— Hana!
Lekarka obróciła się. Na
jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy dostrzegła zbliżającą się do niej osobę.
— O, Agata. Stało się coś?
— Nie widziałaś gdzieś
Wiki? — zapytała w odpowiedzi blondynka, również się uśmiechając.
— Wiki? Chyba szła właśnie
na blok...
— Czy jej nie ma zawsze,
kiedy jest potrzebna? — Westchnęła ciężko Agata, a widząc pytające spojrzenie
Hany, dodała: — Byłyśmy umówione. Wiesz, męczy mnie to siedzenie w hotelu, mam
teraz o wiele mniej pracy. — Wskazała na swój lekko widoczny już brzuszek.
— I bardzo dobrze. — Hana
zaśmiała się. — Wchodzisz? — Kiwnęła ręką w stronę swojego gabinetu, pod którym
właśnie stały. — Mam chwilę wolnego przed następną pacjentką.
— Jasne. — Internista
skinęła głową.
Hana otworzyła drzwi i jako
pierwszą wpuściła Agatę. Usiadła za biurkiem, a blondynka zajęła miejsce
naprzeciwko niej.
— Wiesz, że za tydzień masz
termin następnego badania, prawda?
— Wiem, nawet specjalnie
zapisałam sobie w kalendarzu, żeby Wiki przestała ciągle o tym nawijać. — Blondynka
z irytacją przewróciła oczami.
— Widać, że się o ciebie
martwi. To chyba dobrze? — Hana uśmiechnęła się delikatnie.
— Dobrze? Sama poszła do
Trettera, żeby załatwić mi mniejszy czas pracy, chociaż mówiłam jej, że tego
nie potrzebuję — mruknęła Agata, co spowodowało, że doktor Goldberg uśmiechnęła
się jeszcze bardziej.
— Potrzebujesz —
zaoponowała ze śmiechem. — Nie powinnaś się przemęczać — dodała, trochę
bardziej poważnym tonem.
— Hana, przecież wiem —
jęknęła Woźnicka. — Wiesz... — Jej ton głosu również się zmienił. — Zastanawia
mnie, jak zajmę się takim małym dzieckiem. Sama...
— Nawet nie zauważysz, jak
szybko dorośnie... — mruknęła Hana, przenosząc wzrok za okno.
Po chwili znowu spojrzała
na Agatę i natychmiast spróbowała się znowu uśmiechnąć, jednak blondynka zdążyła
zauważyć, że kobietę coś trapi.
— Coś się dzieje?
Przez chwilę w gabinecie
panowała cisza.
— Victoria — odezwała się w
końcu doktor Goldberg. — Co by innego? — W jej głosie pojawiła się gorycz.
— Jakieś szczegóły? — Agata
wbrew sobie poczuła nieco zainteresowania.
— Powiedzmy, że nie
akceptuje pewnej osoby... — mruknęła niechętnie Hana.
— Pewnej osoby? To znaczy? —
Agata skarciła w duchu samą siebie, bo zabrzmiało to tak, jakby była bardziej
niż zainteresowana tematem.
— Sama nie wiem, o co jej
chodzi... — Lekarka jakby nie usłyszała pytania koleżanki.
— Nastolatki z reguły
ciężko jest zrozumieć.
— Może i masz rację —
przytaknęła Hana, ale bez specjalnego entuzjazmu w głosie. — Ale ja kompletnie
nie umiem się z nią dogadać.
Blondynka skupiła wzrok na
widoku za oknem. Nie wiedziała, co powiedzieć, a jednocześnie nie chciała
zmuszać Hany do zwierzeń. Na chwilę zapanowała cisza, którą przerwała Hana.
— Cóż — sama nie
była pewna, co chce powiedzieć — może to i moja wina, że nie umiem się z nią
porozumieć...
— Jeśli ona nie chce, żeby
między wami było dobrze, sama nic nie zrobisz. — Słusznie zauważyła blondynka.
— A skąd mam wiedzieć,
czego ona chce? — W głosie lekarki dało się słyszeć rozżalenie i gorycz.
— Porozmawiaj z nią... — Dla
Agaty było to coś oczywistego.
— Tak, jasne. Porozmawiaj —
mruknęła Hana z ironią.
