niedziela, 18 maja 2014

24. Niezapowiedziane zwroty akcji

Następnego dnia rano Victoria otwierała właśnie drzwi. Swoje kroki skierowała do salonu, gdyż miała zamiar włączyć sobie telewizor. Zatrzymała się jednak w pół kroku, gdy dostrzegła ten „szczególny” obrazek. A mianowicie Hanę śpiącą w ramionach Piotra. Westchnęła, i po cicho wyłączyła telewizor, który zapewne szedł przez całą noc. Może rzeczywiście dać im szansę?, pomyślała. Uśmiechnięci, szczęśliwi... Dobra Viki, ogar, o czym ty w ogóle myślisz? Przecież to jest facet którego nienawidzisz i masz jakoś od niego odciągnąć swoją matkę, tak? No. I tak ma być.
3 godziny potem, Hana i Piotr byli już w pracy. Victoria powoli również zbierała się do wyjścia, gdyż właśnie dziś umówiła się z Blanką na zakupy. Może nie tyle chodziło o zakupy, co o wspólnie spędzony czas. Z dala od tych czterech ścian, w których ciągle przesiadywała... Co prawda nie szły same, w końcu ktoś za te wszystkie ubrania, buty, dodatki musiał zapłacić. Razem z młodą Consalidą ustaliły, że spotkają się w hotelu, a potem wspólnie pójdą po Wiktorię i Hanę. Wchodząc do przyszpitalnego mieszkania zauważyła tylko biegającą Blankę, która najwyraźniej trochę się nie wyrabia. Po dziesięciu minutach udało im się w końcu wyjść. Kiedy przekroczyły próg szpitala, Victoria czuła się dziwnie. Znowu weszła do pomieszczenia, gdzie znowu każdy biega, spieszy się... Słychać było pełno rozmów... Pacjentów, lekarzy, pielęgniarek. Od razu widać, że gorący dziś dzień. Jakby jakiś wypadek... W całym tym szaleństwie Blanka w końcu zauważyła Wiki. Widocznie zapomniała o umówionym spotkaniu.
— Wiki!
— Blanka, nie teraz, proszę...
— Ale zakupy...
— Dajcie mi.... Pół godziny, okej? Czekajcie w bufecie.
— Jasne...
— Dzięki!
Jak prosiła, tak zrobiły. Wiedziały, że ten zawód wymaga wiele poświęceń, lecz miały nadzieję tylko na to, by dzisiejszy plan się powiódł. Czekały... Jedna minuta, druga... Nikt się nie pojawiał. Dopiero po jakiś czterdziestu minutach ujrzały Wiki.
— I? Dasz radę się urwać?
— Nie za bardzo... Hana chyba też nie.
— No to super.
— Świetnie.
— Pójdziecie same.
Victorii na język już nasuwała się jakaś sarkastyczna odzywka, dokładnie w jej stylu. Ostatecznie ją sobie podarowała, w końcu to i tak nic nie zmieni. Teraz zależało jej już tylko na tym, by jak najszybciej spotkać Hanę, wziąć pieniądze i iść na te zakupy.
— No cóż... Innego wyjścia nie ma.
Hana jakby czytała w myślach córki i szybko przyszła do bufetu. Miała nadzieję, że Victoria nie będzie robiła żadnych scen i skończy się na jej typowych odzywkach.
— Cholera, jaki kocioł... — mruknęła Hana pod nosem. — Dacie sobie radę same?
— A jak myślisz? — Viki przewróciła oczami.
— Nie wiem, dlatego pytam.
— Tak, damy sobie radę. — Zadowolona? — Chodź, Blanka, szkoda czasu.
Doktor Goldberg trochę ulżyło. Nie było żadnych wymówek, kłótni, tylko spokojna rozmowa zabarwiona sarkazmem. Lekarki mogły spokojnie wrócić do pracy, jeszcze tylko kwestia pieniędzy. Obie dziewczyny, kiedy dostały już swoją część, w biegu się pożegnały i wyruszyły na małą „wycieczkę” po sklepach, galeriach... Po dobrych paru godzinach przyjaciółki wróciły zadowolone do hotelu. Kupiły prawie wszystko to, co chciały. Zostawiły zakupy w pokoju Blanki i raz jeszcze wybrały się do szpitala. Viktoria miała wrócić z Haną do domu, a przy okazji obie chciały sprawdzić jak wygląda sytuacja w szpitalu. W końcu rano nie było za spokojnie. Pierwszą ujrzały Hanę, czekała na korytarzu na koniec operacji. Widać, że była to dla niej jakaś ważna sprawa. Za chwilę podeszła Wiki, również ciekawa przebiegu zabiegu. Victoria postanowiła szybko wyrwać je z tych przemyśleń.
— Skończyłaś już?
— Za chwilę tak.
Wiktoria, skoro i tak została oderwana od swoich myśli, wtrąciła się do rozmowy.
— Kupiłyście wszystko?
— Można tak powiedzieć.
Mimo, że dyskusja toczyła się dalej, Hana nie mogła się skupić. Myślała tylko o pacjentce, czy wszystko poszło według planu... W końcu to trudny przypadek. Dodatkowo wyrzucała sobie, że sama nie mogła się tym zająć. Z drugiej strony nie ma warunków do rozdwojenia się, a Darek i Piotr z pewnością sobie poradzą. W końcu ujrzała jak wychodzą z sali operacyjnej. Jej tętno gwałtownie zaczęło przyspieszać. Przez znowu przewinęło się jej pełno myśli. Jednak widząc uśmiech na ustach lekarzy, wiedziała, że się udało. Darek szybko do niej podszedł.
— Hana…
— Wszystko w porządku? – zapytała od razu.
— W jak najlepszym! Gdyby nie twoja opieka nad pacjentką nie wiem, czy skończyłoby się tak samo.
— Daj spokój, to moja praca. Najlepsze są w niej właśnie takie chwile. – Mimo wszystko Hana pozwoliła sobie na uśmiech.
— Najlepsza to jesteś ty. Nie wiem, czy każdy lekarz jest w stanie tyle zrobić, tak się poświęcić.
Z rozmowy wyrwała ich pacjentka. Chciała osobiście podziękować swojej pani doktor. Chociaż nie była w stanie wiele mówić, wyszeptane podziękowania i tak były najwspanialszą rzeczą jaką Hana usłyszała. Victoria mimo tego, że rozmawiała z przyjaciółką, doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co się wokół niej działo. Ostatnie zdania wypowiedziane przez Wójcika dały jej sporo do myślenia. Nigdy się nad tym specjalnie nie zastanawiała, ale... Hana rzeczywiście sporo robiła dla napotkanych przez siebie ludzi, szczególnie pacjentek. Wcześniej tego nie dostrzegała. A gdy usłyszała te podziękowania, poczuła... Jakby dumę? Tak, była dumna z własnej matki, choć tego nie okazała. Hana skończyła rozmowę i szczęśliwa podeszła do zamyślonej córki.
— Dobra, Viki, możemy jechać.
Dziewczyna pogrążona we własnych myślach nie odpowiedziała, tylko posłusznie podążyła za Haną. Chciała jej tego wszystkiego pogratulować. Praktycznie całą drogę myślała co powiedzieć. Przez jej myśli przechodziło tysiąc wersji. Ostatecznie zdobyła się na krótkie gratulacje, oczywiście w typowym dla siebie stylu. Dla Hany jednak to i tak już było pewnym sukcesem, więc uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa córki.

