— Viki! — pisnęła po chwili
zdumienia Blanka, rzucając się starszej dziewczynie w ramiona.
—
Co ty tu robisz? — spytała zaskoczona Victoria, odsuwając od siebie Blankę i
patrząc na jej roześmianą twarz.
—
Jestem u matki na wakacjach, a ty? — w głosie brunetki słychać było
podekscytowanie.
— I
vice versa — odmruknęła jej na to Victoria.
—
Nie mówiłaś, że twoja matka pracuje w Leśnej Górze — powiedziała z wyrzutem
Blanka.
— A
od kiedy to twoja siostra jest twoją matką? — odparowała Viki, nie chcąc
poruszać drażliwego tematu.
Blanka
zamilkła, i strapiona podrapała się po głowie.
—
No... Wiesz... Bo ona... — zaczęła kulawo.
—
Dobra — przerwała jej Victoria. — Ja nie pytam się o twoją matkę, ty o moją.
Pogadamy o tym później, nie psujmy sobie teraz humoru, co?
—
Okay — mruknęła Blanka.
Spojrzała
na bladą twarz dziewczyny i uśmiechnęła się szeroko.
—
Opalenizna już zeszła, co?
—
No, niestety. Izraelskie słońce to nie hiszpańskie — potwierdziła dziewczyna ze
śmiechem.
—
Idziemy? — Blanka skinęła głową w stronę ławki.
Victoria
przez chwilę pomyślała o lotnisku i swoim bagażu, ale gdy spojrzała na roześmianą
twarz Consalidy, machnęła zbywająco ręką.
—
Jasne — skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko.
Rozmawiały
już ponad godzinę, gdy Blanka oznajmiła, że musi na chwilę wrócić do domu i
wyłączyć obiad, by się nie spalił.
—
Obiad? — spytała zdumiona Victoria, a potem wybuchnęła głośnym śmiechem. —
Gotujesz? — wykrztusiła przez łzy rozbawienia, które płynęły jej po twarzy.
— A
co w tym takiego dziwnego? — mruknęła Blanka urażonym tonem.
—
Nie, nic — odparła na to Victoria, ciągle krztusząc się ze śmiechu.
—
Jasne, śmiej się. Ale dla twojej wiadomości, pilnuję obiadu, który ugotowała
Wiki.
Dziewczyna
ruszyła w stronę hotelu rezydentów. Victoria, po chwili wahania, pobiegła za
brunetką.
—
Czekaj!
Blanka
obróciła się i pokręciła głową, ale zaczekała na szatynkę.
—
No sorry, kochanie. — Viki uśmiechnęła się słodko, tak jak tylko ona potrafiła.
Blanka
spojrzała na przyjaciółkę, ale nie wytrzymała długo i parsknęła śmiechem, gdy
dziewczyna do swojej słodkiej minki dołożyła oczy kota ze Shreka.
—
No wiesz, zastanowię się, czy przyjąć te przeprosiny.
—
Blanka! — Viki udała oburzenie.
—
No co? — spytała tamta, udając niewiniątko.
—
Nic, nic — westchnęła Victoria, a potem objęła młodszą dziewczynę ramieniem.
W
ciszy ruszyły do hotelu, nie zauważając, że są przez kogoś obserwowane.
Victoria
rozejrzała się po kuchni. Nie była zbyt duża, ale Blanka twierdziła, że jest w
sam raz, gdyż rezydenci i tak większą część czasu przesiadywali w salonie lub
swoich pokojach.
—
Głodna? — spytała Blanka, a widząc, że Viki otwiera usta, by odpowiedzieć,
dorzuciła: — Nie obiad, jest dopiero 10. Mam mnóstwo kanapek, Wiki chyba sądzi,
że mam jakąś super przemianę materii, że tyle zjem. Masz — postawiła przed
dziewczyną talerz z kanapkami, sok pomarańczowy i dwie szklanki.
Szatynka
odruchowo sięgnęła po kanapkę i odgryzła kęs. Żuła ją, nawet nie zauważając jej
smaku, gdyż myślała o czymś zupełnie innym. A mianowicie o tym, jak poznała
Blankę.
Był
ciepły, lipcowy poranek. Słońce świeciło mocno, jak to w Hiszpanii. Viki,
pomimo włączonej klimatyzacji, czuła, że zaraz się ugotuje.
—
Gorąco!
—
No, coś ty — dziewczyna obróciła się, by zobaczyć za sobą Leroy.
—
Nie bądź taka sarkastyczna, ciotuniu — rzuciła Viki, patrząc na blondynkę.
—
Ej! — parsknęła Leroy, udając oburzenie.
—
Tak? — odparła Victoria, z całych sił tłumiąc w sobie wybuch śmiechu.
Leroy
pokiwała jedynie głową z uśmiechem, odrzucając do tyłu swoje blond włosy. Jej
błękitne oczy roziskrzyły się na chwilę, póki Viki znowu się nie odezwała:
—
Dziadek z tego wyjdzie, prawda? ? spytała płaczliwym głosem.