Internistka westchnęła.
Wiedziała, że dla szatynki nie był to łatwy temat, dlatego postanowiła go
zmienić. Niestety, i ten wybór okazał się nietrafiony.
— A jak się układa pomiędzy
tobą a Piotrem?
— Jest dobrze. — Uśmiechnęła
się. — Tylko Viki...
— Viki co?
— W ogóle go nie
akceptuje...
— Musisz dać jej trochę
czasu. — Agata próbowała się uśmiechnąć.
— Miała tego czasu już
wystarczająco dużo...
Agata nie powiedziała nic
więcej, gdyż do gabinetu weszła pielęgniarka.
— Doktor Woźnicka, jest
pani pilnie proszona na izbę.
— Miałaś się nie przemęczać.
— Hana uśmiechnęła się lekko.
Blondynka uśmiechnęła się,
rzuciła lekarce spojrzenie z tych w stylu „Weź przestań” i ruszyła za pielęgniarką,
zostawiając lekko uśmiechniętą i podniesioną na duchu rozmową Hanę.
Wczesnym wieczorem, Wiki
stała przy oknie w swoim dawnym pokoju, który teraz należał do Blanki. Widok z
niego wychodził wprost na wejście do szpitala. Uśmiechnęła się, słysząc otwierające
się drzwi. Blanka nocowała u Viki, więc jedyną osobą, jaka mogła tu wejść, był
Przemek. Nie myliła się. Jej przyszły mąż stanął obok i złapał ją za rękę.
— I na co tak patrzysz? —
zapytał ze śmiechem. — Jeśli wypatrujesz przystojnego faceta to właśnie stoi
obok ciebie.
— Bardzo zabawne. — Wiki
pokręciła głową.
Tymczasem Przemek wyjrzał
przez okno, a widok, który zobaczył, wcale mu się nie spodobał. Jego mina
momentalnie się zmieniła.
— Coś się stało? — Wiki
spojrzała na swojego narzeczonego.
Przemek jednak dalej
skupiał swój wzrok na dwójce osób znajdujących się przed szpitalem.
— Przemek! — Rudowłosa
również spojrzała za okno, jednak w przeciwieństwie do swojego partnera
uśmiechnęła się.
Chłopak powoli odwrócił
głowę w stronę Wiktorii. Trudno było nie zauważyć, że momentalnie zmienił się
mu humor.
— Widzisz? Szczęśliwi,
zakochani... — mruknął z sarkazmem mężczyzna. — Ciekawe, kiedy to się
skończy...
— Czemu to ma się skończyć?
— Consalida, zdumiona, spojrzała na Przemka.
— A co... Nie pamiętasz
już, jak było z tobą?
— To były dwie zupełnie
inne sytuacje! — Wiktoria podniosła głos.
— Ale tacy ludzie w tej
kwestii się nie zmieniają...
— Tacy? Przemek, daj sobie
spokój! — warknęła z irytacją Wiki.
— Jak mam dać sobie
spokój?! Martwię się o nią, tyle...
— Przecież jest z nim
szczęśliwa — zauważyła rozsądnie dziewczyna.
— Na razie jest... —
Przemek nie zamierzał zmieniać swojego nastawienia.
— Przemek, odpuść sobie... —
Wiki nie miała ochoty kontynuować tej rozmowy.
— Jeszcze go bronisz...
— Nie bronię go, po prostu
widzę, że się zmienił. — Doktor Consalida z trudem stłumiła narastającą w niej
wściekłość.
— Jasne... Szkoda, że ja
tego nie widzę.
— Nie widzisz? Czego ty
znowu nie widzisz, Zapała?! — Wiktoria dała wreszcie upust swoim emocjom. —
Kupić ci okulary, czy co? — Przemek tylko odszedł od okna i usiadł na sofie,
nie mówiąc ani słowa. — Chociaż masz rację, lepiej nie... Na weselu byś w nich
brzydko wyglądał. — Mężczyzna udał, że tego nie słyszy.
— Co do wesela... Co z tymi
zaproszeniami?
