Następnego
dnia rano Victoria otwierała właśnie drzwi. Swoje kroki skierowała do salonu, gdyż
miała zamiar włączyć sobie telewizor. Zatrzymała się jednak w pół kroku, gdy
dostrzegła ten „szczególny” obrazek. A mianowicie Hanę śpiącą w ramionach
Piotra. Westchnęła, i po cicho wyłączyła telewizor, który zapewne szedł przez
całą noc. Może rzeczywiście dać im
szansę?, pomyślała. Uśmiechnięci,
szczęśliwi... Dobra Viki, ogar, o czym ty w ogóle myślisz? Przecież to jest
facet którego nienawidzisz i masz jakoś od niego odciągnąć swoją matkę, tak?
No. I tak ma być.
3 godziny potem, Hana i
Piotr byli już w pracy. Victoria powoli również zbierała się do wyjścia, gdyż właśnie
dziś umówiła się z Blanką na zakupy. Może nie tyle chodziło o zakupy, co o
wspólnie spędzony czas. Z dala od tych czterech ścian, w których ciągle
przesiadywała... Co prawda nie szły same, w końcu ktoś za te wszystkie ubrania,
buty, dodatki musiał zapłacić. Razem z młodą Consalidą ustaliły, że spotkają
się w hotelu, a potem wspólnie pójdą po Wiktorię i Hanę. Wchodząc do przyszpitalnego
mieszkania zauważyła tylko biegającą Blankę, która najwyraźniej trochę się nie
wyrabia. Po dziesięciu minutach udało im się w końcu wyjść. Kiedy przekroczyły
próg szpitala, Victoria czuła się dziwnie. Znowu weszła do pomieszczenia, gdzie
znowu każdy biega, spieszy się... Słychać było pełno rozmów... Pacjentów,
lekarzy, pielęgniarek. Od razu widać, że gorący dziś dzień. Jakby jakiś
wypadek... W całym tym szaleństwie Blanka w końcu zauważyła Wiki. Widocznie
zapomniała o umówionym spotkaniu.
— Wiki!
— Blanka, nie teraz,
proszę...
— Ale zakupy...
— Dajcie mi.... Pół
godziny, okej? Czekajcie w bufecie.
— Jasne...
— Dzięki!
Jak prosiła, tak zrobiły. Wiedziały, że ten zawód wymaga
wiele poświęceń, lecz miały nadzieję tylko na to, by dzisiejszy plan się
powiódł. Czekały... Jedna minuta, druga... Nikt się nie pojawiał. Dopiero po jakiś
czterdziestu minutach ujrzały Wiki.
— I? Dasz radę się urwać?
— Nie za bardzo... Hana chyba
też nie.
— No to super.
— Świetnie.
— Pójdziecie same.
Victorii na język już
nasuwała się jakaś sarkastyczna odzywka, dokładnie w jej stylu. Ostatecznie ją
sobie podarowała, w końcu to i tak nic nie zmieni. Teraz zależało jej już tylko
na tym, by jak najszybciej spotkać Hanę, wziąć pieniądze i iść na te zakupy.
— No cóż... Innego wyjścia
nie ma.
Hana jakby czytała w
myślach córki i szybko przyszła do bufetu. Miała nadzieję, że Victoria nie
będzie robiła żadnych scen i skończy się na jej typowych odzywkach.
— Cholera, jaki kocioł... —
mruknęła Hana pod nosem. — Dacie sobie radę same?
— A jak myślisz? — Viki
przewróciła oczami.
— Nie wiem, dlatego pytam.
— Tak, damy sobie radę. — Zadowolona? — Chodź, Blanka, szkoda
czasu.
Doktor Goldberg trochę
ulżyło. Nie było żadnych wymówek, kłótni, tylko spokojna rozmowa zabarwiona
sarkazmem. Lekarki mogły spokojnie wrócić do pracy, jeszcze tylko kwestia
pieniędzy. Obie dziewczyny, kiedy dostały już swoją część, w biegu się pożegnały
i wyruszyły na małą „wycieczkę” po sklepach, galeriach... Po dobrych paru
godzinach przyjaciółki wróciły zadowolone do hotelu. Kupiły prawie wszystko to,
co chciały. Zostawiły zakupy w pokoju Blanki i raz jeszcze wybrały się do
szpitala. Viktoria miała wrócić z Haną do domu, a przy okazji obie chciały
sprawdzić jak wygląda sytuacja w szpitalu. W końcu rano nie było za spokojnie.