Następnego dnia w hotelu rezydentów również dużo się działo.
— No, to trzymajcie się. — Marcin uścisnął Wiktorię i poklepał Przemka po ramieniu.
— Będziemy tęsknić. — Agata również objęła dwójkę swoich najlepszych przyjaciół.
— Nie szalejcie za bardzo! — Borys też dołączył się do ogólnego zamieszania.
Wiki i Przemek spojrzeli po sobie rozbawieni. Owszem, wyjeżdżali, ale tylko na tydzień, do Włoch!
— Miłej podróży poślubnej! — Na twarzy Blanki pojawił się uśmiech.
— I miłych nocy... — dorzuciła pod nosem Agata, co niestety usłyszeli wszyscy.
— Tobie też tego życzyć? — zapytała z lekką ironią Wiktoria.
— Mnie? — Blondynka spojrzała zdziwiona na swoją przyjaciółkę.
— No, z Robertem... — Rudowłosa zaśmiała się.
— Idź mi! — Internistka starała się ukryć swoje zażenowanie.
— Oj, Agatka, o tym wszyscy wiedzą. — Consalida uśmiechnęła się triumfalnie.
Agata jedynie pokręciła z westchnięciem głową.
— Dobra, Wiki, nie kłóćcie się. — Przemek objął swoją żonę w pasie. — Musimy lecieć, spóźnimy się na odprawę.
— No, to miłych wakacji. — Blanka jeszcze raz się uśmiechnęła.
Oczywiście, żegnali się jeszcze prawie pół godziny i gdy państwo młodzi odjechali spod hotelu, wpierw zapakowując się do taksówki, reszta odetchnęła z ulgą.
— Wreszcie wolność — mruknęła pod nosem młoda Consalida.
— Ej, młoda, nie pozwalaj sobie! — zaśmiała się Agata.
Jakby co, pamiętaj, uciekaj do Hany! — Borys zacytował Wiktorię, co reszta przyjęła śmiechem.
— Kto się pisze na śniadanie? — Ogólną wesołość przerwał Marcin.
— Ja! — wrzasnęli wszyscy i w miłych nastrojach zaczęli przygotowywać posiłek.

