— Kluczy za... — Victoria
przerwała, bo osoba, znajdująca się za drzwiami w ogóle nie przypominała jej
matki. — Yyy...
— Mogę? — Piotr stał w
progu z wielkim bukietem czerwonych róż w ręce.
— Jasne. — Viki niechętnie
wpuściła go do środka.
Mężczyzna rozejrzał się po
mieszkaniu.
— Hany nie ma? — zapytał po
chwili.
Nie
widać?
— Nie, nie ma.
— Mhm... — Chirurg za
bardzo nie wiedział o czym ma rozmawiać z Victorią, zresztą ona sama nie
garnęła się do rozmowy.
— Gdzie mogę to dać? — Wskazał
na kwiaty, dla których kolejne minuty bez wody mogły okazać się zabójcze.
— Do wazonu. — Miała w
głowie całkiem inną odpowiedź, ale wolała zostawić ją dla siebie.
Uprzedzając kolejne pytanie
Piotra, które zapewne brzmiałoby A gdzie
jest wazon?, poszła do kuchni, wyjęła z szafki podłużne szklane naczynie,
nalała do niego wody i wróciła do pokoju.
— Dzięki. — Włożył róże do wazonu i przez chwilę uważnie
przypatrywał się dziewczynie. — Ty jeszcze nie gotowa?
Trzeba
było nie przychodzić, nie musiałabym ci otwierać drzwi i tu z tobą stać..
— Jak widać.
— To było pytanie
retoryczne.
— Naprawdę? — Chyba każdy zauważyłby
sarkazm przeszywający każdą głoskę tego pytania.
Piotr nie zdążył
odpowiedzieć, gdyż w tej samej chwili obydwoje usłyszeli zgrzyt zamka w
drzwiach. Viki odetchnęła z ulgą i nie mówiąc nic skierowała kroki do swojego
pokoju.
— Hej. — Hana, wchodząc do
pomieszczenia, zauważyła Piotra. — Już jesteś?
— Jestem, jestem. — Uśmiechnął
się mężczyzna. — Ślicznie wyglądasz. — Podszedł do ukochanej i objął ją w
pasie.
— Wzajemnie. — Hana
uśmiechnęła się do chirurga i zarzuciła mu swoje ręce na szyję.
Piotr przyciągnął kobietę
bliżej siebie. Ich czoła spotkały się, a chwilę później usta uczyniły to samo.
— Rozumiem wszystko, ale TO
moglibyście sobie odpuścić. — Victoria stanęła w drzwiach kuchni, z niesmakiem
patrząc na rozgrywającą się przed jej oczami scenę.
— Trzeba było nie wchodzić —
mruknęła Hana, uwalniając się z objęć Piotra. — Gotowa?
— A nie widać?
— Idziemy? — Lekarka
starała się zignorować sarkazm zawarty w wypowiedzi Victorii.
Dziewczyna chciała
odpowiedzieć czymś niemiłym, ale ubiegł ją Piotr, który potwierdził i skierował
swoje kroki do przedpokoju, w którym znajdowały się kwiaty. Hana na chwilę
spojrzała na Viki. Jej wzrok mówił Zachowuj
się, na Victoria jedynie przewróciła oczami.
— Jasne — mruknęła pod
nosem.
— Wiki! — wrzasnęła Agata,
z niecierpliwieniem wyczekując swojej najlepszej przyjaciółki.
— Już idę! — Głos Rudej
rozbrzmiał echem nie tylko w głowie internistki.
— To się pośpiesz, bo zaraz
się spóźnimy!
— Przecież mówię ci, że
idę!
— Panna młoda nie powinna
spóźnić się na swój własny ślub! — Tym razem słowa Agaty pozostały bez
odpowiedzi.
Pięć minut później,
zdenerwowana blondynka pchnęła drzwi do pokoju przyjaciółki.
— Wiki! Idzie... — urwała,
widząc siedzącą rudowłosą. — Co się stało? — zapytała, przerażona dostrzegając
łzy w oczach kobiety.
Usiadła obok Wiktorii i bez
słowa czekała na jakąkolwiek jej reakcję. Rudowłosa jednak wbiła swój wzrok w
suknię i ani myślała go podnieść. Jedną ręką mięła rąbek swojego ubioru, drugą
natomiast bębniła jakiś dziwny rytm na kolanie.
— Ja... — zaczęła wreszcie.
— Ja po prostu...
