Był
jesienny, sobotni poranek. Pogoda za oknem jakby przeczyła temu, że jest
październik. Było ciepło, słońce świeciło, a ludzie, którzy już pokusili się o
wyjście z domu, mieli na sobie ubrania świadczące bardziej o nadchodzącej
wiośnie niż jesieni.
Victoria westchnęła, leniwie otwierając
oczy. Zwykle spała do późnej godziny, jednakże dzisiaj… Cóż, pewnie i tak Hana
zaraz wparuje do pokoju, żeby ją obudzić, więc to nie miało większego
znaczenia.
— Victoria, wstawaj!
Wiedziałam.
— Daj mi spokój – wymamrotała odruchowo,
naciągając kołdrę na głowę.
— Będziesz teraz miała tydzień spokoju.
Wstawaj!
— Jeszcze chwila! – Victoria westchnęła. No
ale właściwie czego miała się spodziewać?
— Viki... Bo poproszę Piotra, żeby cię
ściągnął z łóżka i dostarczył w takim stanie do hotelu, co ty na to?
Niedoczekanie,
pomyślała, natychmiast zrywając się z łóżka.
— Już dam sobie radę, dzięki. – Usłyszała
śmiech Hany i obróciła się tylko po to, żeby zobaczyć, jak jej własna matka
stoi oparta o futrynę drzwi i patrzy na nią z jawnym rozbawieniem.
— Cóż… Szkoda, chciałam pomóc. – Viki
zmierzyła ją niechętnym spojrzeniem, ale nawet to nie zmniejszyło uśmiechu
Hany. Z westchnięciem ruszyła więc do szafy, wybierając pierwsze lepsze ciuchy,
które nawinęły się jej pod rękę. Szybko skompletowała resztę potrzebnych jej
rzeczy i wymijając nadal uśmiechniętą Goldberg, skierowała swoje kroki do łazienki.
Hana w tym czasie zaszyła się w kuchni,
naprędce przygotowując jakieś śniadanie. Z tego, co zauważyła, już i tak były
nieco w tyle, więc Piotr powinien zaraz przyjść. Właściwie to „zaraz” wydarzyło
się jakieś pięć minut później, akurat gdy Viki wyszła z łazienki.
— Victoria, otwórz drzwi – poleciła córce i
dopiero po chwili zorientowała się, że za drzwiami najprawdopodobniej będzie
czekał Gawryło. Cóż, pozostawało jej tylko liczyć na to, że Viki oszczędzi
sobie głupich komentarzy.
Dziewczyna westchnęła, szybko przekręcając
klucz w zamku. Oczywiście ona od początku wiedziała, kogo się za drzwiami
spodziewać, ale co zrobić?
— Cześć. – Gawryło uśmiechnął się do niej,
kiedy tylko otworzyła drzwi.
— Cześć – odparła mu chłodno, jednocześnie
starając się nie być przesadnie niemiłą. Nie chciała dostać od Hany kolejnego
kazania, a była pewna, że jej matka wszystko słyszy.
— Mogę wejść?
— Wchodź. – Odsunęła się od drzwi,
przepuszczając mężczyznę. Bez słowa skinęła mu głową w stronę kuchni, samej
zamykając drzwi. Nie miała ochoty uczestniczyć w dalszej części rozmowy,
dlatego ruszyła w kierunku swojego pokoju, mamrocząc pod nosem coś o pakowaniu.
Mniejsza z tym, że spakowana była już od wczoraj, inaczej Hana chyba nie dałaby
jej żyć.
Goldberg westchnęła, słysząc zamykające się
za Viki drzwi. Przynajmniej nie była
niemiła, pomyślała. Mimo wszystko chciałaby, żeby Victoria tutaj przyszła,
usiadła z nimi i żeby mogli zjeść śniadanie jak cywilizowani ludzie. Cóż,
najwyraźniej za wiele wymagała.
— Cześć. – Usłyszała za sobą Piotra i
uśmiechnęła się delikatnie, czując jak Gawryło obejmuje ją ramionami. – Gotowa?
— Prawie. Zjemy jeszcze śniadanie i możemy
się zbierać.
— Okej. W takim razie ja mógłbym już znieść
wasze walizki.
— Dobry pomysł, tylko musisz zapytać Viki, czy
na pewno wszystko spakowała. – Gawryło w odpowiedzi jedynie się uśmiechnął i
wypuścił ukochaną z objęć. Chwilę później stał już pod drzwiami pokoju
Victorii. Delikatnie zapukał i niemal od razu usłyszał przytłumione „Proszę!”.