Hana nie mogła w to uwierzyć. Usiadła, i jeszcze raz spojrzała na wynik. Nic się nie zmieniło. Dwie kreski. Dwie kreski, które mówią wszystko. Szybko powtórzyła test. Wynik — identyczny. Cholera. Z jednej strony była szczęśliwa, a z drugiej... Czuła ogromny strach. Co teraz? Jaka będzie reakcja Piotra? Przecież nigdy o tym nie rozmawiali... A Viki? Cholera. Jak powiedzieć nastolatce, że będzie miała nieplanowaną siostrę albo brata? To wszystko było zbyt skomplikowane. Stwierdziła, że później się tym zajmie. Rzuciła jeszcze raz okiem na test i uśmiechnęła się pod nosem. Może nie będzie tak źle?

Hana zamknęła oczy. Nie najlepiej się dzisiaj czuła, a kiedy prawie zemdlała podczas badania pacjentki, musiała wreszcie powiedzieć Darkowi o ciąży. Kiedy już mężczyźnie przeszła „wściekłość” na nieodpowiedzialność Hany, zbadał ją i powiedział, że to jedynie wynik zbyt dużego stresu, co oczywiście doprowadziło do tego, że na resztę dnia kazał jej wrócić do domu i odpocząć. Zmniejszył również jej czas dyżurów, chociaż Hana przecież mówiła mu, że nic jej nie jest.
Z tych myśli wyrwał ją dzwonek do drzwi. Powoli wstała i skierowała się w tamtą stronę. Otworzyła je i z największym zdumieniem zobaczyła za nimi Piotra.
— Co ty tu robisz?
— Przyjechałem, nie cieszysz się?
— Nie, po prostu... Zdziwiłeś mnie. — Uśmiechnęła się.
— Pozytywnie? — zapytał z cwaniackim uśmieszkiem.
— A jak myślisz? — Zaśmiała się. Już sama jego obecność wystarczała, by na jej twarzy pojawił się uśmiech. — Wchodź, przecież nie będziemy tak stali... — Wpuściła swojego ukochanego do środka.
Piotr wszedł i od razu skierował swoje kroki do kuchni. Hana, z uśmiechem, ruszyła za nim.
— Kawy, herbaty? — zapytała, wchodząc do pomieszczenia.
— Obojętnie. – Uśmiechnął się Gawryło. — Jak się czujesz? — W jego głosie nagle pojawiła się troska.
— A jak się mam czuć? — zapytała powoli, nie będąc pewną, czy chce poznać odpowiedź na to pytanie.
— No... Podobno coś tam w szpitalu było... — Piotr spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem.
Darek…
— To nic takiego. — Starała się zbagatelizować Hana.
— Jasne, jasne.
— Przecież mówię ci, że nic się nie stało... — mruknęła szatynka. – Masz. — Postawiła przed nim kubek z herbatą, a sama wzięła swój i usiadła obok niego.
— Dzięki. — Mężczyzna wziął łyk napoju. — Jakoś nie chce mi się wierzyć — dodał.
— To uwierz. Źle się poczułam, tyle.
— Okej, wierzę. Może faktycznie trochę przesadzam, ale... Martwię się, tyle — westchnął, patrząc na siedzącą obok niego ukochaną.
— Nie masz o co. — Uśmiechnęła się do niego. — Chociaż... — Wyraźnie się zawahała.
— Chociaż? — Błyskawicznie to podchwycił.
Hana jedynie popatrzyła na stojące na najwyższej półce małe pudełeczko. W końcu... Moment dobry jak każdy inny. Wstała, wzięła opakowanie z blatu, a gdy wróciła, usiadła Piotrowi na kolanach. Bez słowa podała mu pudełeczko.
— Co to? — zadał standardowe pytanie przy tego typu okolicznościach.
— Otwórz. — Nie mogła powstrzymać uśmiechu.
Piotr spojrzał na nią podejrzliwie, ale w końcu zajął się otwieraniem swojego „prezentu”.
— Powiesz coś? — zapytała po chwili ciszy kobieta, gdy Gawryło z szokiem widocznym na twarzy wpatrywał się w zawartość pudełeczka.
— To... — Mężczyzna nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Po raz kolejny spojrzał na kopię wyników USG i małe, niebieskie buciki.
— Powiesz coś wreszcie? — Hana spojrzała na niego wyczekująco.
— Kocham cię. — Piotr uśmiechnął się szeroko i pocałował zaskoczoną kobietę. Gdy już się od siebie oderwali, Hana oparła swoje czoło o czoło Piotra.
— Jak myślisz? Damy radę? — zapytała po chwili ciszy, wpatrując się w oczy ukochanego.
Gawryło delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy. Pogładził jej policzek i uśmiechnął się.
— A jak myślisz?