— Wiki! Nawet nie mów, że się
denerwujesz. — Młoda pani chirurg jedynie skinęła głową. — Ty? — W głosie
blondynki pobrzmiało zdumienie.
— Nie, sukienka — mruknęła
zirytowana rudowłosa. — Tak, ja! — Prawie krzyknęła, widząc wyraz twarzy
Woźnickiej. — I co w tym dziwnego?
— Hej, spokojnie. — Agata
uśmiechnęła się lekko, chcąc dodać otuchy przyjaciółce.
— Spokojnie? Jak mam być
spokojna, Agata?!
— Bo nie masz się o co
martwić.
— Przemek...
— Przemek cię kocha —
stwierdziła oczywistość internistka.
— Ale Blanka...
— Blanka też bardzo go
lubi, a on traktuje ją prawie jak córkę — westchnęła z irytacją Woźnicka.
Ile
razy już o tym rozmawiały?
— Hana... — Wiki spróbowała
ostatni raz.
— Tak, tak, zaraz mi
powiedz, że to Borys ma wpływ na twoją decyzję! Wiki, przecież wszyscy się
cieszymy, że ty i Przemek wreszcie będziecie szczęśliwi... — dodała Agata
łagodniej.
— Ale... Przecież
małżeństwo, rodzina... To wielka odpowiedzialność!
— Zawsze możesz wziąć
rozwód.
— No dziękuję ci bardzo za
pocieszenie! — Wiki jednak nie mogła powstrzymać delikatnego uśmiechu, który
pojawił się na jej twarzy.
— Do usług, a teraz chodź,
zanim rozwalisz sobie efekt kilkugodzinnej pracy mojej i Hany — powiedziała
Woźnicka, wymownie patrząc na makijaż rudowłosej.
— To ja zaraz podejmę
najważniejszą decyzję mojego życia, a ty martwisz się o mój makijaż?!
— Tak, martwię się o twój
makijaż, a teraz chodź bo jeszcze od tych przemyśleń się rozmyślisz. — Agata
wstała, a po chwili Wiktoria zrobiła to samo.
— Właśnie, najwyżej się
rozmyślę... Zawsze lepsze to niż sugerowany rozwód!
— Najlepiej nie rób ani
tego, ani tego, tylko już chodź, bo się spóźnimy. — Internistka uśmiechnęła się
i wskazała przyjaciółce drzwi, na co ta tylko przewróciła oczami.
— Dziękuję — szepnęła
jeszcze Wiki i obie kobiety wyszły.
Pół godziny później już
znajdowały się przed kościołem. Goście byli już w środku, więc wystarczyło
tylko wejść do budynku. Agata uśmiechnęła się do przyjaciółki, a potem
pomachała ojcu Wiktorii, który już do nich szedł.
— Gotowa? — zapytał z
uśmiechem mężczyzna, biorąc córkę pod ramię.
Wiki jedynie skinęła głową,
nie będąc pewną, czy głos jej nie zawiedzie.
— Ślicznie wyglądasz —
skomplementował ją ojciec, patrząc na sukienkę kobiety.
Suknia była śnieżnobiała,
jednoczęściowa, z organtyny, w poprzeczne plisy zbiegające w efektownie
układający się tren z możliwością podpięcia. Gorset był sznurowany, a u dołu
sukni znajdowała piękna koronka ozdobiona koralikami i kryształkami, dodatkowo
halka na dole i kremowe bolerko. Włosy upięte były w kok, a kilka kosmyków
luźno spływało po bokach twarzy. Do włosów był wpięty welon. Delikatny makijaż
doskonale pasował do hiszpańskiej urody młodej kobiety. Wiktoria wzięła głęboki
oddech i trzymając ojca za ramię, weszła do kościoła. Oczy wszystkich zwróciły
się na nią, ona jednak patrzyła na jedną osobę. Na Przemka. Stanęła naprzeciwko
ukochanego. W ciszy słuchali słów księdza, dopóki nie nadszedł moment złożenia
przysięgi.
— Ja, Przemysław Maciej
Zapała, biorę sobie ciebie, Wiktorio Manuelo Consalido, za żonę i ślubuję ci
miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci.
Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
- Ja, Wiktoria Manuela
Consalida, biorę sobie ciebie, Przemysławie Macieju Zapała, za męża i ślubuję
ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do
śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy
Święci.