Delikatnie otworzył drzwi. Viki siedziała na łóżku, przerzucając w dłoni jakieś
papiery.
— Spakowana?
— Prawie. Przyjdę za pięć minut.
— Okej. – Cicho zamknął drzwi. W takim razie
najpierw pójdzie wziąć rzeczy Hany.
W czasie, kiedy Piotr zajmował się walizką
swojej ukochanej, Viki w końcu zdecydowała się wyjść z pokoju. Swoje rzeczy
zostawiła w przedpokoju, kierując się w stronę kuchni. Bez słowa wzięła talerz
z przygotowanym przez Hanę śniadaniem i usiadła przy oknie, gdzie miała widok
na parking. I, chcąc nie chcąc, na Piotra również. Westchnęła, szybciej
zabierając się za jedzenie kanapek, podczas gdy Gawryło zawitał do mieszkania
jeszcze dwa razy. Dość szybko uwinęli się z całą resztą, mogli więc wychodzić.
— Wzięłaś wszystko? – zapytała Hana, gdy już
siedzieli w samochodzie.
— A jak myślisz? – W głosie Viki dało się
wyczuć irytację. Czy ja mam pięć lat?
— Tylko pytam.
— Nie musisz.
Piotr spojrzał krótko na Hanę, słysząc
oschły ton Victorii, ale kobieta udawała, że widoki za oknem są ciekawsze. Nie
miała najmniejszej ochoty rozmawiać o swojej córce, a już tym bardziej nie w
jej obecności. Miała nadzieję, że Gawryło nie zacznie tego tematu, ale na
szczęście uratował ją dźwięk telefonu mężczyzny. Bez słowa podała mu komórkę, w
duchu oddychając z ulgą. W ciszy przysłuchiwała się, jak Piotr rozmawia przez
telefon, prawdopodobnie z kimś z Leśnej Góry, gdyż rozmawiali o jakimś
pacjencie, którego Hana mgliście kojarzyła. Zanim Gawryło skończył rozmowę,
byli już na miejscu.
Victoria wysiadła pierwsza, nie mogąc dłużej
znieść tej irracjonalnej ciszy. Właściwie nie chodziło o samą ciszę, w końcu
pół drogi Piotr rozmawiał przez telefon, bardziej o atmosferę. Może faktycznie
była dla Hany zbyt niemiła, ale… Nie chcąc dłużej się nad tym zastanawiać,
otworzyła bagażnik, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić z samochodu wyszedł
Gawryło i bez słowa wyjął jej torbę.
— Dzięki – wymamrotała, bo nie bardzo
wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć.
— Odprowadzę cię, przecież to ciężkie. –
Piotr wskazał na torbę, jednocześnie zamykając bagażnik.
— Daj spokój, poradzę sobie.
— Zaniosę ci to, a ty w międzyczasie zdążysz
pożegnać się z Haną. – Nie zdążyła nawet zaprotestować, bo Gawryło już
znajdował się kilka kroków od niej. Świetnie.
Hana również wyszła z samochodu i stała
teraz oparta o drzwi. Viki z lekkim westchnięciem skierowała się w jej stronę,
stając naprzeciwko niej.
— No. To pa. – Wymusiła w stronę swojej
rodzicielki uśmiech, który, miała nadzieję, wyglądał w miarę szczerze.
— Mam nadzieję, że będziesz się dobrze
bawić.
— Wy też. – Co ja gadam?!
– I… Będę tęsknić.
— Hm… Ja chyba też. – Głos Victorii był
niewiele głośniejszy od szeptu. Zdziwiona poczuła, że Hana delikatnie ją
obejmuje. Niepewnie odwzajemniła uścisk, zamykając oczy, byle tylko się nie
rozpłakać. To nie byłby odpowiedni moment.
— No – mruknęła Hana, gdy w końcu ją
puściła. – To do zobaczenia w piątek. I masz być grzeczna. – Tym razem Viki
tylko się uśmiechnęła, a potem, nie widząc innego wyjścia, obróciła się na
pięcie i skierowała do hotelu rezydentów. Z całą pewnością zaczynał się ciekawy
tydzień.
W lekarskim jak zwykle o tej porze panował
gwar. Nie było się czemu dziwić – za chwilę miała odbyć się odprawa. Większość osób
znajdujących się w pomieszczeniu już zajęła miejsca siedzące, niektórzy jednak
ciągle zajęci byli innymi sprawami. Cały ten rozgardiasz przerwało wejście
Trettera. Obok niego szedł mężczyzna, na oko przed czterdziestką. Miał brązowe,
krótko przystrzyżone włosy, delikatny zarost i szare oczy. Był dobrze
zbudowany, bynajmniej tyle można było zobaczyć pod ciasno opiętą,
jasnoniebieską koszulą.