Następnego dnia, południe, jeden z wielu parków w Warszawie. Cichy szum drzew, delikatne promienie wrześniowego słońca i ta błoga cisza, przerywana jedynie śpiewaniem ptaków. Młoda blondynka uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, sadowiąc się wygodniej na ławce, która znajdowała się blisko małego jeziorka. Wokół nie było już nikogo więcej. No, prawie nikogo. Agata drgnęła, gdy czyjeś dłonie objęły ją w pasie. Otworzyła oczy i zaśmiała się, widząc przed sobą twarz Roberta. Mężczyzna również się uśmiechnął, jednak blondynka odniosła wrażenie, że jest to uśmiech nieco zbyt wymuszony. Nie mogła jednak dojść, co takiego mogłoby się stać, więc szybko dała sobie spokój.
— To jak, idziemy? — wskazała jedną z wielu alejek.
— Jasne, chodź. — Robert dopiero po chwili zareagował na słowa kobiety.
Bez słowa ruszyli wskazaną przez Agatę drogą, ale blondynka ciągle nie mogła się pozbyć tego wrażenia, że coś jest nie tak.
I to bardzo nie tak.
— Agata... — Głos kardiologa przerwał panującą już od kilku minut ciszę.
Czyli jednak.
— Tak? — zapytała, choć nie była do końca pewna, czy chce poznać odpowiedź.
— Ja... — Robert na chwilę się zawahał, wziął jednak głębszy oddech i szybko dokończył, jak gdyby bał się, że potem zabraknie mu odwagi: — Muszę ci coś powiedzieć.
— Słucham. — Mimo wszystko się uśmiechnęła, przecież co złego mogłoby się stać?
— Ja... — Już na początku zabrakło mu słów.
Jak miał jej to powiedzieć? No jak? Przecież... To zrujnuje wszystko. Jednak jej wyczekujący wzrok zmusił go do podjęcia opowieści.
— Zawsze byłem dość chorowitym dzieckiem — zaczął, starając się nie patrzyć w jej wypełniające się teraz niezrozumieniem oczy.
Zrozumie... W końcu zrozumie.
— W każdym razie, byłem doskonale obeznany z całą tą lekarską działalnością, właśnie dlatego postanowiłem studiować medycynę. A kardiologia... Po prostu jakoś tak wyszło. W każdym razie, nie o to mi teraz chodzi. — Znowu urwał na chwilę, by chociaż trochę przygotować się do tego, co ma jej powiedzieć. — Przez to wszystko, przez te wszystkie choroby przebyte w dzieciństwie... Mam białaczkę, Agata.
Na chwilę zapadła cisza. Cisza z rodzaju tej ciszy, która szybko staje się wręcz nie do zniesienia.
— Powiedz, że to wszystko wymyśliłeś. — W oczach internistki pojawiły się łzy, które z trudem hamowała.
— Sądzisz, że mógłbym?
— Nie, ale... — Blondynka nie mogła wydobyć z siebie nic więcej.
— Ale? — Co innego mógł zrobić?
Stał tu, patrzył na jej załamaną twarz, i nie potrafił zrobić kompletnie nic... Delikatnie odgarnął włosy z jej twarzy.
— Dlaczego akurat ty? — Nie wytrzymała, pozwoliła, by pierwsze łzy popłynęły po jej policzkach.
Nie odpowiedział, jemu samemu brakowało już słów. Zrobił więc jedyne, co mógł w tej sytuacji — przytulił ją, pozwalając, by płakała na całego.
— Aga, uspokój się...
— Nie mogę... — Głos blondynki ciągle drżał, a łzy niepohamowanym strumieniem ciągle spływały po jej policzkach.
— Aga, proszę... — powtórzył, ciągle trzymając ją w swoich ramionach.
— Od kiedy wiesz? — Agata postanowiła się opanować, przynajmniej na tyle na ile mogła w tej sytuacji.
— Tydzień... — Już chyba wolał ją taką płaczącą i kompletnie załamaną.
— Masz jakieś szanse?
Czy ona musi zadawać takie trudne pytania?
— Nie wiem, Agata, nie wiem...
— A co wiesz? — W głosie internistki pojawiła się irytacja.
— Że to nie ma sensu — odparł pewnie, chociaż właśnie w tym momencie jego serce łamało się na kawałeczki.
— A teraz coś ma jeszcze sens? — zapytała, patrząc w jego ciemnoniebieskie oczy.
— Nie możesz być ze mną, rozumiesz?
— Jasne — mruknęła, starając się zatrzymać nową falę łez. — Myślisz, że to najlepsze rozwiązanie... — Wyrwała się z jego uścisku, jednak on niemal natychmiast złapał ją za rękę i obrócił w swoją stronę. — Dlaczego to robisz?
— Bo nie chcę ci zmarnować życia? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Teraz mojemu życiu i tak już nic nie pomoże.
— Agata, do cholery! — Zdenerwował się. — Nie mów tak.
— A jak mam mówić?
— Przecież... Masz dla kogo żyć.
— No tak. — Jej głos przycichł, gdy pomyślała o dziecku, które już za parę miesięcy przyjdzie na ten świat...
— Więc się zamknij i tak nie mów.
— Nie będziesz mi mówił, co mam robić.
— Agata... — Jego głos złagodniał. — Ja po prostu chcę ci pomóc.
— W taki sposób?
— A co chcesz innego zrobić?
— Być z tobą do końca — szepnęła cicho, patrząc w jego oczy.
— Nie możesz... — Brakowało mu słów.
— Zabronisz mi?
— Sama powiedziałaś, że mam ci nie rozkazywać... — Zdobył się na smutny uśmiech.
Agata już nic nie mówiła. Patrzyła w jego oczy, a łzy same jej leciały. Odwróciła się i poszła w stronę hotelu. Dlaczego, kiedy już wszystko zaczynało się układać, całe szczęście musiało prysnąć niczym domek z kart?!

