czwartek, 24 października 2013

4. Wspomnienia

— Viki! — pisnęła po chwili zdumienia Blanka, rzucając się starszej dziewczynie w ramiona.
— Co ty tu robisz? — spytała zaskoczona Victoria, odsuwając od siebie Blankę i patrząc na jej roześmianą twarz.
— Jestem u matki na wakacjach, a ty? — w głosie brunetki słychać było podekscytowanie.
— I vice versa — odmruknęła jej na to Victoria.
— Nie mówiłaś, że twoja matka pracuje w Leśnej Górze — powiedziała z wyrzutem Blanka.
— A od kiedy to twoja siostra jest twoją matką? — odparowała Viki, nie chcąc poruszać drażliwego tematu.
Blanka zamilkła, i strapiona podrapała się po głowie.
— No... Wiesz... Bo ona... — zaczęła kulawo.
— Dobra — przerwała jej Victoria. — Ja nie pytam się o twoją matkę, ty o moją. Pogadamy o tym później, nie psujmy sobie teraz humoru, co?
— Okay — mruknęła Blanka.
Spojrzała na bladą twarz dziewczyny i uśmiechnęła się szeroko.
— Opalenizna już zeszła, co?
— No, niestety. Izraelskie słońce to nie hiszpańskie — potwierdziła dziewczyna ze śmiechem.
— Idziemy? — Blanka skinęła głową w stronę ławki.
Victoria przez chwilę pomyślała o lotnisku i swoim bagażu, ale gdy spojrzała na roześmianą twarz Consalidy, machnęła zbywająco ręką.
— Jasne — skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko.

Rozmawiały już ponad godzinę, gdy Blanka oznajmiła, że musi na chwilę wrócić do domu i wyłączyć obiad, by się nie spalił.
— Obiad? — spytała zdumiona Victoria, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem. — Gotujesz? — wykrztusiła przez łzy rozbawienia, które płynęły jej po twarzy.
— A co w tym takiego dziwnego? — mruknęła Blanka urażonym tonem.
— Nie, nic — odparła na to Victoria, ciągle krztusząc się ze śmiechu.
— Jasne, śmiej się. Ale dla twojej wiadomości, pilnuję obiadu, który ugotowała Wiki.
Dziewczyna ruszyła w stronę hotelu rezydentów. Victoria, po chwili wahania, pobiegła za brunetką.
— Czekaj!
Blanka obróciła się i pokręciła głową, ale zaczekała na szatynkę.
— No sorry, kochanie. — Viki uśmiechnęła się słodko, tak jak tylko ona potrafiła.
Blanka spojrzała na przyjaciółkę, ale nie wytrzymała długo i parsknęła śmiechem, gdy dziewczyna do swojej słodkiej minki dołożyła oczy kota ze Shreka.
— No wiesz, zastanowię się, czy przyjąć te przeprosiny.
— Blanka! — Viki udała oburzenie.
— No co? — spytała tamta, udając niewiniątko.
— Nic, nic — westchnęła Victoria, a potem objęła młodszą dziewczynę ramieniem.
W ciszy ruszyły do hotelu, nie zauważając, że są przez kogoś obserwowane.

Victoria rozejrzała się po kuchni. Nie była zbyt duża, ale Blanka twierdziła, że jest w sam raz, gdyż rezydenci i tak większą część czasu przesiadywali w salonie lub swoich pokojach.
— Głodna? — spytała Blanka, a widząc, że Viki otwiera usta, by odpowiedzieć, dorzuciła: — Nie obiad, jest dopiero 10. Mam mnóstwo kanapek, Wiki chyba sądzi, że mam jakąś super przemianę materii, że tyle zjem. Masz — postawiła przed dziewczyną talerz z kanapkami, sok pomarańczowy i dwie szklanki.
Szatynka odruchowo sięgnęła po kanapkę i odgryzła kęs. Żuła ją, nawet nie zauważając jej smaku, gdyż myślała o czymś zupełnie innym. A mianowicie o tym, jak poznała Blankę.

Był ciepły, lipcowy poranek. Słońce świeciło mocno, jak to w Hiszpanii. Viki, pomimo włączonej klimatyzacji, czuła, że zaraz się ugotuje.
— Gorąco!
— No, coś ty — dziewczyna obróciła się, by zobaczyć za sobą Leroy.
— Nie bądź taka sarkastyczna, ciotuniu — rzuciła Viki, patrząc na blondynkę.
— Ej! — parsknęła Leroy, udając oburzenie.
— Tak? — odparła Victoria, z całych sił tłumiąc w sobie wybuch śmiechu.
Leroy pokiwała jedynie głową z uśmiechem, odrzucając do tyłu swoje blond włosy. Jej błękitne oczy roziskrzyły się na chwilę, póki Viki znowu się nie odezwała:
— Dziadek z tego wyjdzie, prawda? ? spytała płaczliwym głosem.
Leroy spojrzała na Victorię. Cholera.
— Nie płacz, mała —powiedziała, podchodząc do niej. — No, nie płacz —przytuliła dziewczynę.
Podczas gdy Victoria płakała, wtulona w Leroy, do kuchni niepostrzeżenie weszła Esme. Miała zaczerwienione oczy, a w dłoni trzymała komórkę. Jej brązowe włosy, spięte w wysoki kucyk, sięgały prawie do ramion. Brązowe oczy, pełne łez, patrzyły na dwójkę dziewczynek. I jak ona miała im to powiedzieć? Nie mogła. Nie teraz.