— Musimy je wreszcie
rozdać, rodzinie już wysłaliśmy, pozostaje szpital i znajomi ze studiów... —
Wiktoria z niejaką ulgą przyjęła zmianę tematu. Nie miała zamiaru się z nim
kłócić, nie teraz, nie na kilka dni przed ślubem.
— To... Jutro, hm? Kończymy
o tej samej godzinie więc...
— Jasne. — Dziewczyna się
uśmiechnęła. — Więc... Nina i Sambor, Agata, Paweł, Hana z Piotrem, Borys,
Marcin... — zaczęła wymieniać osoby, które mieli zaprosić, kompletnie
nieświadoma, że sama wróciła do tematu wcześniejszej kłótni.
— Z Piotrem?! — przerwał
jej wywód Przemek, podnosząc się z kanapy.
— Nie, z Markiem — mruknęła
z sarkazmem Wiki. — A, właśnie, jeszcze Marek!
— Z Piotrem? — zapytał
ciszej tak, jakby nie dowierzał w słowa, które parę chwil temu padły z ust
Wiktorii.
— No a z kim, Przemek? —
Wiki westchnęła. — Czy naprawdę musimy do tego wracać?
— Jak to z kim? Sama. — Zignorował
drugie pytanie.
— Oni są parą, Przemek... —
Rudowłosa znowu traciła cierpliwość.
— Parą, parą. Ale para to jeden
plus jeden, chyba da się ich rozdzielić, prawda?
— Przemek, nie zachowuj się
jak dziecko... — Wiki zamknęła oczy.
— Dobrze. Już. Koniec
tematu. Przepraszam. — Mężczyzna spróbował się uśmiechnąć. Nie zamierzał
odpuścić, ale nie miał również zamiaru kłócić się ze swoją przyszłą żoną o coś
takiego. — Idziemy spać?
— A jutro zaproszenia. I
bez gadania!
Następnego dnia, późnym
popołudniem, Hana skończyła przyjmować ostatnią pacjentkę. Gdy zamknęły się za
nią drzwi, odchyliła głowę do tyłu i przymknęła oczy. Przez chwilę siedziała
bez ruchu, po czym stwierdziła, że czas najwyższy zbierać się do domu. Wstała,
zdjęła kurtkę z wieszaka i już miała wyjść, gdy do drzwi ktoś zapukał.
— Proszę!
Stała tyłem do drzwi,
dlatego pisnęła, kiedy czyjeś ręce objęły ją w pasie.
— Hej. — Piotr obrócił ją
przodem do siebie i musnął wargami jej usta.
— Hej. — Kobieta nie mogła
powstrzymać szerokiego uśmiechu.
— Jedziesz już do domu?
— A jeśli tak, to co?
— Podwiozę cię. — Uśmiechnął
się.
— Wiesz, że mam swój
samochód? — Hana przewróciła oczami.
— Wiem, wiem. Ale on też
kiedyś musi odpocząć od ciebie.
— Coś sugerujesz? —
zapytała ze śmiechem lekarka.
— Oczywiście, że nie. —
Piotr również się zaśmiał.
— I sądzisz, że ci uwierzę?
Piotr nie zdążył nic
odpowiedzieć, gdyż Wiki niespodziewanie otworzyła drzwi i weszła do gabinetu, a
za nią Przemek.
— Cześć, chcieliśmy was
zapro... Eee... My chyba nie w porę. — Odwróciła się w stronę wyjścia i
pociągnęła swojego narzeczonego, który zdążył przewrócić oczami, za rękę.
— Nie, chodźcie! — Hana
powoli uwolniła się z uścisku Piotra. — O co chodzi?
— Chcieliśmy was zaprosić
na nasze wesele.
Przemek na słowo „was” rzucił
jej niezbyt zadowolone spojrzenie, które po chwili przeniósł na Piotra.
— W każdym razie — Wiki
starała się ignorować Przemka — mamy nadzieję, że przyjdziecie.
— Hana na pewno przyjdzie,
w końcu to ślub jej brata, prawda? – Przemek spróbował się uśmiechnąć do
siostry, całkowicie ignorując Piotra.
— Jasne, przyjdziemy razem.
— Hana zignorowała wypowiedź brata.