— Witam wszystkich, chciałbym przedstawić
nowego członka naszego zespołu – odezwał się Tretter, jakby nie zauważając,
jakie wrażenie na zespole wywarł stojący obok niego mężczyzna. A wrażenie to
było nader dobre, przynajmniej jeśli szło o żeńską część personelu. Męska… Z
tym mogło już być różnie.
Jako, że prezentacja została już dokonana,
należało teraz bliżej zapoznać się z nowym nabytkiem. Wiktoria, stojąca
najbliżej, od razu poszła się przywitać.
— Wiktoria Consalida, miło mi.
— Jack Colden, mnie także. Jestem nowym
neurochirurgiem.
Po krótkiej wymianie zdań, Wiki ustąpiła
miejsca reszcie swoich kolegów i koleżanek, odchodząc nieco na bok, gdzie od
razu pod swoje skrzydła wziął ją Tretter.
— Zajęta jesteś? – zaczął cicho. — Bo jeśli
nie, to może oprowadziłabyś Coldena po oddziale? Ja nie mam za dużo czasu, a
ktoś musi to zrobić.
Dlaczego by nie? Oczywiście, oprowadzi go
tylko w celach czysto zawodowych, może dzięki temu weźmie ją na asystę do
jakiejś ciekawej operacji.
— Oczywiście, panie dyrektorze. – Chyba powiedziała
to nieco zbyt entuzjastycznie, bo stojący nieopodal Przemek obrzucił ją dziwnym
spojrzeniem. Uśmiechnęła się w jego kierunku uspokajająco. W końcu nawet ktoś
taki jak Colden nie mógł się z nim równać.
— Dzięki. – Tretter również się uśmiechnął i
szybkim krokiem ruszył w stronę neurochirurga. — Doktor Consalida będzie robiła
za przewodnika – zwrócił się bezpośrednio do niego. — Mam nadzieję, że szybko
się pan tutaj zaaklimatyzuje – dodał.
— Również mam taką nadzieję. Dziękuję za
wszystko. – Rozmawiali jeszcze kilka minut, aż w końcu Tretter pożegnał się z
Coldenem i wyszedł z pomieszczenia. Reszta też mniej lub bardziej chętnie
ruszyła zająć się swoją pracą. Jack obrócił się więc w kierunku Wiki i
uśmiechnął szeroko. — To gdzie najpierw?
— Najlepiej zacznijmy od początku. – Kiwnęła
ręką w stronę drzwi. — Może SOR? – W końcu to tam najwięcej się działo.
— Ty tu rządzisz.
Wiki jedynie uśmiechnęła się w odpowiedzi. I
się zaczęło. Nie miała pojęcia, ile tak chodzili, w każdym razie dość długo.
Złapała po drodze jeszcze kilka osób, których z różnych powodów nie było na
odprawie i przedstawiła im Jacka.
— No, to właściwie widziałeś już wszystko –
zaczęła, kiedy skończyli. Nigdy by nie pomyślała, że oprowadzanie kogokolwiek
po szpitalu może być tak męczące. — No i znasz prawie wszystkich. Piotra pewnie
poznasz dopiero jak wróci z urlopu, ale nie masz się czym przejmować, jest
naprawdę dobrym chirurgiem i pewnie szybko się dogadacie.
— Jasne, dziękuję za pokazanie tego wszystkiego.
— Nie ma problemu. Poradzisz sobie dalej
sam?
— Myślę, że tak, a jeśli nie, to pewnie
gdzieś cię znajdę. – Wiki skinęła mu jeszcze głową na odchodne i każde z nich
udało się do swojej pracy.
Viki westchnęła. Blanka brała właśnie
prysznic, a ona siedziała w kuchni, rozmawiając na błahe tematy z Wiktorią. Nie,
żeby jej to przeszkadzało, ale wyraźnie widziała, do jakiego tematu zmierza
Consalida i niezbyt jej się to podobało. Rozmowę przerwał dzwonek telefonu.
Hana. Szybko zamieniły kilka słów. Victoria czuła się niezręcznie, widząc jak
Wiki się jej przypatruje, ale starała się to zignorować, próbując skupić się
tylko na rozmowie z matką. W końcu z westchnięciem odłożyła telefon i wygodniej
rozłożyła się na krześle.
— Coś się stało? – zapytała Consalida,
widząc nie do końca zadowoloną minę Victorii.
— Nie, nic się nie stało. Hana dzwoniła, są
już na miejscu.