Po południu wszystkie trzy poszły odwiedzić dziadka. Jego choroba jelit postępowała, a lekarze nie mieli pojęcia, jak mogą jeszcze pomóc. Esme patrzyła na swojego ojca i siedzące przy nim Leroy i Victorię. Chciało jej się płakać. Nie miała pojęcia, jak ma im powiedzieć, że?

Tymczasem Victoria, kompletnie nieświadoma obecnego stanu rzeczy, przechadzała się po korytarzu. Esme wyprosiła ją i Leroy mówiąc, że musi na chwilę porozmawiać z dziadkiem sam na sam. Dziewczynki, nie mając innego wyjścia, zgodziły się, i teraz bez celu chodziły po korytarzach szpitala.
— Nudno, nie? — spytała Leroy.
— Yhym — odmruknęła jej Victoria, patrząc tępo w podłogę.
— Idę do łazienki, zaczekaj tu na mnie, jasne? — Viki pokiwała głową.
W końcu, cóż innego miałaby tu robić? Usiadła więc na pierwszym lepszym krześle i zaczęła wpatrywać się w drzwi łazienki, jakby to miało sprawić, że Leroy szybciej z niej wyjdzie. Victoria drgnęła, gdy ktoś zajął miejsce obok niej. Podniosła wzrok i dostrzegła dziewczynę, na oko młodszą od niej o rok lub dwa. Miała średniej długości czarne włosy, spięte w kucyk i niebieskie oczy.
— Hej — dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
— He — odmruknęła Victoria.
— Jestem Blanka, a ty? — spytała.
— Victoria.
— Nie jesteś z Hiszpanii, prawda?
— Nie, mieszkam w Izraelu.
— Więc co tu robisz? — spytała Blanka, patrząc na Viki z zainteresowaniem.
— Co roku spędzamy gdzieś wakacje z rodziną. Tym razem była to Hiszpania, ale dziadek zachorował i wylądował w szpitalu — powiedziała Victoria i wzruszyła ramionami, jakby chciała pokazać, że to nic takiego.
Co, oczywiście, wcale nie było prawdą.
— To dlaczego nie pojechaliście do domu? Znaczy, nie musieliście tu siedzieć, prawda? ? dopytywała Blanka.
— W tym roku pojechaliśmy tu tylko z dziadkiem i dwoma ciotkami. — Victoria stwierdziła, że nic nie straci, jeśli wytłumaczy sytuację Blance i kontynuowała: — Babcia została w domu z Mią i Noor, one mają dopiero cztery lata i nie zniosłyby długiej podróży. Mieliśmy jechać tu na miesiąc, a potem pojechać gdzieś bliżej, wszyscy.
Victoria zamilkła. Nie miała pojęcia, czemu mówi to wszystko Blance, ale od początku czuła do dziewczyny jakieś instynktowne zaufanie.
— A? Twoi rodzice? — Blanka zawahała się na chwilę.
— Mama jest lekarzem, dostała kontrakt w Nigerii. Tata pojechał razem z nią, a ja zostałam z dziadkami.
Blanka skinęła głową i sama zaczęła:
— Ja też jestem chora. Rodzice myślą, że nie wiem o wszystkim, ale się mylą.
— Więc? Co ci jest? — zapytała Viki, którą zainteresowała krótka opowieść Blanki.
— Potrzebuję przeszczepu wątroby.
Te słowa pobrzmiewały w głowie Victorii, gdy podeszli do nich rodzice Blanki.
— Jeszcze się spotkamy, nie martw się! ? rzuciła przez ramię Blanka i odeszła.


I, oczywiście, spotkały się. I to niejeden raz. Wymieniły się numerami telefonów i adresami. Dzwoniły, pisały listy i SMS—y. Potrafiły godzinami rozmawiać przez telefon, więc to niespodziewane spotkanie bardzo je ucieszyło. Przegadały resztę dnia i ani się zorientowały, jak nastał wieczór.
                                      
                                          *************
Jest kolejny rozdział, a my standardowo liczymy na komentarze ;)


                                                                                                                                                                                                   Anja & kinina

4 komentarze: