Pół godziny później obie wysiadły z samochodu. Viki od
razu rozejrzała się po okolicy. Właściwie, oprócz tego, że znajdują się przed
jakimśtam dużym sklepem na jakimśtam dużym parkingu, nie wywnioskowała ze
swoich oględzin niczego innego.
— Nie, żeby coś — zaczęła,
zwracając swój wzrok na Hanę. — Ale gdzie my jesteśmy?
— W Warszawie — odparła
Hana, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
— Serio? — w głosie
Victorii dało się usłyszeć nutkę ironii. — No, dobra — powiedziała, widząc, że
Hana chce coś powiedzieć. — Więc co to za sklep? — skinęła głową w stronę
budynku z napisem "Ikea".
— Sklep — lekarka wzruszyła
ramionami.
— Jaki? — spytała Viki,
będąc na skraju swojej wytrzymałości.
— Z meblami — Hana obróciła
się w stronę córki, a Victoria jęknęła, widząc szeroki uśmiech na twarzy matki.
Oczywiście, tak jak
przewidywała Victoria, spędziły w sklepie ładnych parę godzin. I, oczywiście,
Hana była tym stokroć bardziej podekscytowana niż Viki. Dziewczyna z
przerażeniem patrzyła na horrendalne ceny rzeczy, które wybierała lekarka, i
jedyne na co się zdobywała, to kiwanie głową w potakującym lub przeczącym
geście. Gdzieś w głębi duszy szatynka doskonale rozumiała zachowanie matki, ale
nie byłaby sobą, gdyby się do tego przyznała. Ktoś mógłby powiedzieć, że Hana
próbuje ją kupić, ale Victoria znała prawdziwy powód.
— A może to? — z rozmyślań
wytrącił ją głos Hany.
Viki spojrzała na czerwony,
dość prosty dywan i od razu się skrzywiła.
— Nie lubię czerwonego —
rzuciła, niewiele myśląc.
— Och — mruknęła tylko Hana,
a Victoria kolejny raz się skrzywiła.
Cholera,
pomyślała, patrząc na z pozoru spokojną twarz matki. Viki zamknęła oczy. Miała
się starać i próbować naprawić swoje relacje z Haną, a nie jeszcze bardziej je
niszczyć. W końcu matka powinna wiedzieć tak podstawowe rzeczy, jak ulubione
kolory swojego dziecka, prawda?
— To nie ma sensu —
powiedziała na głos. — Nie zostaniesz w jeden dzień moją matką, Hana —
kontynuowała, kładąc nacisk na imię lekarki. — Więc chodźmy stąd.
— Czekaj — zaczęła Hana,
ale Viki natychmiast jej przerwała.
— Nie. Nie potrzebuję,
żebyś wynagradzała mi swoją nieobecność prezentami czy czymkolwiek innym. To
tak nie działa, zrozum. Nie kupisz mnie, bo ja nie jestem jakąś rzeczą na
sprzedaż — zakończyła dziewczyna, nie patrząc na matkę.
— Nie o to mi chodziło —
powiedziała cicho Hana.
— To o co? — odparowała
natychmiast Victoria.
— Chciałam, żebyś czuła się
tu dobrze.
Ta prosta odpowiedź
sprawiła, że kolejne niemiłe słowa, które Viki miała powiedzieć, zamarły jej w
ustach. Dziewczyna bez słowa wpatrywała się w kant jednego ze stołów, byleby
tylko nie spotkać wzroku matki.
— Przepraszam — mruknęła
wreszcie, wiedząc jak żałośnie to zabrzmiało.
Hana zamknęła oczy, słysząc
słowa córki. Naprawdę myślała, że dzięki wczorajszym wydarzeniom coś się w ich
relacjach zmieni, ale najwyraźniej się przeliczyła.
— Przepraszam — powtórzyła
dziewczyna, podnosząc wzrok. — Ale ja po prostu... Nie umiem nad tym przejść do
porządku dziennego. Ja... — Viki zawahała się na chwilę. — Ja zawsze będę
pamiętać, Hana. Nie... Nie umiem tak po prostu o tym zapomnieć. Nie jestem taka
jak ty — zakończyła cichym głosem.