— Fajnie. Zbieramy się,
mamy jeszcze dużo do zrobienia... – Consalida uniosła rękę, w której trzymała
plik reszty zaproszeń. — Lecimy. Chodź, Przemek! — Wiki podniosła głos, bo jej
narzeczony wydawał się lekko nieobecny.
— Hmm? A, tak. Cześć. — Pożegnał
się i wyszedł za swoją narzeczoną.
— Chodź, odwiozę cię do
domu... — Piotr uśmiechnął się do Hany i oni również wyszli z gabinetu.
Długo
będziemy tu jeszcze stały?, Victoria powstrzymała się przed
wypowiedzeniem tego komentarza na głos. Rozejrzała się po otaczających ją
witrynach sklepowych i westchnęła z frustracją. Na kogo ona czeka?, pomyślała i przeniosła swój wzrok na Hanę,
która jak gdyby nigdy nic stała oparta o ścianę przy wejściu do sklepów. Już
miała otworzyć usta i wypowiedzieć swoje myśli na głos, gdy zauważyła idącego w
ich stronę Piotra.
— Czy ja o czymś nie wiem? —
zapytała, siląc się na spokój.
— Hm?
Tak,
zbywaj mnie, zbywaj...
— Mogę sobie pójść? — Może nie usłyszy, o co ją pytam?
— Zostajesz, przecież
mieliśmy kupić prezent...
Nadzieja
matką głupich.
— Z NIM?
— A... Dlaczego nie?
Bo
go nie lubię?, Viki nie zdążyła powiedzieć nic więcej, bo
nieszczęsny obiekt jej myśli właśnie do nich podszedł.
— Cześć wam. — Piotr na
przywitanie pocałował Hanę w policzek i uśmiechnął się w kierunku Viki, która
jednak nie odwzajemniła jego uśmiechu.
— Hej... — W jej głosie brakowało
entuzjazmu.
— To jak, idziemy?
— Jasne. — Hana uśmiechnęła
się do mężczyzny i rzuciła krótkie spojrzenie na Viki, które miało znaczyć „Zachowuj
się!”.
Viki tylko przewróciła
oczami i powolnym krokiem ruszyła za nimi, starając się nie zwracać na zakochanych
nawet najmniejszej uwagi. Jednakże, to wcale nie było takie łatwe. Sam prezent
wybierali prawie dwie godziny. Victoria oczywiście nie mogła odmówić sobie paru
nie do końca miłych uwag, które Piotr starał się ignorować, a Hana obracać w
żart, co obojgu nie wychodziło.
— Skoro już wszystko mamy,
to zapraszam was na obiad.
Czekaj,
czekaj... Obiad? Nie, nie zgadzam się...
— Chyba nie skorzystam...
Śpieszę się do Blanki. I tak już jestem spóźniona... — Dobre kłamstwo nie jest złe.
— Skoro czekała już tyle,
to poczeka te pół godziny. — Hana spojrzała ostro na córkę. — Chodź.
Victoria, nie mając innego
wyjścia, z nieszczęśliwym wyrazem twarzy ruszyła za nimi. Siadając przy
stoliku, starała się wybrać najbardziej odosobniony kąt. Szybko wzięła kartę do
ręki i zaczęła się w nią wpatrywać, jakby to była najważniejsza rzecz na
świecie. Zamówiła pierwszą lepszą potrawę, nawet specjalnie nie zawracając
sobie głowy jej nazwą. Marzyła tylko o tym, by jak najszybciej stąd wyjść.
Drgnęła, gdy ciszę panującą przy stoliku przerwał dźwięk telefonu Hany. Jej
matka wstała, mówiąc ciche „przepraszam” i odeszła, by odebrać połączenie. Viki
patrzyła za nią przez chwilę, po czym przeniosła swój wzrok na Piotra. Cholera..., pomyślała przerażona. Nie zaczynaj rozmowy, błagam cię...
— I jak ci się podoba
tutaj? W Polsce?
Cholera.
Zaczął.
— Yyy... Nie jest źle. — Byłoby lepiej, gdyby ciebie tutaj nie było,
ale chyba nie można mieć wszystkiego...
— Tylko tyle?
— A co jeszcze? — Patrz w to jedzenie, to może uzna, że ta
rozmowa cię nie interesuje. A no tak, ona cię NIE interesuje.