Leroy
spojrzała na Victorię. Cholera.
—
Nie płacz, mała —powiedziała, podchodząc do niej. — No, nie płacz —przytuliła
dziewczynę.
Podczas
gdy Victoria płakała, wtulona w Leroy, do kuchni niepostrzeżenie weszła Esme.
Miała zaczerwienione oczy, a w dłoni trzymała komórkę. Jej brązowe włosy,
spięte w wysoki kucyk, sięgały prawie do ramion. Brązowe oczy, pełne łez,
patrzyły na dwójkę dziewczynek. I jak ona miała im to powiedzieć? Nie mogła.
Nie teraz.
Po
południu wszystkie trzy poszły odwiedzić dziadka. Jego choroba jelit
postępowała, a lekarze nie mieli pojęcia, jak mogą jeszcze pomóc. Esme patrzyła
na swojego ojca i siedzące przy nim Leroy i Victorię. Chciało jej się płakać.
Nie miała pojęcia, jak ma im powiedzieć, że?
Tymczasem
Victoria, kompletnie nieświadoma obecnego stanu rzeczy, przechadzała się po
korytarzu. Esme wyprosiła ją i Leroy mówiąc, że musi na chwilę porozmawiać z
dziadkiem sam na sam. Dziewczynki, nie mając innego wyjścia, zgodziły się, i
teraz bez celu chodziły po korytarzach szpitala.
—
Nudno, nie? — spytała Leroy.
—
Yhym — odmruknęła jej Victoria, patrząc tępo w podłogę.
—
Idę do łazienki, zaczekaj tu na mnie, jasne? — Viki pokiwała głową.
W
końcu, cóż innego miałaby tu robić? Usiadła więc na pierwszym lepszym krześle i
zaczęła wpatrywać się w drzwi łazienki, jakby to miało sprawić, że Leroy
szybciej z niej wyjdzie. Victoria drgnęła, gdy ktoś zajął miejsce obok niej.
Podniosła wzrok i dostrzegła dziewczynę, na oko młodszą od niej o rok lub dwa.
Miała średniej długości czarne włosy, spięte w kucyk i niebieskie oczy.
—
Hej — dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
—
He — odmruknęła Victoria.
—
Jestem Blanka, a ty? — spytała.
—
Victoria.
—
Nie jesteś z Hiszpanii, prawda?
—
Nie, mieszkam w Izraelu.
—
Więc co tu robisz? — spytała Blanka, patrząc na Viki z zainteresowaniem.
—
Co roku spędzamy gdzieś wakacje z rodziną. Tym razem była to Hiszpania, ale
dziadek zachorował i wylądował w szpitalu — powiedziała Victoria i wzruszyła
ramionami, jakby chciała pokazać, że to nic takiego.
Co,
oczywiście, wcale nie było prawdą.
—
To dlaczego nie pojechaliście do domu? Znaczy, nie musieliście tu siedzieć,
prawda? ? dopytywała Blanka.
— W
tym roku pojechaliśmy tu tylko z dziadkiem i dwoma ciotkami. — Victoria
stwierdziła, że nic nie straci, jeśli wytłumaczy sytuację Blance i
kontynuowała: — Babcia została w domu z Mią i Noor, one mają dopiero cztery
lata i nie zniosłyby długiej podróży. Mieliśmy jechać tu na miesiąc, a potem
pojechać gdzieś bliżej, wszyscy.
Victoria
zamilkła. Nie miała pojęcia, czemu mówi to wszystko Blance, ale od początku
czuła do dziewczyny jakieś instynktowne zaufanie.
—
A? Twoi rodzice? — Blanka zawahała się na chwilę.
—
Mama jest lekarzem, dostała kontrakt w Nigerii. Tata pojechał razem z nią, a ja
zostałam z dziadkami.
Blanka
skinęła głową i sama zaczęła:
—
Ja też jestem chora. Rodzice myślą, że nie wiem o wszystkim, ale się mylą.
—
Więc? Co ci jest? — zapytała Viki, którą zainteresowała krótka opowieść Blanki.
—
Potrzebuję przeszczepu wątroby.
Te
słowa pobrzmiewały w głowie Victorii, gdy podeszli do nich rodzice Blanki.
—
Jeszcze się spotkamy, nie martw się! ? rzuciła przez ramię Blanka i odeszła.
I,
oczywiście, spotkały się. I to niejeden raz. Wymieniły się numerami telefonów i
adresami. Dzwoniły, pisały listy i SMS—y. Potrafiły godzinami rozmawiać przez
telefon, więc to niespodziewane spotkanie bardzo je ucieszyło. Przegadały
resztę dnia i ani się zorientowały, jak nastał wieczór.
*************
Jest
kolejny rozdział, a my standardowo liczymy na komentarze ;)
Anja & kinina
dalej <3
OdpowiedzUsuńSuperr <3
OdpowiedzUsuńPoproszę o nexta ! <3
świetne
OdpowiedzUsuńsuper, dalej !!
OdpowiedzUsuń