Pierwszą ujrzały Hanę, czekała na korytarzu na koniec operacji. Widać, że była
to dla niej jakaś ważna sprawa. Za chwilę podeszła Wiki, również ciekawa przebiegu
zabiegu. Victoria postanowiła szybko wyrwać je z tych przemyśleń.
— Skończyłaś już?
— Za chwilę tak.
Wiktoria, skoro i tak
została oderwana od swoich myśli, wtrąciła się do rozmowy.
— Kupiłyście wszystko?
— Można tak powiedzieć.
Mimo, że dyskusja toczyła się dalej, Hana nie mogła się
skupić. Myślała tylko o pacjentce, czy wszystko poszło według planu... W końcu
to trudny przypadek. Dodatkowo wyrzucała sobie, że sama nie mogła się tym
zająć. Z drugiej strony nie ma warunków do rozdwojenia się, a Darek i Piotr z
pewnością sobie poradzą. W końcu ujrzała jak wychodzą z sali operacyjnej. Jej
tętno gwałtownie zaczęło przyspieszać. Przez znowu przewinęło się jej pełno
myśli. Jednak widząc uśmiech na ustach lekarzy, wiedziała, że się udało. Darek
szybko do niej podszedł.
— Hana…
— Wszystko w porządku? –
zapytała od razu.
— W jak najlepszym! Gdyby
nie twoja opieka nad pacjentką nie wiem, czy skończyłoby się tak samo.
— Daj spokój, to moja
praca. Najlepsze są w niej właśnie takie chwile. – Mimo wszystko Hana pozwoliła
sobie na uśmiech.
— Najlepsza to jesteś ty.
Nie wiem, czy każdy lekarz jest w stanie tyle zrobić, tak się poświęcić.
Z rozmowy wyrwała ich
pacjentka. Chciała osobiście podziękować swojej pani doktor. Chociaż nie była w
stanie wiele mówić, wyszeptane podziękowania i tak były najwspanialszą rzeczą
jaką Hana usłyszała. Victoria mimo tego, że rozmawiała z przyjaciółką, doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, co się wokół niej działo. Ostatnie zdania
wypowiedziane przez Wójcika dały jej sporo do myślenia. Nigdy się nad tym
specjalnie nie zastanawiała, ale... Hana rzeczywiście sporo robiła dla
napotkanych przez siebie ludzi, szczególnie pacjentek. Wcześniej tego nie
dostrzegała. A gdy usłyszała te podziękowania, poczuła... Jakby dumę? Tak, była
dumna z własnej matki, choć tego nie okazała. Hana skończyła rozmowę i
szczęśliwa podeszła do zamyślonej córki.
— Dobra, Viki, możemy jechać.
Dziewczyna pogrążona we własnych myślach nie
odpowiedziała, tylko posłusznie podążyła za Haną. Chciała jej tego wszystkiego
pogratulować. Praktycznie całą drogę myślała co powiedzieć. Przez jej myśli
przechodziło tysiąc wersji. Ostatecznie zdobyła się na krótkie gratulacje,
oczywiście w typowym dla siebie stylu. Dla Hany jednak to i tak już było pewnym
sukcesem, więc uśmiechnęła się delikatnie, słysząc słowa córki.
Następnego dnia w hotelu
rezydentów również dużo się działo.
— No, to trzymajcie się. —
Marcin uścisnął Wiktorię i poklepał Przemka po ramieniu.
— Będziemy tęsknić. — Agata
również objęła dwójkę swoich najlepszych przyjaciół.
— Nie szalejcie za bardzo! —
Borys też dołączył się do ogólnego zamieszania.
Wiki i Przemek spojrzeli po
sobie rozbawieni. Owszem, wyjeżdżali, ale tylko na tydzień, do Włoch!
— Miłej podróży poślubnej! —
Na twarzy Blanki pojawił się uśmiech.
— I miłych nocy... —
dorzuciła pod nosem Agata, co niestety usłyszeli wszyscy.
— Tobie też tego życzyć? —
zapytała z lekką ironią Wiktoria.
— Mnie? — Blondynka
spojrzała zdziwiona na swoją przyjaciółkę.
— No, z Robertem... — Rudowłosa
zaśmiała się.
— Idź mi! — Internistka
starała się ukryć swoje zażenowanie.
— Oj, Agatka, o tym wszyscy
wiedzą. — Consalida uśmiechnęła się triumfalnie.