— Nie wiem — Piotr wzruszył
ramionami. — Kiedy wyjeżdżasz?
Dowaliłeś.
— Pewno w przyszłym
tygodniu... — W tym momencie do stolika dosiadła się Hana.
— Tego jeszcze nie wiadomo.
Co?!
— O co ci chodzi?
— Mnie? — Hana zdziwiona
spojrzała na córkę. — O nic. Jedz.
Przez chwilę panowała
cisza, którą znowu przerwał dzwonek telefonu. Tym razem jednak była to komórka
Piotra. Victoria bez słowa patrzyła jak mężczyzna przez chwilę ściszonym głosem
rozmawia przez telefon, a potem odwraca się i mówi coś do jej matki. Zachowała
kamienną twarz, gdy chirurg szybko musnął swoimi wargami usta Hany i wstał od
stołu. W jej stronę wysłał uśmiech, którego dziewczyna jednak nie odwzajemniła.
Bo i po co?
Parę godzin później, w
lekarskim, Agata właśnie kończyła uzupełniać papiery. Wstała i miała zamiar
odnieść je do swojego gabinetu, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się.
— Witam. — Męski głos.
Powoli podniosła głowę.
Przed nią stał mężczyzna, na oko po trzydziestce. Był wysoki, miał czarne włosy
i ciemnoniebieskie, można by rzec, że granatowe oczy.
— Yyy... — zaczęła mało
inteligentnie. — Dzień dobry. A pan jest?
— Robert Ostrowski, nowy
kardiolog. — Mężczyzna podał rękę Agacie.
— Kardiolog... — Blondynka
uśmiechnęła się.
— A pani? — Na jego twarzy
również pojawił się uśmiech.
— Agata Woźnicka,
internistka.
— Miło mi.
— Mnie również. — Oczy
mężczyzny zaiskrzyły wesoło. — A tak właściwie, to czemu taka piękna dama jest
tutaj sama? – Rozglądnął się po pustym pomieszczeniu.
— Teraz już nie taka
sama...
— To w takim razie, mogłaby
mnie pani oprowadzić po szpitalu? Będą same korzyści, nie dość, że poznam
budynek, to jeszcze w towarzystwie takiej pięknej kobiety...
— Z wielką chęcią. Ale
proszę, nie pani, a Agata...
— Kolejny plus: piękna kobieta
o pięknym imieniu. Z greckiego oznacza „wspaniała”. Robert, miło mi. — Uśmiechnął
się.
Powtarza
się,
Agata zaśmiała się do swoich myśli.
— Chodźmy.
— Z panią wszędzie.
Przepraszam, zapomniałem, że przeszliśmy na „ty”...
Blondynka zaśmiała się i
pokręciła głową. Wskazała Robertowi drzwi i razem wyszli, kierując swe kroki
najpierw na oddział chirurgiczny, a potem na resztę szpitala.
Hana szykowała się do
wyjścia z Piotrem. Viki była u Blanki, ale zaraz miała wrócić. Lekarka nie
miała ochoty tłumaczyć się córce, gdzie wychodzi, więc miała nadzieję, że zdąży
wyjść przed powrotem dziewczyny.
— Gdzie idziesz? — Drzwi
otworzyły się i stanęła w nich Viki.
Cholera.
— O, już wróciłaś? — W
głosie Hany pojawiło się zmieszanie.
— No, wróciłam... — odparła
powoli Viki. — A ty gdzieś wychodzisz?
— Tak, na taki... Krótki
spacer — mruknęła lekarka.
— Sama? — spytała Victoria,
patrząc podejrzliwie na matkę.
Odpowiedziała jej jedynie
cisza.
— Mam to wziąć za odpowiedź
twierdzącą czy przeczącą?
— Wrócę późno. — Nie pytaj o więcej, proszę cię...
— Nie odpowiedziałaś na
moje pytanie. — Viki nie zamierzała tak łatwo się poddać.
— Victoria.. A jak myślisz?
— westchnęła Hana, patrząc na córkę.
— Może lepiej nie
odpowiem... — …bo musiałabym użyć paru
niemiłych słów.
— To po co pytasz? — Doktor
Goldberg przewróciła oczami.