Victoria oparła się o wysoki mur szkoły. Jak na pierwszy dzień, chyba nie było tak źle. Nie poznała za wiele osób, do tego miało dojść jutro. Sama szkoła zrobiła na niej dość dobre wrażenie, więc naprawdę nie miała na co narzekać. Gdy tylko zauważyła samochód Hany, szybko otrząsnęła się ze swoich myśli.
— I jak? — zapytała szatynka, gdy tylko Viki weszła do auta.
— A jak ma być? Normalnie. — Młodsza dziewczyna wzruszyła ramionami, nie kwapiąc się zbytnio do wdawania się w szczegóły.
— Tak... — mruknęła pod nosem Hana. — Do domu?
— Tak, chyba, że masz jakieś inne plany.
— Ja? — Hana, zaskoczona, spojrzała na córkę.
— No chyba nie ja. — Victoria przewróciła oczami i zapięła pasy.
— Nie, nie mam innych planów.
— No to jedziemy... Do domu.
Piętnaście minut później znalazły się na parkingu. Hana zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu i razem z Victorią wysiadła z samochodu, przy okazji upuszczając torebkę, z której wypadły te wszystkie „potrzebne” rzeczy jak puder, szminka, klucze czy...
— Cholera. — Chciała szybko pozbierać te rzeczy, jednak jej córka była szybsza.
...zdjęcie z USG.
No to pięknie.
— Co... — Victoria podniosła na Hanę swój wzrok, którego określenie mianem zszokowany byłoby dużym niedopowiedzeniem. — Co to jest?
— Zdjęcie, daj.
— To, że zdjęcie to też wiem. — Viki odsunęła rękę z wydrukiem.
— To dobrze, w takim razie możesz mi je oddać. — Cholera, ta rozmowa nie miała TAK wyglądać.
— Chyba jednak nie mogę — Po raz kolejny spojrzała na zdjęcie, i jakby dla upewnienia, zapytała: — Twoje?
Nie doczekała się ze strony swojej matki żadnej odpowiedzi, jednak jej wzrok mówił wystarczająco dużo, przynajmniej dla Victorii. Dziewczyna stała tak jeszcze przez chwilę, po czym bez słowa wcisnęła wydruk w ciągle wyciągniętą dłoń Hany i obróciła się, by jak najszybciej odejść.
— Zaczekaj...
— Po co? — Jej głos zabrzmiał trochę zbyt nieprzyjemnie, ale Viki nie miała czasu, żeby właśnie teraz się tym zajmować.
— Nie możemy normalnie porozmawiać? — poprosiła Hana, jednocześnie uważnie przypatrując się córce.
— O czym tu rozmawiać?
— Myślisz, że jest mi łatwo?
A mi ma być łatwo? Ale nie, szanowna pani doktor zawsze myśli tylko o sobie!
— Idę się przejść — mruknęła Viki i nie czekając na odpowiedź Hany, szybkim krokiem ruszyła przed siebie.