Ich oczy spotkały się na
krótką chwilę. Przemek uśmiechnął się i wziął obrączkę.
— Wiktorio, przyjmij tę
obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego — powiedział, a jego głos brzmiał niezwykle poważnie.
— Przemysławie, przyjmij tę
obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego. — Wiktoria delikatnie wsunęła obrączkę na palec chłopaka.
— Możecie się pocałować —
ogłosił z uśmiechem ksiądz.
Młoda para od razu wykonała
to jakże miłe polecenie.
Agata rozejrzała się po
tańczących parach. Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, gdy dostrzegła
Wiktorię i Przemka, przytulonych do siebie. Kobieta położyła głowę na ramieniu
ukochanego, z iskrzącymi oczami słuchając słów, które Przemek szeptał jej do
ucha. Wyglądali na szczęśliwych i zakochanych, czyli właśnie tak, jak powinno
wyglądać młode małżeństwo. Agata wbrew sobie poczuła nutkę zazdrości, za którą
od razu się zganiła. Przecież miała świetną pracę, przyjaciół, dziecko w
drodze... Brakowało jej tylko faceta. Ale czy nie za dużo chciała?
— Widzę, że nie tylko ja
nie lubię tańczyć. — Kobieta drgnęła, słysząc czyjś głos.
Podniosła głowę tylko po
to, by natrafić na niebieskie tęczówki pewnego kardiologa.
— Brak odpowiedniego
partnera również się do tego przyczynia — stwierdziła internistka z
rozbawieniem, patrząc jak Robert zajmuje miejsce po przeciwległej stronie
stołu.
— Więc co powiesz na
taniec? — Robert uśmiechnął się, jednocześnie z napięciem patrząc na Agatę.
— To nie jest moja mocna
strona, mimo wszystko. — Blondynka zaśmiała się, starając się ukryć lekkie podenerwowanie.
— Taniec? Nie może być tak
źle. — Kąciki ust mężczyzny lekko drgnęły.
— Nie wiesz, co mówisz. — Internistka
pokręciła głową.
— To się przekonam. Chodź. —
Robert wstał i wyciągnął rękę w stronę Agaty. — Idziesz?
— Idę. — Blondynka wstała,
przyjmując rękę kardiologa.
Mężczyzna zaciągnął
internistkę na parkiet.
— Wcale nie tańczysz tak
źle — stwierdził brunet po krótkiej chwili.
— Naprawdę? — W głosie
Agaty rozbrzmiało rozbawienie.
— Owszem. Ale jeśli chcesz
się poprawić, to może jeszcze jeden taniec?
Hana oparła głowę na
ramieniu Piotra. Leciała jakaś wolna piosenka.
— Jak ci się podoba? — Głos
chirurga przerwał tę chwilę ciszy.
— Jak mi się podoba? No
podoba mi się, podoba, bardzo fajnie jest...
— Nasze będzie lepsze,
zobaczysz.
— Mam to traktować jak
oświadczyny? —Kobieta zaśmiała się, jednocześnie czując przyśpieszone bicie
serca.
— A chciałabyś?
— Wiesz, to zależy od
pierścionka, jakby był ładny, to może... — Uśmiechnęła się.
— No to załóżmy, że będzie
ładny, chciałabyś?
— Pierścionek? Zawsze! —
wykrzyknęła z entuzjazmem.
— Hana, pytam serio... —
Piotr przewrócił oczami.
— No dobrze, to najpierw
się oświadcz a potem porozmawiamy... Tylko pamiętaj, pierścionek ma być ładny —
powiedziała poważnie.
Piotr już miał coś
odpowiedzieć, gdy muzyka nagle ucichła, a na środek wyszła Wiktoria z zamiarem
rzucenia welonu. Za nią ustawiła się Agata i kilka innych dziewczyn, a nawet
Blanka z Viki. Hana została przy Piotrze. Nie przepadała za tymi wszystkimi
ślubnymi przepowiedniami, a dokładniej... Ani trochę w nie nie wierzyła.
Zamiast tego zaczęła przyglądać się swojej córce... Viki miałaby kiedyś wyjść
za mąż, założyć rodzinę, mieć dzieci... Jakoś nie mieściło jej się to w głowie.
Chwilę później coś wyrwało ja z rozmyślań: prosto w ramiona doktor Goldberg
wpadł welon.