— Nie wyglądasz, jakbyś była z tego powodu
zadowolona.
— Jest mi to obojętne. – Viki wzruszyła
ramionami.
— Wydajesz się nie przepadać za Piotrem. –
Wiktoria zdecydowała się poruszyć temat, o którym myślała już od dłuższego
czasu. Nie chciała zmuszać dziewczyny do jakikolwiek zwierzeń ani zmieniać jej
opinii o Gawryle, ale liczyła, że być może dowie się, dlaczego szatynka tak za
nim nie przepada.
— Dlaczego tak uważasz?
— A co, lubisz go? – odpowiedziała jej
jedynie cisza. – Cóż, to chyba jest równoznaczne z „nie”.
— Myślę, że to całkiem prawdopodobne –
przyznała w końcu Victoria. Bo i po co miała kłamać?
— Nie jest taki zły, oczywiście jeśli lepiej
się go pozna. – W końcu byli przyjaciółmi i co nieco o nim wiedziała.
— Jasne. – Victoria wymusiła w stronę
Consalidy uśmiech. Tak jakby puste słowa miały zmienić jej opinię o Gawryle.
Niedoczekanie. Ale czy to właśnie nie „puste słowa” sprawiły, że tak go nie
cierpiała?
— Chyba cię nie przekonam.
— Może być ciężko – stwierdziła szczerze,
odgarniając z twarzy kilka zabłąkanych kosmyków. Była już nieco zmęczona i
najchętniej skończyłaby tę dziwną rozmowę, ale Wiktoria najwyraźniej
postanowiła drążyć dalej.
— Naprawdę, powinnaś z nim chociaż pogadać,
nie ma sensu skreślać kogoś na samym początku.
— Hana cię o to prosiła, prawda? –
zdenerwowała się w końcu Viki. – Nie chcę słuchać kolejnej umoralniającej gadki
w stylu, że „mam lepiej poznać Piotra”, poradzę sobie i bez tego.
— Nie rozmawiałam z Haną – zaprzeczyła Wiktoria,
za co otrzymała jedynie sceptyczne spojrzenie szatynki. Przecież ty i tak
zrobisz, jak będziesz chciała, moje gadanie jest tylko gadaniem.
Każdy
to mówi. „Moje gadanie to tylko gadanie, zrobisz co chcesz”. Każdy. I każdy
próbuje mi wmówić, co chcę robić. No, prawie każdy.
— Właściwie Piotr jest jedyną osobą, która
nie mówi mi, że mam go „lepiej poznać”. Jeszcze chwila i chyba go za to
polubię.
— Widzisz, on nawet nie chce ci się narzucać.
— Ja jemu też nie, więc to chyba dobry
układ. Możemy zmienić temat? – poprosiła. – Nie będę go teraz widzieć przez
tydzień, daj mi się tym nacieszyć.
— Jasne… — wymamrotała Wiktoria,
niekoniecznie przekonana. – Idziecie gdzieś jutro? Ty i Blanka?
— Pewnie tak, ale nie mamy jeszcze żadnego
konkretnego pomysłu. A jak w szpitalu?
— Kocioł, ale w miarę dajemy radę.
— Cóż, to dobrze. – Zapadła pomiędzy nimi
cisza, która mimo wszystko nie była niezręczna. Każda z nich skupiła się na
sobie, oddając się własnym przemyśleniom.
Nawet nie usłyszały, kiedy do kuchni weszła
Blanka. Dopiero, kiedy pomachała dłonią przed twarzą swojej matki, obie się
ocknęły.
— Skończyłam, łazienka wolna. – Te słowa
skierowała do Viki.
— Okej. To w takim razie może ja pójdę… —
Zrobiła nieokreślony ruch ręką i wstała z krzesła.
— Leć, a potem musimy pogadać. – Młodsza Consalida
uśmiechnęła się w kierunku przyjaciółki, na co ta odpowiedziała podobnie.
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
Nieliczni ludzie, którzy jeszcze zostali na plaży, przypatrywali się temu niby
zwykłemu zjawisku. Piotr mocniej objął Hanę, gdy ta delikatnie się poruszyła.
Siedzieli na wydmach już od kilkunastu minut, oglądając nie tylko zachód
słońca, ale także spokojnie rozbijające się o brzeg morskie fale.
— No i jak, podoba ci się? – zapytał cicho,
nie chcąc niszczyć tego romantycznego klimatu.
— Jeszcze pytasz? Jest cudownie.
— Wiesz, wolałem się upewnić. – W odpowiedzi
uzyskał uroczy uśmiech. – Idziemy? – zapytał po kilku kolejnych minutach, gdy
słońce zniknęło za linią morza. – Widzę, że ci zimno – dodał i od razu zarzucił
swoją bluzę na odkryte ramiona ukochanej.