Agata jedynie pokręciła z
westchnięciem głową.
— Dobra, Wiki, nie kłóćcie
się. — Przemek objął swoją żonę w pasie. — Musimy lecieć, spóźnimy się na
odprawę.
— No, to miłych wakacji. — Blanka jeszcze raz się uśmiechnęła.
Oczywiście, żegnali się
jeszcze prawie pół godziny i gdy państwo młodzi odjechali spod hotelu, wpierw
zapakowując się do taksówki, reszta odetchnęła z ulgą.
— Wreszcie wolność —
mruknęła pod nosem młoda Consalida.
— Ej, młoda, nie pozwalaj
sobie! — zaśmiała się Agata.
— Jakby co, pamiętaj, uciekaj do Hany! — Borys zacytował Wiktorię, co
reszta przyjęła śmiechem.
— Kto się pisze na
śniadanie? — Ogólną wesołość przerwał Marcin.
— Ja! — wrzasnęli wszyscy i
w miłych nastrojach zaczęli przygotowywać posiłek.
Hana nie mogła w to
uwierzyć. Usiadła, i jeszcze raz spojrzała na wynik. Nic się nie zmieniło. Dwie
kreski. Dwie kreski, które mówią wszystko. Szybko powtórzyła test. Wynik —
identyczny. Cholera. Z jednej strony była szczęśliwa, a z drugiej... Czuła ogromny
strach. Co teraz? Jaka będzie reakcja Piotra? Przecież nigdy o tym nie
rozmawiali... A Viki? Cholera. Jak powiedzieć nastolatce, że będzie miała
nieplanowaną siostrę albo brata? To wszystko było zbyt skomplikowane.
Stwierdziła, że później się tym zajmie. Rzuciła jeszcze raz okiem na test i
uśmiechnęła się pod nosem. Może nie będzie tak źle?
Hana zamknęła oczy. Nie
najlepiej się dzisiaj czuła, a kiedy prawie zemdlała podczas badania pacjentki,
musiała wreszcie powiedzieć Darkowi o ciąży. Kiedy już mężczyźnie przeszła „wściekłość”
na nieodpowiedzialność Hany, zbadał ją i powiedział, że to jedynie wynik zbyt
dużego stresu, co oczywiście doprowadziło do tego, że na resztę dnia kazał jej
wrócić do domu i odpocząć. Zmniejszył również jej czas dyżurów, chociaż Hana
przecież mówiła mu, że nic jej nie jest.
Z tych myśli wyrwał ją
dzwonek do drzwi. Powoli wstała i skierowała się w tamtą stronę. Otworzyła je i
z największym zdumieniem zobaczyła za nimi Piotra.
— Co ty tu robisz?
— Przyjechałem, nie
cieszysz się?
— Nie, po prostu...
Zdziwiłeś mnie. — Uśmiechnęła się.
— Pozytywnie? — zapytał z
cwaniackim uśmieszkiem.
— A jak myślisz? — Zaśmiała
się. Już sama jego obecność wystarczała, by na jej twarzy pojawił się uśmiech. —
Wchodź, przecież nie będziemy tak stali... — Wpuściła swojego ukochanego do
środka.
Piotr wszedł i od razu
skierował swoje kroki do kuchni. Hana, z uśmiechem, ruszyła za nim.
— Kawy, herbaty? —
zapytała, wchodząc do pomieszczenia.
— Obojętnie. – Uśmiechnął
się Gawryło. — Jak się czujesz? — W jego głosie nagle pojawiła się troska.
— A jak się mam czuć? —
zapytała powoli, nie będąc pewną, czy chce poznać odpowiedź na to pytanie.
— No... Podobno coś tam w
szpitalu było... — Piotr spojrzał na nią podejrzliwym wzrokiem.
Darek…
— To nic takiego. — Starała
się zbagatelizować Hana.
— Jasne, jasne.
— Przecież mówię ci, że nic
się nie stało... — mruknęła szatynka. – Masz. — Postawiła przed nim kubek z
herbatą, a sama wzięła swój i usiadła obok niego.
— Dzięki. — Mężczyzna wziął
łyk napoju. — Jakoś nie chce mi się wierzyć — dodał.
— To uwierz. Źle się
poczułam, tyle.
— Okej, wierzę. Może
faktycznie trochę przesadzam, ale... Martwię się, tyle — westchnął, patrząc na
siedzącą obok niego ukochaną.
— Nie masz o co. — Uśmiechnęła
się do niego. — Chociaż... — Wyraźnie się zawahała.