— Chciałam być miła.
Tak,
oczywiście.
— Jedzenie masz w lodówce.
— O, czyli nie wrócisz na
noc? — zapytała Victoria z udanym zdziwieniem.
— Mówię to tylko na
wypadek, gdybyś o tym zapomniała. — Hana starała się zachowywać cierpliwie, ale
chyba nie do końca jej to wychodziła.
— Naprawdę?
Nie
wytrzymam...
— Naprawdę. Mogę już iść?
— A czy ja ci bronię?
— Wolę się upewnić —
mruknęła Hana.
— I tak byś mnie nie
posłuchała — stwierdziła oczywistość Victoria.
— Masz rację. Idę.
— Miłej... Miłego spaceru
znaczy się.
Bo
ci uwierzę.
— No idź, bo się jeszcze
spóźnisz, i co? — W głosie dziewczyny pojawił się sarkazm.
Hana tylko spojrzała krzywo
na córkę i wyszła. Tymczasem Victoria jeszcze przez chwilę patrzyła na
zamykające się drzwi. Jeszcze tydzień...,
pomyślała i samej nie wiedząc dlaczego,
zrobiło jej się dziwnie smutno. Smutno?! Czego
ty chcesz żałować?, skarciła się w myślach. Że Hana najwyraźniej już ułożyła sobie życie? Proszę bardzo, niech
jest szczęśliwa. Ale ja nie będę na to patrzeć, postanowiła sobie w duchu. Zresztą... Ty i tak jej nie obchodzisz...
Viki zamknęła oczy. Przyjechała tu, sama do końca nie wiedząc po co. Od
początku była pewna, że to nie wyjdzie. Cóż... Po prostu zmarnowała te dwa
miesiące. Ale już za tydzień będzie w Izraelu. Hana pozbędzie się kłopotu, a
ona... Właśnie, czego?
Hana czekała na Piotra
niedaleko swojego mieszkania w umówionym wcześniej miejscu. Miał jeszcze 5
minut, ale ona i tak rozglądała się czy nie idzie... Nagle ktoś zasłonił jej
oczy.
— Zgadnij, kto to... — Mężczyzna
stanął blisko niej i uśmiechnął się.
— Chyba muszę się
zastanowić... — zaśmiała się.
— Mamy czas... — Piotr
pocałował ją w głowę.
— I będziemy tu tak stali? —
Na twarzy Hany pojawił się uśmiech.
— Ty tutaj rządzisz.
— W takim razie, chodźmy. —
Złapała go za rękę.
— Mamy jakiś... plan?
— To ty mnie tu zaprosiłeś,
więc liczę na twoją inwencję twórczą.
Piotr z uśmiechem pokręcił
głową.
— Krótki spacer, a potem...
Zobaczymy.
— W takim razie chodź.
Spacerowali tak prawie
godzinę, rozmawiając i śmiejąc się. Było im ze sobą dobrze i choć na chwilę mogli
zapomnieć o wszystkich innych rzeczach i po prostu cieszyć się sobą.
— Odprowadzę cię —
zaproponował Piotr, gdy stanęli na chwilę.
— Nie, tym razem ja cię
odprowadzę. I bez gadania. — Hana pociągnęła mężczyznę za rękę, na co ten tylko
się zaśmiał i objął ją w pasie.
— Może wejdziesz na chwilę?
— zapytał, gdy już znaleźli się pod jego blokiem.
— I będę po nocy wracać do
domu?
— Odwiozę cię później. —
Piotr nie widział problemu.
— Jasne, jasne. — Pokręciła
głową. — W takim razie, prowadź.
Doszli do drzwi. Piotr
przekręcił klucz w zamku i przepuścił Hanę pierwszą.
— Napijesz się czegoś? — zapytał
mężczyzna, gdy weszli do mieszkania.
— To zależy czego...
— Herbaty, kawy, wina,
wody, szampana... — Piotr wymienił wszystko, co aktualnie miał w domu.
— Przecież miałam wejść
tylko na chwilę.
— To będzie chwila.
Wypijesz i wyjdziesz, jeżeli będziesz chciała. — Uśmiechnął się.
Kobieta przewróciła oczami.
