego?
— W zupełności wystarczy mi
Bałtyk. — Hana nie miała zbyt wielkich wymagań. Byle z nim...
— Byłaś już tam kiedyś?
— Nie, i właśnie dlatego
chcę tam pojechać. — Przewróciła oczami. — A ty?
— Jeździłem tam co roku na
wakacje — zaśmiał się lekko, na widok wspomnień, które to przywoływało.
— To nie zaszkodzi ci
pojechać jeszcze raz, prawda?
— Oczywiście, że nie. — W
jego oczach pojawiło się rozbawienie.
— W takim razie, kiedy? —
Hana od razu chciała ustalić konkrety.
— Jutro zapytam, kiedy
możemy liczyć na wolne. Idziemy spać?
— Idziemy. — Kobieta
wtuliła się w niego.
— Dobranoc. — Piotr
pocałował ją w głowę.
— Dobranoc. — Hana nie
mogła powstrzymać uśmiechu.
— A Gabrysi kolorowych
snów.
— Jakiej Gabrysi? —
Goldberg, zdziwiona, poderwała głowę.
— No, tej tutaj. — Delikatnie
objął brzuch Hany.
— Dlaczego akurat Gabrysi? –
Kobieta ciągle patrzyła na niego uważnie.
— No bo tak. Nie podoba ci
się? — Zrobił smutną minę, ale jego oczy błyszczały.
— Podoba, jest śliczne,
ale...
— Ale?
— A jak będzie chłopiec? —
Uśmiechnęła się lekko.
— To wtedy będziemy się
martwić. — Piotr pokręcił głową. — Śpijcie dobrze. — Jeszcze raz ucałował Hanę
w głowę, a potem ją objął. Oboje zasnęli z uśmiechami na twarzy, nie wiedząc,
że ich szczęście nie będzie trwało długo...
************
Nigdy bym nie uwierzyła, że koniec roku może być taki ciężki... Na szczęście jeszcze tylko ten tydzień, konferencja i nie ma się już o co martwić :) No, może o reakcję rodziców na oceny ;) Rozdział niezbyt długi, ale to dlatego, że następny już za tydzień w sobotę. Mam nadzieję, że w wakacje uda nam się je wstawiać regularnie, a potem... Zobaczymy.
Anja
& kinina
Ale cudeńko <3 czekam na nexta...
OdpowiedzUsuńcudne opowiadanie! naprawdę!!
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że przewidujecie duuużo częsci!
L.
Tak mi się to podoba, ale za krótkie i za długo muszę na to czekać !! Mam nadzieję, że następna część pojawi się znacznie szybciej !! ;)
OdpowiedzUsuńA ty kiedy coś dodasz na swojego bloga?
UsuńWczoraj przez przypadek wpadłam na to opowiadanie i muszę stwierdzić, że jest najlepsze z wszystkich opowiadań o hapi!!! <3
OdpowiedzUsuńKocham!!!❤
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nexta???
OdpowiedzUsuńCo jest? miałaś wczoraj nexta dodać...
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nexta??? :D
OdpowiedzUsuńKochana, czekam na nexta... kiedy będzie? ;3
OdpowiedzUsuńKocham! <3 cudnie piszesz!!! Kiedy będzie next?
OdpowiedzUsuń