— Możesz stać z boku, ale
przeznaczenie i tak cię dopadnie! — Usłyszała czyjś głos, ale nie zdążyła
zobaczyć do kogo należał, bo na sali rozległy się brawa.
— Może złapany welon to
dobry znak? — szepnął do niej Piotr.
— Dobry znak na co?
— Na zmiany, zmiany na
lepsze.
— Zmiany... — mruknęła
Hana. — Mam się bać?
— Nie, dlaczego? — zdziwił
się Piotr.
— Tak poważnie to
zabrzmiało...
— Tylko ci się wydaje... —
stwierdził mężczyzna, uśmiechając się.
— No mam nadzieję, że tylko
mi się wydaje.
— Więc w czym problem, pani
doktor? — zapytał ze śmiechem.
— W niczym, panie doktorze.
— Hana przewróciła oczami.
— W takim razie, zapraszam
na parkiet. — Chirurg złapał Hanę i pociągnął ją w stronę innych tańczących
par.
Victoria siedziała przy
oknie w kuchni. Czekała na Hanę, która powinna już wrócić prawie godzinę temu.
Usłyszała trzask zamka i chwilę później doktor Goldberg znalazła się w
pomieszczeniu, w którym aktualnie przebywała jej córka.
— O, już jesteś? — zapytała
szatynka z sarkazmem.
— Jestem...
— Randka się nie udała?
— Randka?
— A to przepraszam, może ty
to inaczej nazywasz... Spotkanie?
— O co ci znowu chodzi? —
Hana spojrzała na córkę z irytacją.
— Mnie? O nic. Po prostu
pytam... — Victoria niby obojętnie wzruszyła ramionami.
— Właśnie widzę, że o nic —
mruknęła z przekąsem.
— A może to ja powinnam
zapytać, o co ci chodzi?
— Ciężki dzień w pracy.
— Jaasne — mruknęła. —
Dzwoniłaś do babci?
— Nie dzwoniłam, jeszcze.
— A kiedy masz zamiar to
zrobić?
— Nie wiem. Przecież ty też
możesz to zrobić. — Hana spojrzała na córkę.
— Ale babcia chciała gadać
z tobą. — Viki po raz kolejny wzruszyła ramionami.
— Jutro, okej?
— A po co mi to mówisz?
— Bo się pytasz? — Hana
przewróciła oczami. — Zawsze musisz się czegoś przyczepić? — dodała zirytowana.
— Ja? — Dziewczyna
spojrzała na matkę z doskonale udanym zdziwieniem.
— Tak, ty. Coś powiem -
źle. Coś zrobię - źle. I na odwrót - też źle. Naprawdę musisz tak traktować
własną matkę? — W głosie kobiety pojawiła się gorycz.
— A ty naprawdę sądzisz, że
te jedne wakacje cokolwiek zmieniły?
— Nie wiem. Ale, skoro
tak... To po co w ogóle tu przyjeżdżałaś? Bo miałam głupią nadzieję, że właśnie
coś zmienić... — Hana zamknęła oczy.
— Naprawdę? To ty mnie
miałaś w dupie przez ostatnie dwa lata i naprawdę sądzisz, że przyjechałabym tu
z własnej woli?
— Ja? Listy, maile,
telefony... To ty to odtrącałaś przez cały czas. — W głosie lekarki pojawiła
się wściekłość.
— A ty po ilu sobie
odpuściłaś? Tygodniu, dwóch?
— Bo myślisz że łatwo
byłoby mi słuchać, że cię „dręczę”? Nie chciałaś to nie, więc teraz nie miej do
mnie o to pretensji.
Hana doskonale wiedziała,
że Victorii nie chodziło tylko o to, ale za wszelką cenę nie chciała poruszać
TEGO tematu. Nie teraz. Może... Może kiedyś.
Ich „rozmowę” przerwał
dźwięk telefonu. Kobieta spojrzała na wyświetlacz. Mama. Czyli to jednak było
coś pilnego... Wyszła z kuchni. Do uszu Victorii dobiegały od czasu do czasu
pojedyncze słowa, ale nie umiała ich zinterpretować. Po chwili Hana wróciła do
pomieszczenia. Miała dziwną minę.
— Zostajesz — powiedziała
niemal bezbarwnym głosem.
Jedyną rzeczą, która
zdradzała jej zdenerwowanie, były oczy, które z napięciem wpatrywały się w
Viki.
— Niby gdzie? — zapytała
dziewczyna, chociaż była pewna, że doskonale wie, o co chodzi jej matce.