— Chociaż? — Błyskawicznie
to podchwycił.
Hana jedynie popatrzyła na
stojące na najwyższej półce małe pudełeczko. W końcu... Moment dobry jak każdy
inny. Wstała, wzięła opakowanie z blatu, a gdy wróciła, usiadła Piotrowi na
kolanach. Bez słowa podała mu pudełeczko.
— Co to? — zadał
standardowe pytanie przy tego typu okolicznościach.
— Otwórz. — Nie mogła
powstrzymać uśmiechu.
Piotr spojrzał na nią
podejrzliwie, ale w końcu zajął się otwieraniem swojego „prezentu”.
— Powiesz coś? — zapytała
po chwili ciszy kobieta, gdy Gawryło z szokiem widocznym na twarzy wpatrywał
się w zawartość pudełeczka.
— To... — Mężczyzna nie
umiał znaleźć odpowiednich słów. Po raz kolejny spojrzał na kopię wyników USG i
małe, niebieskie buciki.
— Powiesz coś wreszcie? —
Hana spojrzała na niego wyczekująco.
— Kocham cię. — Piotr
uśmiechnął się szeroko i pocałował zaskoczoną kobietę. Gdy już się od siebie
oderwali, Hana oparła swoje czoło o czoło Piotra.
— Jak myślisz? Damy radę? —
zapytała po chwili ciszy, wpatrując się w oczy ukochanego.
Gawryło delikatnie odgarnął
włosy z jej twarzy. Pogładził jej policzek i uśmiechnął się.
— A jak myślisz?
Następnego dnia, południe,
jeden z wielu parków w Warszawie. Cichy szum drzew, delikatne promienie
wrześniowego słońca i ta błoga cisza, przerywana jedynie śpiewaniem ptaków.
Młoda blondynka uśmiechnęła się lekko i przymknęła oczy, sadowiąc się wygodniej
na ławce, która znajdowała się blisko małego jeziorka. Wokół nie było już
nikogo więcej. No, prawie nikogo. Agata drgnęła, gdy czyjeś dłonie objęły ją w
pasie. Otworzyła oczy i zaśmiała się, widząc przed sobą twarz Roberta.
Mężczyzna również się uśmiechnął, jednak blondynka odniosła wrażenie, że jest
to uśmiech nieco zbyt wymuszony. Nie mogła jednak dojść, co takiego mogłoby się
stać, więc szybko dała sobie spokój.
— To jak, idziemy? —
wskazała jedną z wielu alejek.
— Jasne, chodź. — Robert
dopiero po chwili zareagował na słowa kobiety.
Bez słowa ruszyli wskazaną
przez Agatę drogą, ale blondynka ciągle nie mogła się pozbyć tego wrażenia, że
coś jest nie tak.
I to bardzo nie tak.
— Agata... — Głos
kardiologa przerwał panującą już od kilku minut ciszę.
Czyli jednak.
— Tak? — zapytała, choć nie
była do końca pewna, czy chce poznać odpowiedź.
— Ja... — Robert na chwilę
się zawahał, wziął jednak głębszy oddech i szybko dokończył, jak gdyby bał się,
że potem zabraknie mu odwagi: — Muszę ci coś powiedzieć.
— Słucham. — Mimo wszystko
się uśmiechnęła, przecież co złego mogłoby się stać?
— Ja... — Już na początku
zabrakło mu słów.
Jak miał jej to powiedzieć?
No jak? Przecież... To zrujnuje wszystko. Jednak jej wyczekujący wzrok zmusił
go do podjęcia opowieści.
— Zawsze byłem dość
chorowitym dzieckiem — zaczął, starając się nie patrzyć w jej wypełniające się
teraz niezrozumieniem oczy.
Zrozumie... W końcu
zrozumie.
— W każdym razie, byłem
doskonale obeznany z całą tą lekarską działalnością, właśnie dlatego
postanowiłem studiować medycynę. A kardiologia... Po prostu jakoś tak wyszło. W
każdym razie, nie o to mi teraz chodzi. — Znowu urwał na chwilę, by chociaż
trochę przygotować się do tego, co ma jej powiedzieć. — Przez to wszystko,
przez te wszystkie choroby przebyte w dzieciństwie... Mam białaczkę, Agata.
Na chwilę zapadła cisza.
Cisza z rodzaju tej ciszy, która szybko staje się wręcz nie do zniesienia.