— Więc uważasz, że ja
zapomniałam? — spytała Hana.
Jej głos był chłodny i Viki
poczuła, że coś przewraca się jej w żołądku.
— Nie — zaczęła cicho —
Nie... Nie wiem — jęknęła żałośnie. — Ale... Cokolwiek robisz, ja tak nie
umiem. Nie umiem i nie chcę.
— Nie musisz — odezwała się
po chwili Hana.
Victoria zamknęła oczy.
Cholernie chciała zakończyć tą rozmowę teraz, w tym momencie, ale wiedziała, że
nie może. Oczywiście, mogła to tak zostawić, ale życie nauczyło ją, że
niezamknięte sprawy zawsze wracają, przeważnie ze zdwojoną siłą. Wzięła więc
głęboki oddech i spojrzała na Hanę. Przez chwilę stały tak, póki Viki nie
odezwała się jako pierwsza.
— Ale spróbuję. Muszę
spróbować. Nie mogę... Leroy miała rację. Nie mogę ciągle rozpamiętywać tego,
co było, bo tego już nie mogę zmienić. Muszę... — głos jej się załamał.
— Jedyną rzeczą, którą
teraz musisz zrobić, to o tym nie myśleć, bo to wcale nie pomaga — powiedziała
Hana, delikatnie obejmując córkę. — Chodź, idziemy — lekarka pociągnęła Viki w
stronę kasy, by jak najszybciej zapłacić za zakupy.
— Ej, czekaj. Nie
wybrałyśmy jeszcze dywanu — Viki uśmiechnęła się lekko.
Hana wymusiła uśmiech i
skinęła córce głową.
— Więc wybierz jakiś, bo za
chwilę muszę być w szpitalu — powiedziała.
Tak naprawdę dyżur
rozpoczynała dopiero za dwie godziny, ale już od paru minut czuła się nieswojo,
tak jakby ktoś ją obserwował. Oczywiście, mógł to być również efekt zarwanej
nocy, ale lekarka nauczyła się ufać swojej intuicji, która wrzeszczała teraz,
że powinna jak najszybciej wyjść ze sklepu. Jednak, zanim Viki wybrała dywan
(biały, okrągły i puchaty) i zapłaciły za resztę zakupów, zamówiły transport
mebli do domu i dojechały do Leśnej Góry, Hanie zostało niecałe 15 minut, do
początku dyżuru. Jednakże kobieta ciągle czuła, że jest obserwowana.
*****************
W sumie to nawet podoba mi
się ten rozdział O.o Więc może nie będzie taki zły. Wiem, że czekacie na
Piotra, więc obiecuję Wam, że pojawi się jak najszybciej, chyba nawet w
następnej części ;) A teraz zapraszam(y) do komentowania, bo to naprawdę daje
jakiś znak, że czytacie te wypociny i jest sens to wstawiać :D
Anja
& kinina
świetnie <3 ja tez wlasnie miala sobie troszkę " ponarzekać " na brak postaci Piotra , ale wstydzilam sie napisac , bo myslalam , ze on juz si ejednak pojawil , a jaj niezauwazylam czy cos :D ale ejst supe r, czekam na nexta !! :)
OdpowiedzUsuńToja stała czytelniczka :) :*
Piotr chyba będzie już niedługo jeśli dobrze pamiętam :D i jakiś cukier może tam później :D wrzucajcie szybko nexta dziewczyny! ♥
OdpowiedzUsuńŚliczna część, śliczny blog. Czekam na nową część. Jeśli jesteście fanami W&P to zapraszam do siebie. www.nadobre-nazle-opowiadania.blogspot.com
OdpowiedzUsuńopowiadania super, będziecie jeszcze pisać na forum?;d
OdpowiedzUsuńMiło jest sobie wszystko przypomnieć od początku. Czekam na to, aż wrzucicie następne.
OdpowiedzUsuńhttp://lesnagora-opowiadania.blogspot.com/
http://forum.tvp.pl/index.php?topic=48688.msg2563733#new