********************
Oto i nowy rozdział, którym, mam nadzieję, choć trochę zrekompensujemy Wam tę nieobecność. Nie chcę się zbytnio usprawiedliwiać, ale maj to dość gorący okres w technikum i ciężko mi znaleźć trochę czasu, niemniej następny rozdział postaram się wstawić w przeciągu dwóch tygodni. Oczywiście liczymy na komentarze, byłoby miło, gdyby odnosiły się one do treści, ponieważ chcemy wiedzieć, co się Wam podoba, a co nie do końca ;)



Anja & kinina

7 komentarzy:

  1. Awww czekam na nexta ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!! Wreszcie coś się dzieje :) Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. nooooo w koncu! cieszę się, że dodalyscie kolejną częsc, bo już sie balam, ze całkiem zapomnaiłyscie o tym blogu.. proszę, w miarę możliwosci, dodajcie nexty, nawet krotsze, ale żeby byly, bo tak po miesiącu juz się nie pamięta co dokładnie dzialo się w poprzednich cześciach.. :)
    co do tresci: CUDO. świetnie się to czyta, jak książke- nie opowiadanie. inaczej niz na innych blogach, zaskakujące wątki bohaterów, ciekawa fabuła i te tajemnice ahh. tylko czekam z niecierpliowścią, aż się rozwiążą.
    zdziwila mnie tylko ta ciąża Hany.. czy oni z Piotrem w ogole ze sobą spali? :D no i wlasnie.. przydaloby się wiecej zblizeń między nimi.. ;P
    ogółem ocena celujaca xd

    L.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, spali spali, w końcu jakoś musieli zrobić to dziecko, prawda :D? Nawet jest to w którymś rozdziale. Co do zbliżeń - nie wiem, liczycie na coś konkretnego :D? Wątpię, żeby udało mi się z Anją stworzyć coś takiego - to nie do końca są nasze klimaty. Co do częstszych rozdziałów - powoli zbliżają się wakacje, więc liczę, że obie znajdziemy więcej czasu ;) Bardzo dziękujemy za taki długi komentarz, to zawsze motywuje nas do szybszej pracy!

      Usuń
    2. spoko :D

      Usuń
  4. Nareszcie się doczekałam !! ;)) Fajny jest ten motyw z ciążą, podoba mi się. Czekam z niecierpliością na następną część ! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekamy niecierpliwie na nexta :-D <3

    OdpowiedzUsuń