— A dlaczego mam chcieć
zostać? — zapytała podejrzliwie.
— Co chcesz do picia? — Zaśmiał
się.
— Herbatę. I odpowiedz na
moje pytanie.
— Z cukrem czy bez? —
krzyknął mężczyzna, wchodząc do kuchni.
— Bez... Nie myśl, że dam
za wygraną. — Lekarka ruszyła za Piotrem.
— Czarną, zieloną, zwykłą?
— Jakąkolwiek. Jesteś
okropny! — zawołała, widząc uśmiech na twarzy bruneta.
— Ja?
— Tak, ty!
— Nie przesadzaj... Z
cytryną czy bez?
— Bez. Odpowiesz wreszcie
na moje pytanie?
— Twoja herbata. — Piotr z
uśmiechem podał jej kubek gorącego napoju.
— Dziękuję. — Uśmiechnęła
się i podeszła do okna. — I nie myśl, że wyjdę bez odpowiedzi — powiedziała,
wyglądając przez szklaną szybę.
— Nie musisz wychodzić.
— Victoria czeka. Poza tym,
nie miałabym gdzie spać.
— Naprawdę nie miałabyś
gdzie spać? Ktoś na pewno z chęcią by cię przygarnął... — Na jego twarzy znowu
pojawił się uśmiech.
— Ktoś? — Hana odstawiła
kubek na parapet.
— Ktoś... — Piotr podszedł
do niej i objął ją pasie.
— A kto... Na przykład?
— Ja? — mężczyzna
przyciągnął Hanę do siebie, tak, że ta wtuliła się w jego tors.
Kobieta nic nie
powiedziała. Przecież dobrze znała odpowiedź, a jednak ta ją zaskoczyła...
Przez chwilę stali tak w ciszy, patrząc na widok, który znajdował się za oknem.
— Kocham cię, wiesz? —
Piotr przerwał tę cichą kontemplację widoków.
Powoli odwróciła się w jego
stronę. Podniosła wzrok, popatrzyła w jego oczy...
— Wiem. Ja ciebie też. — Była tego pewna jak nigdy
wcześniej.
On delikatnie podniósł jej
podbródek do góry i musnął wargami jej usta. Ona uśmiechnęła się i oddała
pocałunek. Nic więcej się dla nich nie liczyło; byli tylko oni...
Hana stanęła przed drzwiami
swojego mieszkania. Wyciągnęła z torebki klucze. Starała się jak najciszej przekręcić
zamek. Miała wielką nadzieję na to, że Victoria jeszcze śpi... Weszła do
kuchni.
— O, JUŻ wróciłaś? —
zapytała z sarkazmem Viki.
CHOLERA.
— Jak widać...
— Jak miło, że
przypomniałaś sobie, że masz córkę... — mruknęła z przekąsem dziewczyna.
— Cieszysz się? — zapytała
Hana, z powrotem wracając do przedpokoju i zdejmując buty.
— Z jakiego powodu?
Lekarka przewróciła oczami.
— Że „przypomniałam sobie”,
że czekasz na mnie w domu.
— Nie no, oczywiście, że
się cieszę...
— Jasne... — mruknęła Hana,
wchodząc do kuchni.
— Wątpisz w to? — zapytała
Viki z oburzeniem.
— Ależ oczywiście, że
nie...
— Więc w czym problem?
— Mam wrażenie, że ty go
masz.
— Ja? — W głosie Victorii
pojawiło się świetnie udane zaskoczenie. — To ty masz problem, bo zaraz
spóźnisz się do pracy...
— Nie zmieniaj tematu.
— A to ta rozmowa ma jakiś
temat? I serio, spóźnisz się.
— Mam zegarek, więc widzę,
która jest godzina — powiedziała z irytacją Hana.
— Serio? — Zdziwiła się
uprzejmie dziewczyna. — To dobrze. Śniadania nie jesz? — Zainteresowała się
nagle, widząc, że jej matka ma zamiar iść do swojej sypialni.
— Śniadanie? Nie zdążę. — Kobieta
spojrzała na zegarek. — Zjem w bufecie.
— To nie było romantycznego
śniadania we dwoje? – Och, jakie to
smutne.