— Powiedz, że to wszystko
wymyśliłeś. — W oczach internistki pojawiły się łzy, które z trudem hamowała.
— Sądzisz, że mógłbym?
— Nie, ale... — Blondynka
nie mogła wydobyć z siebie nic więcej.
— Ale? — Co innego mógł
zrobić?
Stał tu, patrzył na jej
załamaną twarz, i nie potrafił zrobić kompletnie nic... Delikatnie odgarnął
włosy z jej twarzy.
— Dlaczego akurat ty? — Nie
wytrzymała, pozwoliła, by pierwsze łzy popłynęły po jej policzkach.
Nie odpowiedział, jemu
samemu brakowało już słów. Zrobił więc jedyne, co mógł w tej sytuacji —
przytulił ją, pozwalając, by płakała na całego.
— Aga, uspokój się...
— Nie mogę... — Głos
blondynki ciągle drżał, a łzy niepohamowanym strumieniem ciągle spływały po jej
policzkach.
— Aga, proszę... —
powtórzył, ciągle trzymając ją w swoich ramionach.
— Od kiedy wiesz? — Agata
postanowiła się opanować, przynajmniej na tyle na ile mogła w tej sytuacji.
— Tydzień... — Już chyba
wolał ją taką płaczącą i kompletnie załamaną.
— Masz jakieś szanse?
Czy
ona musi zadawać takie trudne pytania?
—
Nie wiem, Agata, nie wiem...
— A co wiesz? — W głosie
internistki pojawiła się irytacja.
— Że to nie ma sensu —
odparł pewnie, chociaż właśnie w tym momencie jego serce łamało się na
kawałeczki.
— A teraz coś ma jeszcze
sens? — zapytała, patrząc w jego ciemnoniebieskie oczy.
— Nie możesz być ze mną,
rozumiesz?
— Jasne — mruknęła,
starając się zatrzymać nową falę łez. — Myślisz, że to najlepsze rozwiązanie...
— Wyrwała się z jego uścisku, jednak on niemal natychmiast złapał ją za rękę i
obrócił w swoją stronę. — Dlaczego to robisz?
— Bo nie chcę ci zmarnować
życia? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Teraz mojemu życiu i tak
już nic nie pomoże.
— Agata, do cholery! — Zdenerwował
się. — Nie mów tak.
— A jak mam mówić?
— Przecież... Masz dla kogo
żyć.
— No tak. — Jej głos
przycichł, gdy pomyślała o dziecku, które już za parę miesięcy przyjdzie na ten
świat...
— Więc się zamknij i tak
nie mów.
— Nie będziesz mi mówił, co
mam robić.
— Agata... — Jego głos
złagodniał. — Ja po prostu chcę ci pomóc.
— W taki sposób?
— A co chcesz innego
zrobić?
— Być z tobą do końca —
szepnęła cicho, patrząc w jego oczy.
— Nie możesz... — Brakowało
mu słów.
— Zabronisz mi?
— Sama powiedziałaś, że mam
ci nie rozkazywać... — Zdobył się na smutny uśmiech.
Agata już nic nie mówiła.
Patrzyła w jego oczy, a łzy same jej leciały. Odwróciła się i poszła w stronę
hotelu. Dlaczego, kiedy już wszystko zaczynało się układać, całe szczęście
musiało prysnąć niczym domek z kart?!
Victoria oparła się o
wysoki mur szkoły. Jak na pierwszy dzień, chyba nie było tak źle. Nie poznała
za wiele osób, do tego miało dojść jutro. Sama szkoła zrobiła na niej dość
dobre wrażenie, więc naprawdę nie miała na co narzekać. Gdy tylko zauważyła
samochód Hany, szybko otrząsnęła się ze swoich myśli.
— I jak? — zapytała
szatynka, gdy tylko Viki weszła do auta.
— A jak ma być? Normalnie. —
Młodsza dziewczyna wzruszyła ramionami, nie kwapiąc się zbytnio do wdawania się
w szczegóły.
— Tak... — mruknęła pod
nosem Hana. — Do domu?
— Tak, chyba, że masz
jakieś inne plany.
— Ja? — Hana, zaskoczona,
spojrzała na córkę.
— No chyba nie ja. —
Victoria przewróciła oczami i zapięła pasy.
— Nie, nie mam innych
planów.
— No to jedziemy... Do
domu.