— Tutaj?
— Chyba cię nie rozumiem...
Rozumiała. Aż za dobrze.
— Zostajesz w Polsce, u
mnie, teraz rozumiesz?
— Nie, nie rozumiem.
— Czego nie rozumiesz?
Dlaczego nawet na zwykłą
rozmowę z Victorią brakowało jej cierpliwości?
— Dlaczego mam tu zostać?
— Babcia uznała, że tak
będzie lepiej.
— Naprawdę? — Dziewczyna
nie umiała się powstrzymać od sarkazmu.
— Tak.. I chyba ma rację, w
końcu jesteś moją córką...
— Dziękuję, miło, że
uświadomiłaś mi ten fakt, że jednak mam matkę.
— Zawsze ją miałaś. — Hana
starała się nie okazywać żalu w swoim głosie.
— Przez ostatnie dwa lata
jakoś tego nie zauważyłam.
— Ile razy mam ci jeszcze
mówić, że sama nie chciałam, żeby to tak wyglądało? Nie dałaś mi wyboru...
— A teraz wy nie dajecie go
mi, tak? — zapytała, jakby dla upewnienia.
— Victoria...
— Tak?
— Dlaczego ty zawsze musisz
postawić na swoim? — wybuchła wreszcie Hana. — Czemu nigdy nie chcesz mnie do
końca wysłuchać? Czy to jakaś kara, do cholery?! —Ostatnie słowa wypowiedziała
niemal szeptem.
— A dlaczego to ja cię mam
wysłuchać? Chyba każdy mówił mi, że to ja powinnam z tobą porozmawiać,
„wysłuchać cię”... Dlaczego ty w stosunku do mnie nigdy tego nie zrobiłaś?! —
Victorii również puściły nerwy.
— A pozwoliłaś mi na to
kiedykolwiek? Nie byłam i nie jestem idealna, ale się staram, staram się jakoś
to ogarnąć. Za każdym razem mnie od siebie odpychasz, jak długo to będzie
trwało, możesz mi powiedzieć? — zapytała lekarka, już nawet nie ukrywając bólu
w swoich oczach.
— Może sama powinnaś
odpowiedzieć sobie na to pytanie?
— Próbuję... — szepnęła
Goldberg. — Od początku twojego przyjazdu, widocznie mi nie wychodzi. Może
pomożesz?
Przez dalsze kilkadziesiąt
sekund milczały... Słychać było jedynie nerwowe bicie ich serc. Tak naprawdę
żadna z nich nie wiedziała, co powiedzieć, jak zareagować... Ta z pozoru
spokojna sytuacja stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. Na ruch
zdecydowała się Victoria, postanowiła to zakończyć w najprostszy sposób...
Ostatni raz zmierzyła wzrokiem Hanę i energicznym krokiem wyszła do swojego
pokoju na końcu zatrzaskując drzwi. Lekarka stała dalej na środku salonu, gdzie
chwilę temu, w bardzo „spokojny” sposób, rozmawiała z córką. Łzy w zasadzie
same cisnęły jej się do oczu, lecz próbowała je powstrzymać z postanowieniem,
że musi być silna, by jakoś pokonać problemy i dojść w końcu do porozumienia z
Viki... To w tej chwili była najważniejsza rzecz dla niej... Wiedziała, że
będzie ciężko, że kiedyś będą musiały porozmawiać o TYM... Porozmawiać o NIM.
Ale... To jeszcze nie teraz.
Agata Woźnicka szła właśnie
korytarzem. Miała ciężki przypadek pacjenta po zawale. Do tego teraz doszły
zaburzenia rytmu serca... Musiała go skonsultować z kardiologiem. A jedynym
kardiologiem w ich szpitalu był Robert. Robert... Nie wiedziała, o co mu
chodzi, nie umiała rozgryźć jego zachowania. Ale... Musiała przyznać, że się
jej podobał. Miły, przystojny, dowcipny. Tylko, czy to miało jakikolwiek sens?
Blondynka szybko porzuciła
te myśli, gdy tylko stanęła przed gabinetem Roberta. Wzięła głębszy oddech,
cicho zapukała i lekko uchyliła drzwi.
— Mogę? — zapytała,
wchodząc do środka.
Mężczyzna, gdy tylko
usłyszał jej głos, uśmiechnął się i podniósł głowę znad wypełnianych właśnie
papierów.