— Co masz na myśli? — zapytała
ostro Hana, obracając się w kierunku córki.
— Spałaś z nim. Przecież to
oczywiste, MAMO.
— Czyżbym miała do
czynienia z ekspertem w tych sprawach? — odparła z ironią w głosie Hana,
starając się jednocześnie ukryć zmieszanie.
— Nie, nie spałam z tym...
Znaczy, Piotrem — poprawiła się szybko Viki — jeżeli o to ci chodzi.
— Naprawdę? Dziękuję ci,
już myślałam, że mam konkurencję... — mruknęła z przekąsem Hana.
Do
takiego idioty? Nie osłabiaj mnie, proszę.
— Pozostawię to bez
komentarza.
— O, po raz pierwszy od
twojego przyjazdu udało mi się ciebie na tyle zaskoczyć, że odjęło ci mowę —
zauważyła kobieta.
— Nie, po prostu nie mam
słów, by to opisać. — Viki uśmiechnęła się krzywo.
— Wiesz, podobno jak
człowiek czyta dużo książek to powiększa się jego zasób słownictwa. Spróbuj.
— Wiesz, w przeciwieństwie
do NIEKTÓRYCH, umiem czytać, więc nie musisz się martwić o moją edukację.—
Victoria upiła łyk swojej zimnej już herbaty.
— Coś sugerujesz? — zapytała
dla upewnienia Hana.
— W stosunku do ciebie
nie... Oprócz tego, żebyś się o mnie nie martwiła, oczywiście.
— No niestety, musisz
pogodzić się z tym, że zawsze będę się o ciebie martwiła — odparła Hana z
udawanym smutkiem.
— I myślisz, że będę się
cieszyć z tego powodu?
— Uwierz mi, miałam taką
nadzieję — przytaknęła lekarka, uśmiechając się pod nosem.
No
i z czego tak się cieszysz?
— No cóż, nadzieja matką
głupich. — Victoria uśmiechnęła się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.
— Widzę, że wywiązała nam
się bardzo ciekawa rozmowa, ale niestety, wychodzę zaraz i musimy to przerwać.
— Masz rację, jeszcze się
spóźnisz a twój „ukochany'” nie będzie przecież czekał...
— No tak, właśnie dlatego
nie chcę się spóźnić. Wychodzę, nie czekaj na mnie jak coś. — Hana wstała od
stołu.
Bo
na pewno bym się doczekała, pomyślała z sarkazmem Victoria,
patrząc na zamykające się za jej matką drzwi.
*******************
Rozdział trochę późno, ale niestety tak to bywa ze szkołą. Kolejny w okolicach weekendu, najpewniej w sobotę.
To jest genialne ! I takie długie ;))
OdpowiedzUsuńCzekam jak najszybciej na nexta !
Świetne!
OdpowiedzUsuńDialogi, dialogi i jeszcze raz dialogi - mistrzostwo.
Uwielbiam to jak zachowuje się Viki.
No uwielbiam!
noo fajne, super, tylko po co ten wątek z Agatą? ja chce tylko Hane i Piotra :D
OdpowiedzUsuńmeega,ale zgdzam się po co Agata.?
OdpowiedzUsuńuwielbiam te konwersację Viki i Hany ;)
kieeedy next? miał byc wczoraj, a jak tak czekam :(
OdpowiedzUsuńjest świetnie ;*
OdpowiedzUsuńSuper opo;))
OdpowiedzUsuńDaj dzisiaj nexta ;**
Kiedy bd next ???
OdpowiedzUsuńSzybko, szybko next !!!! KOcham to opowiadanie :***
OdpowiedzUsuńEjj proszę moja cierpliwość wisi na włosku ;/ Daj next ;*
OdpowiedzUsuń:) Tęsknie za tym opowiadaniem <3 Napisz coś szybko...
OdpowiedzUsuńDaj dzisiaj next BŁAGAM *.*
OdpowiedzUsuńile mozna czekac na nexta ??!!
OdpowiedzUsuńej, czemu tak rzadko dodajesz nexty skoro to opowiadanie ponoc juz bylo na forum? :(
OdpowiedzUsuńpodaj moze linka do niego to zaskopoje swoją ciekawosc ;p