— Dzięki… — Hana wtuliła się w nią, przy
okazji przytulając się bardziej do Gawryły.
— Mam nadzieję, że nie jesteś specjalnie
głodna, bo zanim coś przygotuję, może minąć trochę czasu.
— Nie jestem. Posiedźmy tu jeszcze chwilę. –
Podniosła głowę by napotkać spojrzenie Gawryły. Delikatnie pochyliła się, by
złożyć na jego ustach pocałunek, który mężczyzna odwzajemnił. Objęła jego twarz
dłońmi, przyciągając go bliżej siebie.
— Okej – stwierdziła, gdy wreszcie się od
siebie oderwali. – Skoro tak szarmancko zaproponowałeś, że zrobisz kolację, to
właściwie możemy już iść.
— Jak sobie życzysz. – Piotr wstał i podał
Hanie rękę, by pomóc jej się podnieść. Do domku, w którym się zatrzymali, nie
mieli daleko, więc już po chwili znaleźli się w przytulnym wnętrzu.
— To na co masz dziś ochotę? – Gawryło uśmiechnął
się dwuznacznie, na co kobieta jedynie pokręciła głową.
— Nie wiem, zdam się na twoje… umiejętności
kulinarne – zaśmiała się. – Chociaż nie wiem, czy to taki dobry pomysł. – Te słowa
wypowiedziała ciszej, niemniej dotarły one do uszu Piotra.
— Słyszałem… — mruknął, podchodząc do niej i
objął ją od tyłu.
— Jakoś sobie z tym poradzę.
— W takim razie… Skoro wątpisz w moje
umiejętności kulinarne… To może powinienem zaprezentować ci jakieś inne?
— Cóż… Kusząca propozycja. Niemniej, najpierw poczekam na obiecaną kolację. - Nie mogła powstrzymać śmiechu, gdy spojrzała na minę Piotra. Stanęła na palcach i delikatnie dotknęła wargami jego ust. - Tylko się pospiesz, bo jeszcze mogę się rozmyślić...
*********
Od razu uprzedzam, że nie mam pojęcia, kiedy następny rozdział, mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości ;) Tego romantyzmu i w ogóle to miało być więcej, ale w końcu wyszło jak wyszło, w następnym rozdziale... A zresztą, co ja Wam tu będę fabułę zdradzać :D Ogólnie niezbyt podoba mi się ten rozdział, ale może to tylko ja narzekam, cóż. No, to teraz do roboty i komentować ;)!
Anja & kinina
Kocham, kocham, kocham!!! ❤ najlepsze opowiadanie jakie w życiu czytałam!!! ❤ Mam jednak nadzieję, że ta najblizsza przyszłość będzie niedługo??? Bo ja bez tego opowiadania nie wiem jak przeżyje*.*
OdpowiedzUsuńCudo! <3
OdpowiedzUsuńŚwietne opo :*
OdpowiedzUsuńAwww, cud malina :3
OdpowiedzUsuńWyszło mega super! też uważam, że to najlepsze opowiadanie o Hance i Piotrku! :D
OdpowiedzUsuńzapraszam również do siebie:
http://opowiadaniabyalex.blogspot.com/
Ja tu czekam na nexta,a ty piszesz, że w najbliższej przyszłości?!*.*
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńTa część jest fantastyczna ! Idealnie wszystko jest opisane i ta długość ;) Mam nadzieję, że następna część pojawi się szybko, bo długo nie wytrzymam ! ;))
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie!!! Mam nadzieję, że już niedługo Hana i Victoria zaczną się jakoś normalnie dogadywac i,że Vici wreszcie powie Hania o swoich problemach... Nie mogę się doczekać nexta :D mam nadzieję, że nie długo dodasz coś? Bo bez twojego opowiadania długo nie wytrzymam!
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nexta? :D
OdpowiedzUsuńNajpóźniej do soboty powinnyśmy się wyrobić ;)
Usuńdo tej czy do przyszłej?
UsuńNie, myślę, że jak dobrze pójdzie to rozdział w swoje łapki dostaniecie już jutro ;)
UsuńKolejny pojawi się gdzieś do 17 lipca, gdyż potem niestety wyjeżdżam. Być może w tym czasie Anja coś doda, chociaż ona też wyjeżdża, więc sprawa będzie dość utrudniona, ale jak się sprężymy to może coś z tego wyjdzie i uda nam się wstawić jeszcze dwa, ale o tym już będę Was informować na bieżąco ;)