— Jasne.
— Muszę skonsultować z tobą
pacjenta... — wyjaśniła, zamykając drzwi. — Zobacz — dodała, podając mu
wszystkie wyniki badań, jakimi dysponowała.
Robert wziął od blondynki
dość pokaźny plik kartek i zaczął z uwagą je przeglądać.
— Z tego na razie nic
konkretnego nie wynika, będę musiał go zbadać... — westchnął, oddając Agacie
wyniki.
— Leży na siódemce. — Blondynka
pozwoliła sobie na delikatny uśmiech.
Już po chwili znajdowali
się przed wspomnianą wcześniej salą. Robert wszedł do środka, podczas gdy Agata
została na korytarzu. Nie minął nawet kwadrans, gdy kardiolog wrócił z
powrotem.
— Wygląda na to, że to
chwilowe niedokrwienie serca, dość często spotykane po zawale, szczególnie tak
rozległym. Po podaniu leków powinno się ustabilizować.
— Mam taką nadzieję. Dzięki.
— Internistka podeszła do niego bliżej. Zawahała się lekko, ale w końcu
cmoknęła go w policzek.
— Nie ma za co. — Uśmiechnął
się. — Przyjdę jutro, sprawdzę, czyli leki pomogły.
— Jasne, w razie czego
jesteśmy w kontakcie.
— Agata...
Zawahała się. Nie była
pewna, co Robert chce jej powiedzieć. Wygłupiła się tym pocałunkiem?
— Tak?
— Może dasz się gdzieś
zaprosić? — W jego głosie pojawiło się napięcie.
— Gdzieś? — Ulżyło jej, ale
i tak w jej głosie dało się słyszeć podenerwowanie.
— Na kolację. Do tej nowej
restauracji.
— Kusząca propozycja...
— Więc? — Mężczyzna
spojrzał na nią z uwagą.
— Zgadzam się. — Na ustach
blondynki pojawił się lekki uśmiech.
— Będę po ciebie o dziewiętnastej.
— Nie spóźnij się. — Siłą
powstrzymała śmiech.
— Do zobaczenia. — Zaśmiał
się na odchodne i każde z nich skierowało się do swoich pacjentów.
W tym samym czasie Piotr
szukał Hany. Potrzebował z nią skonsultować pacjentkę, którą miał operować.
Wszedł do lekarskiego, mając nadzieję, że tam zastanie kobietę. W pomieszczeniu
był jednak tylko Sambor, który przeglądał jakieś papiery.
— O, cześć, Hany nie ma? —
zapytał, by się upewnić.
— Jak widzisz, nie ma...
Coś pilnego? Może przekazać, jak ją spotkam? — Mężczyzna podniósł głowę znad
wyników badań.
— Nie, dzięki, poradzę sobie
— mruknął Piotr i wyszedł na korytarz.
Tymczasem Hana szła
korytarzem. Nie zwracała uwagi na mijanych dookoła ludzi, gdyż jej myśli
zaprzątała tylko jedna osoba. Victoria. Z zamyślenia wyrwał ją Piotr, na
którego omal by nie wpadła.
— O, Hana, szukałem cię. —
Uśmiechnął się brunet. — Mam sprawę. Chodzi o jedną z moich pacjentek,
Kowalczyk.
— W czym problem?
— Kamica żółciowa. Był
kolejny atak, trzeba operować. Problem w tym, że ona jest w trzydziestym
tygodniu ciąży — westchnął. — Spójrz proszę na jej wyniki, chcę mieć pewność,
że możemy operować — dodał.
— No dobra, pokaż. — Hana
wzięła od mężczyzny dość pokaźny plik kartek i zaczęła je uważnie przeglądać. —
Cóż... — mruknęła wreszcie, wręczając mu wyniki z powrotem. — Szczerze, to
mogłyby być lepsze, ale przeciwwskazań do operacji nie ma. — Wymusiła na swojej
twarzy uśmiech.
— Jasne, dzięki... — Chciał
już odejść, ale gdy zauważył wymuszony uśmiech Hany i jej jakby smutne
spojrzenie, zrezygnował. — Jeszcze jedno pytanie. Stało się coś? Chodzisz taka
zamyślona...
— Nie, nic się nie stało —
zaprzeczyła natychmiast. — Wszystko jest w porządku... — dodała, uciekając
wzrokiem.