Piętnaście minut później
znalazły się na parkingu. Hana zaparkowała na pierwszym wolnym miejscu i razem
z Victorią wysiadła z samochodu, przy okazji upuszczając torebkę, z której
wypadły te wszystkie „potrzebne” rzeczy jak puder, szminka, klucze czy...
— Cholera. — Chciała szybko
pozbierać te rzeczy, jednak jej córka była szybsza.
...zdjęcie z USG.
No
to pięknie.
— Co... — Victoria
podniosła na Hanę swój wzrok, którego określenie mianem zszokowany byłoby dużym
niedopowiedzeniem. — Co to jest?
— Zdjęcie, daj.
— To, że zdjęcie to też
wiem. — Viki odsunęła rękę z wydrukiem.
— To dobrze, w takim razie
możesz mi je oddać. — Cholera, ta rozmowa
nie miała TAK wyglądać.
— Chyba jednak nie mogę — Po
raz kolejny spojrzała na zdjęcie, i jakby dla upewnienia, zapytała: — Twoje?
Nie doczekała się ze strony
swojej matki żadnej odpowiedzi, jednak jej wzrok mówił wystarczająco dużo,
przynajmniej dla Victorii. Dziewczyna stała tak jeszcze przez chwilę, po czym
bez słowa wcisnęła wydruk w ciągle wyciągniętą dłoń Hany i obróciła się, by jak
najszybciej odejść.
— Zaczekaj...
— Po co? — Jej głos
zabrzmiał trochę zbyt nieprzyjemnie, ale Viki nie miała czasu, żeby właśnie
teraz się tym zajmować.
— Nie możemy normalnie
porozmawiać? — poprosiła Hana, jednocześnie uważnie przypatrując się córce.
— O czym tu rozmawiać?
— Myślisz, że jest mi
łatwo?
A
mi ma być łatwo? Ale nie, szanowna pani doktor zawsze myśli tylko o sobie!
— Idę się przejść —
mruknęła Viki i nie czekając na odpowiedź Hany, szybkim krokiem ruszyła przed
siebie.
********************
Oto i nowy rozdział, którym, mam nadzieję, choć trochę zrekompensujemy Wam tę nieobecność. Nie chcę się zbytnio usprawiedliwiać, ale maj to dość gorący okres w technikum i ciężko mi znaleźć trochę czasu, niemniej następny rozdział postaram się wstawić w przeciągu dwóch tygodni. Oczywiście liczymy na komentarze, byłoby miło, gdyby odnosiły się one do treści, ponieważ chcemy wiedzieć, co się Wam podoba, a co nie do końca ;)
Anja
& kinina
Awww czekam na nexta ;))
OdpowiedzUsuńSuper!! Wreszcie coś się dzieje :) Czekam na nexta :D
OdpowiedzUsuńnooooo w koncu! cieszę się, że dodalyscie kolejną częsc, bo już sie balam, ze całkiem zapomnaiłyscie o tym blogu.. proszę, w miarę możliwosci, dodajcie nexty, nawet krotsze, ale żeby byly, bo tak po miesiącu juz się nie pamięta co dokładnie dzialo się w poprzednich cześciach.. :)
OdpowiedzUsuńco do tresci: CUDO. świetnie się to czyta, jak książke- nie opowiadanie. inaczej niz na innych blogach, zaskakujące wątki bohaterów, ciekawa fabuła i te tajemnice ahh. tylko czekam z niecierpliowścią, aż się rozwiążą.
zdziwila mnie tylko ta ciąża Hany.. czy oni z Piotrem w ogole ze sobą spali? :D no i wlasnie.. przydaloby się wiecej zblizeń między nimi.. ;P
ogółem ocena celujaca xd
L.
Och, spali spali, w końcu jakoś musieli zrobić to dziecko, prawda :D? Nawet jest to w którymś rozdziale. Co do zbliżeń - nie wiem, liczycie na coś konkretnego :D? Wątpię, żeby udało mi się z Anją stworzyć coś takiego - to nie do końca są nasze klimaty. Co do częstszych rozdziałów - powoli zbliżają się wakacje, więc liczę, że obie znajdziemy więcej czasu ;) Bardzo dziękujemy za taki długi komentarz, to zawsze motywuje nas do szybszej pracy!
Usuńspoko :D
UsuńNareszcie się doczekałam !! ;)) Fajny jest ten motyw z ciążą, podoba mi się. Czekam z niecierpliością na następną część ! :*
OdpowiedzUsuńCzekamy niecierpliwie na nexta :-D <3
OdpowiedzUsuń