— Moja męska intuicja
podpowiada mi, że chyba nie bardzo.
— Męska intuicja?
— Wątpisz w nią?
— Nie, no... Gdzieżbym
śmiał. — Hana uśmiechnęła się przelotnie.
— A tak na serio teraz, co
się stało?
— A tak na serio to kolejny
raz pokłóciłam się z Viki... Mam dosyć... — zamknęła oczy i lekko odchyliła
głowę.
— Chyba to coś
poważniejszego, skoro tak cię przygnębiło... — Piotr uważnie przyjrzał się
ukochanej.
— Mam wrażenie, że Viki
wolałaby mieć inną matkę. — Wyrzuciła z siebie Hana. — Taką, która by się nią
zajmowała i była przy niej zawsze.
— Proszę cię, nie załamuj
się tak. To nie o to chodzi — westchnął, zastanawiając się jak dalej dobrać
słowa. — Viki po prostu wyrzuca całą złość na ciebie, nie jest jej łatwo, ale z
czasem będzie lepiej, musisz to jakoś przetrwać.
— A czy mi jest łatwo? — zapytała
retorycznie, odgarniając z twarzy zbłądzony kosmyk włosów. — Naprawdę żałuję
tego, co było kiedyś i staram się zrozumieć Viki, ale ostatnio mi to nie
wychodzi. Ja już nie mam siły, proszę ją tylko o jedno, żeby postawiła się na
moim miejscu.
— Daj jej czas. Sobie też.
Może to banalnie brzmi, ale to chyba jest teraz najlepsze. Jedyny plus całej
tej sytuacji to fakt, że masz jakiś kontakt z córką... — Gawryło posłał
Goldberg ciepły uśmiech.
— No tak, jakiś mam, ale
chyba nie o takim marzyłam — westchnęła szatynka.
— Pamiętaj, tylko się nie poddawaj.
Walcz o nią.
— Ciągle walczę. Jest
uparta...
— Ma to po tobie z
pewnością. — Piotr zaśmiał się, chcąc rozładować sytuację.
— Tak... Zrobiłabym
wszystko byleby było dobrze między nami.
— Będzie dobrze, zobaczysz.
— Piotr chciał ją objąć, jednak w tym momencie podeszła do nich pielęgniarka.
— Pani doktor, jest pani
proszona na salę.
— Dobrze, już idę. — Pielęgniarka
odeszła, a Hana zwróciła się do Gawryły. — Dziękuję, Piotr... Mam nadzieję, że
to, co powiedziałeś się sprawdzi. Muszę iść.
— Do zobaczenia później. —
Uśmiechnął się na odchodne chirurg.
Punkt dziewiętnasta w
hotelu rezydentów rozległo się pukanie do drzwi. Prawie natychmiast zostały one
otwarte przez Agatę.
— No proszę... Nie za
wcześnie, nie za późno. Idealnie. — Uśmiechnęła się.
— Gotowa?
— Oczywiście. — Kobieta
wyszła, wcześniej zamykając za sobą drzwi.
Doszli do samochodu
kardiologa. Ten uśmiechnął się i jak przystało na dżentelmena, otworzył przed
blondynką drzwi. Już po parunastu minutach dojechali na miejsce. Wysiedli i
skierowali swoje kroki do wnętrza restauracji. Zajęli jeden z ostatnich wolnych
stolików. Szybko wybrali coś do jedzenia i złożyli zamówienie.
— Może nie powinno być
pytania, ale... Jesteś sama?
Agata powoli przeniosła
wzrok na Roberta. Cholera.
— Yyy... — Nie bardzo
wiedziała, co powiedzieć. — Sądzisz, że byłabym tu z tobą teraz, gdybym nie
była sama? — zapytała wreszcie, z największą uwagą wpatrując się w kant stołu.
— Wolałem się upewnić. — Zanim przejdziemy do poważniejszych rzeczy.
— Jasne...
— A ojciec dziecka? — Mógł darować sobie to pytanie, ale...
— Wyjechał.
— Tak po prostu? — Zamknij się, idioto, przecież widzisz, że
nie chce o tym rozmawiać...
— To dłuższa historia... —
mruknęła wreszcie.
— Opowiesz mi kiedyś?
Agata spojrzała na niego.
Właściwie.... Co miała do stracenia? Wzięła głębszy oddech i, ciągle zapatrzona
w stół, zaczęła swoją opowieść.
— Wyjechał... — dodała na
zakończenie. — Nie wiem, co się dzieje z nim teraz, nie chcę wiedzieć... — W
jej oczach pojawiły się łzy, które usilnie starała się hamować.
— Przepraszam...
— Ty? Przecież nie masz za
co. — Kobieta spojrzała na niego z lekkim zdziwieniem.
— Nie powinienem pytać.
— A ja nie musiałam ci
odpowiadać — Uśmiechnęła się.
— Racja... — Nie powiedział
nic więcej, gdyż właśnie w tym momencie kelner przyniósł zamówione przez nich
dania.
Reszta wieczoru minęła im
już w przyjemniejszej atmosferze.
— Wracamy? — zapytał, gdy
zegarek wskazywał już dwudziestą trzecią.
— Um, jasne.
Wstali i wyszli, wciąż
wesoło rozmawiając. Na dworze było dość ciepło, więc postali jeszcze chwilę,
nim oboje weszli to samochodu. W drodze powrotnej ciągle kontynuowali rozmowę,
tak samo jak przez następne pół godziny w samochodzie, gdy już dojechali pod
hotel.
— No to... Dzięki za miły
wieczór — powiedział Robert, gdy Agata zaczęła zbierać się do wyjścia.
— To ja dziękuję. — Z
twarzy blondynki ciągle nie znikał uśmiech. Dawno się tak dobrze nie bawiła,
musiała to przyznać.
— Powtórzymy to kiedyś?
— Z miłą chęcią. — Zaśmiała
się.
— W takim razie, do jutra.
— Do jutra. — Sama do końca
nie wiedziała, co ją tknęło, ale przybliżyła swoją twarz do twarzy kardiologa i
musnęła wargami jego usta.
On lekko mówiąc był
zaskoczony, ale odwzajemnił pocałunek. Zaczęło mu zależeć na tej kobiecie coraz
bardziej...
************
Może się nawet nie będę tłumaczyć...
Anonimowy, cóż, owszem, opowiadanie jest na forum, ale w tym jest mnóstwo błędów, które muszę i chcę poprawić, co zajmuje mi dość dużo czasu, poza tym zbliżamy się do końca tego, co na forum jest, więc dalsze rozdziały będą już za niedługo tymi 'nowymi', a te trzeba najpierw napisać, a trochę opornie to idzie. W każdym razie mogę jedynie przeprosić za zwłokę. Prosiłeś/aś o link - http://forum.tvp.pl/index.php?topic=117462.330.
Kilku z Was pytało, dlaczego Agata? Bo tak. Rozdziały są naprawdę długie, a pisanie ciągle o Hanie i Piotrze... W końcu brakłoby pomysłów, więc czasami będzie się coś takiego pojawiać.
Anja & kinina
Fajnie, że piszesz też o innych. Czytanie ciągle o Hanie i Piotrze jest nudne fajnie by było, gdyby było więcej o innych.
OdpowiedzUsuńA tak wgl to bardzo podobają mi się twoje opowiadania =>
okej, to w takim razie cierpliwie będę czekac na nexty tutaj, bo warto ;)
OdpowiedzUsuńja tam bym mogla tylko o Hanie i Piotrze, ale i innych bohaterow strawie ;p
mam nadzieję, że next będzie prędko, bo zżera mnie ciekawosc o co chodzi o TEGO typa ;D
L.
Genialna część ! Czekam jak najszybciej na nexta ! :*
OdpowiedzUsuńExtraXD czekam na next;)
OdpowiedzUsuńTo jest super!!! Jestem ciekawa co jeszcze wymyślisz ? <3
OdpowiedzUsuńBrak słów ;))
OdpowiedzUsuńproszę o częstsze nexty!!! :)
OdpowiedzUsuńbardzo mi smutno, że nie ma naexta juz tak dlugo :(
OdpowiedzUsuńsuper <3 kiedy next?
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział powinien ukazać się w przyszłą sobotę :) Wiem, że możecie być zawiedzeni tak długim okresem oczekiwania, ale naprawdę, szkoła średnia to nie przelewki, do tego każdy ma przecież jakieś życie osobiste. Za niedługo już święta, potem weekend majowy i matury, więc będzie trochę więcej czasu, żeby coś dodać, także być może rozdziały pojawią się wtedy częściej, ale nie chcę niczego obiecywać. Musicie niestety uzbroić się w cierpliwość :)
OdpowiedzUsuń